Rozdział 7 ~ Filip.

25 4 0
                                    


Dwudziestoletni mężczyzna leżał na łóżku w swojej kawalerce. Było już południe ale on po raz kolejny nie był wstanie wstać. Nie poszedł na zajęcia, a jego terapeutka dobijała się do niego bo wczoraj nie pojawił się na spotkaniu. Tak samo dobijała się do niego Weronika, jedyna osoba poza panią psycholog, która wiedziała w jakim jest stanie. Mama przyzwyczaiła się, że rzadko dzwoni bo przecież ''pilnie się uczy'', oczywiście nie miała pojęcia, że tak naprawdę jest na granicy wylecenia z uczelni, a nawet jeżeli go nie wyrzucą to na bank nie zda następnej sesji, więc w sumie co za różnica? Jego skromne mieszkanie znajdowało się w suterenie co sprawiało, że miał tylko jedno, małe okienko dające nikły snop światła. Tak więc, leżał gapiąc się w popękany sufit w niemal całkowitej ciemności mimo, że na zegarku dochodziła 12.30. W jego głowię toczyła się bez sensowna walka między bezsilnością, a wyrzutami sumienia, że po raz kolejny zawalił. Stan depresyjnej wegetacji i obmyślanie kolejnych sposobów na odejście z tego świata, przerwało mu donośne walenie w drzwi.

-Otwieraj! Wiem, że tam jesteś!

-Cholera. –zaklął cicho pod nosem od razu rozpoznając głos przyjaciółki.

-Filip! Otwieraj! Nie odejdę stąd dopóki nie otworzysz albo dopóki nie rozwalę tych drzwi!

Mężczyzna leżał tak jeszcze dłuższą chwilę licząc, że jednak odpuści, poddał się gdy nie mógł już wytrzymać głośnego walenia i krzyków. Weronika zaczęła już nawet kopać drzwi. Powoli z trudem zwlekł się z łóżka i poczłapał by jej otworzyć.

-Litości dziewczyno. – jęknął, wpuszczając drobną osóbkę do środka i kierując się z powrotem do łóżka. – skąd w tobie tyle siły?

-No wreszcie! – młoda kobieta, rzuciła swoje torby na podłogę przy drzwiach nawet nie pytając o zgodę. – Już myślałam, że... -urwała.

-Żyję. – rzucił sucho.

Dziewczyna westchnęła smutno i kucnęła przy jego łóżku.

-Nie przyszedłeś znowu na wykłady.

-Będziesz mi o tym przypominać? Pragnę zauważyć, że one wciąż trwają, a ciebie również tam nie ma.

Ostry ton jego głosu porządnie zabolał Weronikę ale nie miała zamiaru dać tego po sobie poznać. Siedziała dłuższą chwilę i obserwowała przyjaciela leżącego w łóżku.

- Zrobię ci coś do jedzenia. – postanawia w końcu

-Wiesz, że i tak nie zjem.

Dziewczyna nie odpowiedziała tylko wstała i wyciągnęła z torby zakupy, które wcześniej zrobiła: parę bułek, ser, szynka, makaron i sos boloński, co prawda jedzenie ze słoika nie było może najpożywniejszym daniem ale uznała, że to najlepszy wybór ponieważ nie była zbyt dobrą kucharką. Produkty na obiad, położyła na zabrudzonym blacie, pieczywo schowała do szafki, a pozostałe zakupy do lodówki. Szukała jakichś czystych garnków ale ich nie znalazła, tak samo jak talerzy czy sztućców, postanowiła więc umyć stertę naczyń leżących w zlewie, niewiadomo już jak długo. Gdy wszystko już było czyste, zabrała się do gotowania i po około 15 minutach, na blacie stały dwa talerze z ciepłym obiadem. Wzięła je i postawiła na małym stoliku obok łóżka.

-Proszę cie, zjedz. – zaczęła łagodnie – wiem, że uwielbiasz spaghetti.

-Nie chcę. –nawet na nią nie spojrzał.

Weronika postanowiła odpuścić na chwilę temat jedzenia,

- Byłeś wczoraj na terapii? – zapytała chodź znała odpowiedź.

-Nie. – W momencie, kiedy to powiedział po raz kolejny zadzwonił jego telefon, a na ekranie pojawił się numer pani psycholog.

-Odbierz.

-Nie.

-Bo ja to zrobię.

-Nie. –telefon przestał dzwonić. – i po kłopocie.

-Za chwilę znów zadzwoni.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

-To może powinnaś wyjść za nim to się stanie, chce być sam.

Jego słowa po raz kolejny ją zraniły ale wiedziała, że nie może się obrażać na człowieka w takim stanie.

-Nigdzie się stąd nie ruszę.

-Nie masz prawa to moje mieszkanie.

-To wezwij policję. Jak cię zobaczą w takim stanie to zawiozą cie prosto do psychologa więc w sumie wyjdzie to na dobre.

Zapadła ciężka cisza.

-Filip, zrozum możesz leżeć i się nie odzywać całą wieczność, możesz mnie wyzywać i próbować stąd wywalić ale żadna z tych rzeczy nic nie da. Nie zostawię cie samego. Nie pozwolę ci się zabić, ani głodzić. Jeżeli w ciągu dwóch, góra trzech godzin to jedzenie nie zniknie z tego talerza to wepchnę ci je siłą do gardła. Nie pozwolę ci tak łatwo odejść z tego świata. – głos się jej lekko załamał. Przyciągnęła małe krzesło stojące przy biurku i postawiła koło łóżka, usiadła na nim i okryła się kocem, który wcześniej leżał rzucony byle jak na podłodze. Już nic nie powiedziała tylko siedziała, po prostu przy nim była.

Chłopak odwrócił głowę w jej stronę. Była taka... pełna życia. Nie pasowala tu, do tego szarego świata. Jej zarumieniona od emocji twarz, którą okalały zafarbowane na fioletowo, krótkie włosy, bluzka w kwieciste wzory, czerwona pomadka na ustach... To wszystko było takie żywe. Nie pasowało tu, nie pasowała do jego martwego świata. Bał się, że ją zniszczy, że wyssie z niej to życie ale ona, nigdy się nie zrażała. Cokolwiek by nie powiedział albo zrobił ona zawsze była silniejsza i nie odchodziła. Nie zasługiwał na to. Ona nie zasługiwała na to, żeby się z nim użerać, zasługiwała na lepszych przyjaciół niż on i na szczęście. Wiedział, że poradzi sobie kiedy stąd odejdzie, chciał ją od siebie uwolnić, jednak ona skutecznie trzymała go przy życiu. Nie chciał by cierpiała. Łatwiej byłoby jej bez niego ale mimo wszystko jakaś ostatnia żywa cześć w nim nie chciała jej zawieść. Podniósł się na łóżku i zabrał się powoli za jedzenie, widząc jak na jej twarz wpływa delikatny uśmiech. Kolejny raz z nią przegrał. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 11, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

TerapiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz