Rozdział 5. Hunter, Halo, Reine, Red Część pierwsza

80 9 0
                                    

Kapsel wieńczący smukłą szyjkę butelki piwa odskoczył z syknięciem po podważeniu krawędzią plastikowej zapalniczki. Roma leżała z wysoko podłożoną poduszką pod głową, w pokoju Johna na górze, a jej telefon spoczywał na brzuchu, rozświetlony ekranem wskazującym na prowadzenie rozmowy. Pokój tonął w półmroku rozświetlanym przez bezużytecznie włączony komputer z zapauzowanym serialem i nieśmiało przesączające się światło uliczne.

– Czasami zastanawiam się, czy kiedy się odzywasz, to nie jest ostatni raz, kiedy rozmawiamy – stwierdziła kobieta po drugiej stronie z lekkim wyrzutem. Język polski usłyszany po raz pierwszy od śmierci Wiktora brzmiał odlegle i obco. Rozmów z matką nie wliczała. – Nie rozumiem, dlaczego tak ciężko jest ci czasem napisać, „żyję, nie zbieraj na kwiaty".

– Przestań tak mówić, Daga. Po prostu byłam zajęta. Bardzo – odpowiedziała, wsłuchując się z uwagą we własny głos, równie odzwyczajona. Badacze już dawno zauważyli wyraźne różnice brzmienia głosu w zależności do używanego języka. Jej wyjaśnienia brzmiały mniej szczerze i mniej potulnie od wymówek serwowanych na co dzień.

Upiła kilka łyków trzeciego piwa. Alkohol szumiał jej w głowie, jak sesja odkurzania u sąsiadów przez ścianę obok, która budziła ją punkt ósma rano w dni, kiedy nie wstawała o świcie. Trunek dawał jej wyczekiwane odprężenie po kilku dniach biegania od punku A do B podsycanym dopingującym ją stresem, że jeśli sobie nie poradzi i spóźni się w którejś z miejsc, nie potrafi znaleźć satysfakcjonującej wymówki, gdyby ktoś pytał. I tak wszystko trzymało się jedynie prowizorycznie.

– Przyjadę do Warszawy, nie martw się – zapewniła ją jeszcze raz, poprawiając telefon i przesuwając go w górę. Obudowa zasłoniła połowę napisu „waiters gonna wait" ze starego sprawnego t-shirtu.

– Jak przyjedziesz, będziemy pewnie świętować twój przyjazd na Foksalu i Nowym Świecie.

– Miła odmiana dla ciebie.

– Daj spokój. Ostatni wypad na piwną środę do Remontu wspominam tak źle. Spotkałam jakiegoś dziwnego studencinę, który opowiadał mi o niestworzonych rzeczach, a potem mruczał o tym przez sen. Rano kazałam mu się zwijać, bo niby jadę do pracy. Odprowadził mnie na przystanek nawet. Zrobiłam kółko tramwajem i w tym czasie poblokowałam wszystkie możliwości, gdyby chciał się ze mną skontaktować.

– Co z Sebą?

– Nie wiem, nie wróciliśmy do siebie. Na razie. Trudno o komfort w związku, kiedy on trzyma przy kaloryferze owinięte w kołdrę hodowle bakterii, z którymi wywalili go z laboratorium. To skończy się jak w „Rec". Odnajdziesz moją taśmę i zmontujesz w film i zarobisz miliony, że kupisz całą naszą ex-kamienicę.

– Pomyliłaś z „Wiedźmą z Blair"...

– Przypomnij mi jeszcze raz, co ty robisz w tym Londynie? Nadal pracujesz w Scotland Yardzie, mimo ACAB i znajomości z każdym krawężnikiem z Ząbkowskiej?

– Teraz nawet zaczęłam studiować. Politykę i ekonomię.

– Ale musiało ci się poprzesuwać w głowie od wyjazdu – podsumowała ją jednym zdaniem. – Gdzie się podziała moja stara Roma? Umiesz chociaż nadal wypić szklankę wódki na hejnał jak za starych dobrych czasów?

Roma zaśmiała się w odpowiedzi, aż telefon zsunął się na kwiecistą pościel.

– Z pewnością, ale nie wiem, co działoby się chwilę później.

– Mam nadzieję. Przynajmniej to. W ogóle pamiętasz...

Przez grzeczność wysłuchała opowieści o ludziach, których ledwo pamiętała, chociaż musiała ich znać, gdyż Dagmara nie była na etapie zanudzania jej kompletnym bezsensem. To po prostu wszystkie lata praktycznie po zdaniu matury sklejały się w jedną oniryczną historyjkę, w której jedynym kontaktem z ziemią były niezłomne próby pogodzenia się z rodziną i wywiązania się z obietnic, które w większości dotyczyły powrotu, utrzymania się lub skończenia studiów, do czego nigdy nie doszło. Życie z prac dorywczych, cykliczne przenoszenie się między mieszkaniami, przedłużona o zdecydowanie zbyt wiele przygoda z warszawską gastronomią przepleciona rajdem po dawno już niemodnych lokalach i domówkami w dni wolne, a wszystko okraszone alkoholem po promocyjnej cenie i papierosami z przemytu, które w okresie świątecznym ustępowały akcyzowanymi marlboro dla oszukania siebie, że nie było się jeszcze na takim dnie.

Podwójny szach | Sherlock BBCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz