Rozdział 5 ~ Przyłapana.

45 4 1
                                    

-Anna?! Anna!!! Obudź się

- heee? – jęknęła zdezorientowana dziewczyna. Głos matki gwałtownie wyrwał ją z głębokiego snu.

Kiedy odzyskała świadomość, wezbrał w niej gniew. Matka dobrze wiedziała, że jej córka nie lubi kiedy ktoś wchodzi bez pozwolenia do jej pokoju. Podniosła się szybko i miała zamiar stanowczo powiedzieć swojej rodzicielce, co myśli o tym wtargnięciu. Jednak kiedy jej wzrok padł na kobietę, głos uwiązł dziewczynie w gardle i była pewna, że zbladła tak bardzo, że mogłaby się wtopić w swoją białą ścianę.

- Co to jest?!- krzyknęła mama. Na jej otwartej dłoni leżała mała, srebrna... żyletka.

Panika niemal sparaliżowała Annę i przez moment dziewczyna była pewna, że prędzej umrze niż cokolwiek teraz powie. Ostatecznie wypaliła jedną z najgłupszych odpowiedzi jaka mogła jej przyjść do głowy.

-Nie wiem. Gdzie to znalazłaś?

-Nie zgrywaj głupiej dziecko. W twojej szufladzie.

Panika osiągała już tak duży poziom, że dziewczyna dziwiła się, że w ogóle jeszcze trzyma się na nogach. Zacisnęła pięści by opanować drżenie rąk.

-Dlaczego grzebałaś w mojej szufladzie!

-Nie zmieniaj tematu to nie ma teraz znaczenia.

Złapała Annę za ramie. Dziewczyna próbowała się wyrwać ale jej się nie udało poczuła pieczenie i cicho syknęła. Mama podwinęła jej rękaw, ukazując ukryty pod nim bandaż, na którym – o, zgrozo. – rozrastała się plama krwi. Najwidoczniej kiedy szarpała się z mamą jeden ze świeżych strupów pękł. Kobieta syknęła wciągając nerwowo powietrze i zaklęła pod nosem. Córka bała się na nią spojrzeć, niemiała pojęcia jak matka zareaguje ale kiedy, w końcu na nią spojrzała zobaczyła coś czego kompletnie się nie spodziewała... gniew.

Kobieta chwyciła ją za rękę brutalnie wyciągając z łóżka i pociągnęła za sobą do salonu. W zdecydowanie za bardzo zagraconym jak dla Anny pokoju, na brązowej kanapie siedział jej ojciec. Wgapiał się w telewizor, leciał kolejny dziennik informacyjny pokazujący jak ludzie dążą do wyginięcia. Matka wtargała dziewczynę na linie wzroku ojca, który natychmiast zorientował się, że coś jest nie tak.

- Michał! – powiedziała z czystą furią w głosie.

- Co się stało kochanie? – powiedział mężczyzna, wyraźnie próbując zorientować się w sytuacji. Codzienne kłótnie nie były niczym dziwnym, za to widok córki wyciągniętej z łóżka już tak.

- Wiesz co znalazłam w szufladzie twojej córki?! Żyletkę!- podciągnęła Ani rękaw, pod którym skrywał się zakrwawiony opatrunek. Tata zaniemówił wyraźnie nie wiedząc jak zareagować, to co ostatecznie powiedział zaskoczyło obie kobiety.

- Dlaczego mówisz mojej córki, a nie naszej? – Anna wcześniej nie zwróciła na to uwagi, czuła się jakby ta scena odbywała się kompletnie poza nią. Ostatkami sił powstrzymywała wybuch ataku paniki, który w niej narastał. Walczyła, o każdy oddech, a tą rękę, której jej matka nie szarpała bezlitośnie przed oczami ojca, ściskała w pięść, aby ukryć drżenie. Mama przez chwilę wyglądała na zbitą z tropu po czym odpowiedziała. Odpowiedź rozdarła młodej dziewczynie serce.

- Ja już nie mam córki. Nie tak ją wychowałam. – odpowiedziała i wyszła z pokoju.

Nastolatka jeszcze nigdy nie słyszała takiego lodu w głosie matki. Przez chwilę stała jak zamurowana, po czym wybiegła z domu tak jak stała, w piżamie. Bała się wychodzić z domu, zwłaszcza po ciemku ale nie potrafiła tam zostać. Nie mogła spojrzeć ojcu w oczy musiała znaleźć się gdzieś daleko. Biegła ile sił szloch był tak mocny, że ledwo była wstanie oddychać, zastanawiała się czy jeżeli będzie biegła wystarczająco szybko, to straci oddech i umrze.

Dotarła do centrum miasta, kiedy w końcu zabrakło jej tchu. Stanęła na chwilę i kiedy dotarło do niej co się tak naprawdę stało. Zrozumiała, że uciekła z domu, że stoi na środku zatłoczonej ulicy w nocy, w samej piżamie. Nie dała już dłużej rady. Zawładnęła nią panika.

Z pamięci wychynęły obrazu, uliczka w nocy, krzaki. Nie! Nie chcę! Błagam nie! Czy ja umieram! Czy to w ogóle jest moje ciało! Oddech! Jak się oddycha? Mam zawał? Muszę umrzeć, to się musi zaraz skończyć! Zaraz zemdleję! Mam atak przy tych wszystkich ludziach? Gdzie ja właściwie jestem?! Serce mi zaraz wybuchnie! Co jeżeli ktoś wezwie karetkę? Nie chcę do szpitala! Zamkną mnie na oddziale! Nie chce pokoju bez klamek! Boże co ja w ogóle gadam! Co jeżeli naprawdę mam zawał? Niech ktoś wezwie karetkę! Karetka tu nie dojedzie! Na pewno zaraz umrę! I to wszystko się...

Anna poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu. Przed oczami stanęła jej twarz dziewczyny, która coś do niej mówiła. Próbowała usłyszeć co ale nic nie rozumiała. W końcu usłyszała zdanie.

- Proszę jeżeli wiesz, że to co się teraz dzieje to atak paniki, to kiwnij głową. – wszystkimi możliwymi siłami Anna zmusiła się i delikatnie kiwnęła głową.

Nieznajoma chwyciła ją pod ramię. Zaczęła prowadzić wzdłuż ulicy. W Annie wszystko aż zawrzało. Obca osoba chciała ją gdzieś zabrać. Dziewczyna próbowała się wyrwać ale atak paniki wciąż nią miotał i bez skutku. Kobiety szły dość długo, zanim doszły do wysokiego wieżowca. Wjechały windą na 7 piętro. Ania za wszelką cenę nie chciała wchodzić z obcą kobietą do mieszkania ale ledwo słaniała się na nogach i nie była wstanie nawet się odezwać. Nieznajoma zaprowadziła ją do małego pokoiku i ułożyła na łóżku. Coś mówiła ale dziewczyna nie mogła nic z tego rozumieć, świat powoli się rozmazywał, panika ustępowała ale atak tak ją wycieńczył, że odpływała w ramiona snu.

()

TerapiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz