Midorikawa Ryuji- włosy zielone jak trawa i zapał do pracy. Brązowe oczy i płonące weń ogniki, artysta jak się patrzy, malarz.
I Hiroto Kiyama- czerwona czupryna, okulary, głowa pełna pomysłów chętnie przezeń na papier przelewanych. Pisarz, w dodatku piekielnie dobry bo już z trzema publikacjami na koncie oraz dwoma mandatami za zbyt szybką jazdę do wydawnictwa.
Spotkali się, można by rzec zbiegiem okoliczności i to jak się okazuje wyjątkowo feralnym, bo pierwszy z panów wpadł na drugiego, przy okazji oblewając jego drogą marynarkę nieco mniej drogą kawą.
- Proszę o wybaczenie!
- Żaden problem! - odpowiada szybko Hiroto, zerkając ukradkiem na zielone włosy i plamę tego samego koloru farby akrylowej na opalonej twarzy.
- Nie, nie! - zaprzecza Ryuji, a żwawo gestykulując przypadkowo uderza pana pisarza w twarz- Jezu Chryste, czy wszystko w porządku?!
Kiyama nic nie odpowiada, zamiast tego pocierając zaczerwionione już miejsce.
- To naprawdę żaden kłopot, a teraz-
Teraz, ignorując tłumaczenia i prośby Hiroto, człowiek chaos który jak się potem okazuje ma na imię Midorikawa Ryuji wyciąga go na przeprosinową kawę, a potem jeszcze następną i dwie kolejne, po których to pan pisarz decyduje się wreszcie zaprosić go na kolację.
Po kolacji są spacery.
A po spacerach więcej kaw i trwożąca pisarza myśl, że jeszcze nie daj boże obaj z Midorikawą umrą na nadciśnienie, lub, co gorsza miłość.
Szczęście w nieszczęściu, sprawdziła się jedynie druga z wróżb.
Ah, ci dzisiejsi artyści. Tylko kawa, miłość i rewolucja im w głowach.
Jedynie na ścianach domu malarza obrazy o uśmiechniętej twarzy pana pisarza- tylko one się poza głowę wydostały.
CZYTASZ
Płomienie [Inazuma Eleven]
FanficPłomienie pasji które trawią moją duszę miały nigdy nie znać końca. I dobrze. Bo gdy dogasną, zostanie ze mnie tylko proch. Angstowe OS o postaciach i shipach z Inazumy, pisane bardziej dla mnie aniżeli dla kogokolwiek innego. Zakochałam się od nowa...