Rozdział 2 ~ Oskar

70 8 3
                                    

-Dzisiaj dalej zajmujemy się funkcją liniową. Oskar zapraszam do tablicy. – powiedział nauczyciel do znudzonej całym dniem nauki klasy pierwszej C. Szczupły chłopak średniego wzrostu, wstał i podszedł do tablicy. Miał na sobie wytarte jeansy, szarą bluzkę i skórzaną kurtkę. Na początku roku nauczyciele nie mogli znieść, że nosi kurtkę w klasie. Przez pierwszy miesiąc miał na ten temat pogadankę przynajmniej raz dziennie lecz kiedy te zmasowane tyrady nie dawały żadnego skutku, a Oskar okazał się być dobrym uczniem, odpuścili. Rozwiązanie zadania nie zajęło mu dużo czasu, gdy skończył nauczyciel pokiwał głową z aprobatą, a chłopak wrócił na swoje miejsce. Wiedział, że będzie miał spokój od tablicy już do końca lekcji, więc udając, że pracuje zaczął gryzmolić w swoim zeszycie, a myślami znalazł się gdzieś daleko poza klasą.
Nagle poczuł dziwne ukłócie - Auć! – syknął cicho. Na ławce przed nim leżał mały kamyczek, który przed chwilą uderzył go w kark. Nim zdążył jakkolwiek  zareagować,  z drugiej strony trafiła w niego gumka recepturka, zostawiając na jego skórze wąską pręgę. Po klasie rozszedł się cichy śmiech. Zrozumiał co się dzieje. Klasa znowu urozmaicała sobie nudną lekcje, jego kosztem. Raz po raz uderzały go małe przedmioty, pochodzące z piórników jego kolegów, a wraz z nimi rozchodziły się ciche śmiechy i nawoływania.
- Ty, Borkowski! No weź się odwróć, brakuje nam twojego towarzystwa!- krzyczeli prześmiewczym tonem.
– Chcecie zobaczyć kujona z kijem w dupie? – uderzenie gumki. – ma takiego kija w dupie, że nawet nie zareaguje.- i znowu śmiech.
Oskar chciał zareagować, chciał się postawić pokazać im, że nie da sobą pomiatać ale wiedział, że nie mógł. Gdyby tylko spróbował im coś odpowiedzieć dał by im satysfakcje i pretekst do kolejnych żartów. Natomiast gdyby chciał zgłosić coś nauczycielowi, po lekcji nie był by bezpieczny. Narastał w nim ból upokorzenia. Czuł jak jego gardło i żołądek zaciska się w supeł. Każda sekunda lekcji ciągnęła się nie miłosiernie, zaciskał ręce w pięści tak, że krótkie paznokcie rozcięły skórę. Nie mógł pokazać jak bardzo cierpi i jak wielki gniew odczuwa. Nie chciał dawać im satysfakcji ale emocje buzowały w nim i kiedy myślał, że już ich nie opanuje… Zadzwonił dzwonek. Wypadł z Sali zanim do reszty klasy w ogóle dotarło, że lekcja dobiegła końca. Nie przejmując się chłodem, który panował na zewnątrz oparł się o ścianę z tyłu budynku. Nie mógł płakać. Jeżeli ktokolwiek zobaczył by, że płaczę sprawy potoczyły by się jeszcze gorzej.
– Facet powinien być twardy. – usłyszał w głowie głos swojego ojca.

Wyciągnął z plecaka paczkę fajek i zapalniczkę. Nigdy nie lubił palić. Zawsze uważał, że to głupie. Po co wypełniać swoje płuca czymś co nas zabija? Jednakże odkąd jego życie przestało mieć dla niego znaczenie odnalazł w tej popularnej truciźnie swoje ukojenie i wręcz zabawną metaforę. Drżącą ręką wsadził sobie papierosa do ust, płuca wypełnił mu żrący dym, który przez chwilę w nich zatrzymał, a następnie powoli wypuścił. Zobaczył jak jego klasa rozchodzi się do domów zataczając się ze śmiechu. Miał dziwne wrażenie, że wie z czego się śmieją. Gniew znowu w nim wybuchł. Podciągnął rękaw kurtki i zgasił papierosa przyciskając go do swojego przedramienia. Poczuł palący ból, który na chwilę ukoił jego nerwy, a na jego bladej skórze pozostał okrągły, przypalony, ślad. Wygrzebał z torby słuchawki, a  ciężkie dźwięki elektrycznej gitary wypełniły mu uszy, zabierając resztki rozedrganych emocji.

Wrócił do domu, w którym nikogo jeszcze nie było. Jego rodzice oraz młodsza siostra powinni wrócić za jakieś 20 min. Miał tylko parę chwil sam na sam ze sobą. Parę minut by w końcu okazać słabość. Pozwolił aby gniew, ból, żal i upokorzenie nim zawładnęły. Po policzkach pociekły gorzkie łzy, walił pięściami w ścianę aż na dłoniach pojawiły się krwawe zadrapania. Zatracił się w tym i nie zauważył kiedy minęła szesnasta. Rozległ się dzwonek do drzwi. Oskar zaklął pod nosem, prędko przemył twarz z łez i zanurzył pokaleczone dłonie w zimnej wodzie. Usłyszał jak drzwi się otwierają.
- Otworzyć rodzicom, którzy przychodzą z ciężkimi zakupami to nie łaska?- Dobiegł go głos ojca.
- Przepraszam byłem w toalecie. –
- Zawsze masz jakąś wymówkę. – surowy ton wskazywał, że jest zawiedziony zachowaniem syna.
- Daj spokój Robert! – mama jak zwykle próbowała naprawić sytuację.
Wyszedł z łazienki i skierował się do salonu chciał sprawdzić czy na ścianie nie zostały, żadne ślady jego bójki. Na szczęście nie. Miał zamiar zaszyć się w swoim pokoju i spędzić tam resztę dnia by uniknąć zbędnych pytań na temat jego dłoni, jednak kiedy przemykał przez korytarz usłyszał wołanie.
- Oskal! Oskal! – Jego siostrzyczka wybiegła z kuchni, wyciągając ku niemu swoje małe, słodkie rączki.
Podniósł ją, a mała wtuliła się w jego  pierś.
– Co słychać Em? – Powiedział łaskocząc dziewczynkę po plecach.
- Psestań! Psestań plose!- krzyczała dusząc się ze śmiechu. Nagle przerwała, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Oskal?
- Tak kochanie?
- Co ci się stało w lekę?- drobną rączką wskazała na podrapaną dłoń.
- To nic takiego, nie mów proszę ro… - nie dokończył. Przerwał mu surowy głos ojca.
- Czego ma nam nie mówić?
- Niczego, zdradziłem małej w sekrecie jaki jest mój ulubiony kolor.
- Kłamiesz!- ryknął, a Oskar już wiedział co nadchodzi. -  Maria! Zabierz proszę Emilkę, do salonu.
- Robert, daj spokój. – wyszeptała błagalnie mama.
- Po prostu ją stąd zabierz. – syknął gniewnie.
Kiedy dziewczyny wyszły podszedł do swojego syna i wymierzył mu siarczysty policzek.  – Nie waż się więcej mnie okłamywać! Idź do swojego pokoju, porozmawiamy jutro kiedy Maria zabierze Emilkę na balet.
- Tak jest. – odpowiedział Oskar i odszedł.

Jego pokój był w koszmarnym stanie, przez porozrzucane ubrania ledwie w ogóle można było dostrzec podłogę. Oskar nie miał jednak siły sprzątać, założył słuchawki i ciężkie dźwięki znowu wypełniły jego uszy, odcinając od otaczającego go świata. Łzy płynęły po policzkach. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, nic co mogło by poinformować rodzinę o tym, że płaczę.

To moja wina. Nie powinienem spoufalać się z Em. Ojciec uważał mnie za zły przykład dla niej. Denerwuje go, że spędzam z nią czas.

Gorzkie myśli krążyły po głowie. Nienawiść do siebie samego, złość na ojca, powoli przejmowały kontrolę. Wyciągnął z szuflady małą srebrną żyletkę schowaną pod książkami. Patrzył na nią walcząc ze sobą, by tego nie zrobić. Po dłuższej  chwili, poddał się. Przycisnął zimny metal do nadgarstka i przeciągnął rozcinając bladą, delikatną skórę. Potem jeszcze raz i kolejny. Na biurko skapywały ciemnoczerwone krople krwi.

TerapiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz