Rozdział 2. Zemsta

183 12 11
                                    

Zajęli jedną z ławek, zasiadając na obu jej końcach w dystansie, przypominając raczej przypadkowych spacerowiczów niż nawet znajomych. Yannis nie spieszył się z rozmową, w większości milczał. Roma z nudów szurała po żwirze przesuwając z chrzęstem dziesiątki kamyków pod podeszwą, ostatecznie dzieląc płaszczyznę brzegiem buta. Jedna z prostopadłych do granic alejki linia dzieliła tę część, którą zajmowały nogi mężczyzny od jej części. Gdyby potrzebowali dodatkowego dystansu.

Yannis po tygodniach spędzonych razem nadal wydawał się jej najbardziej tajemniczym typem, którego poznała w życiu. Nawet łącząca ją znajomość z Mycroftem upływ czasu odczarował tę warstwę nieprzejednania, skuł powierzchnię lodu izolującą uczucia od rozumu, a kontekst inspektora doszczętnie pogrzebał tę pozę. Greg nie mógł być z kimś tak okropnym, jak opisywał brata Sherlock, dając ponosić się fantazji i teatralnemu dramatyzmowi i szczerze w to wierzyła. Ponadto nie mogła zapomnieć, że ostatecznie jej pomógł. I to nie raz. W syntezie tego wszystkiego starszy Holmes wydawał się całkiem przyzwoitym człowiekiem. A już na pewno okazywał się „znanym" złem, przy którym potrafiła egzystować, przy którym musiała się pilnować w tych i tych kwestiach, ale nadal pozostawało to łatwiejsze w obliczu zagadki, którą stanowił mężczyzna, który pojawił się znikąd na chodniku Baker Street.

O nim nie wiedziała tak naprawdę niczego, a obserwacje, których uczyła się od Sherlocka na niewiele się przydawały. Nie widziała w nim nic szczególnego, oprócz blizn i zdeformowanej nogi, która wskazywała tajemniczą, mroczną przeszłość, o której z pewnością nie chciał mówić, bo prędzej czy później w którejś rozmowie by do tego nawiązał. Musiał być Szkotem z rodziny imigrantów z Bliskiego Wschodu lub co najmniej południa Europy (dawna Jugosławia, Włochy, Bułgaria, Grecja?), ale sądząc po barwnym akcencie, wychowywanym na Wyspach od dziecka. Ponadto musiał mieć od trzydziestu do trzydziestu pięciu lat i kwalifikować się na rentę inwalidzką, oglądając okiem laika jego zmagania z przydzieloną pracą, o którą heroicznie walczył. Wcześniej musiał być związany z SIS, ale teraz? Nadal nie potrafiła odkryć, na jakich zasadach pracuje dla Mycrofta, jak oficjalna jest to praca, a na ile sposób, w którym nieoficjalnie odnajdował sposób na zatuszowanie kryzysu z lata. Yannis był sumienny, a jednocześnie zwracający uwagę wygląd, utykanie i ogólne problemy z chodzeniem musiały ograniczać obowiązki, które normalnie mógłby wykonywać.

Chodzenie o kuli nie miało w przypadku Yannisa niczego z wdzięku doktora House'a, raczej było aktem słabości i łączyło się z wściekłością skierowaną wobec całego świata. Widziała nieraz, jak próbował chodzić bez podparcia. Cały dzień wytrzymywał wyprostowany, dumny, ani przez moment nie widziała na jego twarzy skrzywienia, ale kończyło się to paraliżującym bólem dnia kolejnego. Ból dość naturalnie łączył się z jego życiem. Roma czasem wolała nie wchodzić mu w drogę przez kilka pierwszych godzin. W chwilach, kiedy leki przestały działać lub jeszcze nie rozpoczęły potrafił być tak zgryźliwy, jak jeszcze nikt inny.

W całej otoczce bycia nieprzejednanym, cholerycznym Szkotem najbardziej doprowadzało ją do szału, że agent wiedział o niej mnóstwo detali, prawdopodobnie z nieodległych czasów, kiedy była na świeczniku służb i poddawania inwigilacji, i nie bronił się przy wykorzystywaniu tego w codziennych rozmowach.

Kiedy brakowało danych, często dopowiadał sobie resztę i tworzył koszmarki nadające się do telewizyjnych dramatów. Przez pierwsze dni musiała uświadomić go, że z Wiktorem nie łączyło jej nic prócz wynajmowanego wspólnie mieszkania, tak naprawdę nieszczególnie za nim przepadała, a zginął, „bo sfrajerzył". Po trzeci, dobitnym tłumaczeniu Yannis już więcej nie poruszał tego tematu, chyba rozczarowany, że nie znalazł drugiego dna rodem z filmów klasy B kina akcji lat osiemdziesiątych. Traktował ją dość dobrze, nigdy nie przyszłoby jej do głowy, by się skarżyć, a jednocześnie czuła dziwny dystans między nimi. Nieodpowiedni nawet w takiej relacji, jaka ich łączyła.

Podwójny szach | Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz