Dzień 1

52 5 5
                                    

Dociskam dłoń do policzka. W niewielkim oddaleniu stoi kubek z kawą. Mocny aromat dochodzi do mojego nosa. Nie chcę jej pić. Nie mam pojęcia, po co ją zrobiłem. Raczej nie dodałem cukru. Mam postanowienie, by nie słodzić napojów. To trudne, ostatnio wypiłem herbatę bez cukru i przez cały dzień czułem się źle. A teraz ta kawa... Stoi tu i nie chce sama wyparować. Muszę ją wypić. Prostuję palce i chwytam ucho kubka. Przyciągam go do siebie. Unoszę go i lekko przechylam, brązowy napój wydaje z siebie odgłos chlupotu. Dotykam wargami porcelany, gdy słyszę pukanie. Szybko odstawiam kubek, mówiąc sobie, że wcale nie szukam wymówki, by jej nie wypić.

Pukanie jest głośne i natarczywe. Nie odpowiadam. Chcę zobaczyć, co zrobi osoba za drzwiami. Jest niecierpliwa. Liczę w myślach do trzech i wygodniej opieram się o oparcie krzesła. Nie powinien wejść, zna zasady. Musi czekać. Wtem drzwi się otwierają i do środka wchodzi mężczyzna. Bezczelny. Trzaska drzwiami i obraca się w moją stronę. Jest zdeterminowany, choć wydaje się być również zdziwiony. Patrzy na moją bliznę, a później na oczy. Przyglądam mu się. To nowy, widziałem go wczoraj na ćwiczeniach. Ma włosy we wszystkich kolorach. To irytujące, ponieważ chłopak manifestuje barwami coś, czego nie potrafię zrozumieć. Jego włosy są postawione na żel i nawet z tej odległości jestem w stanie stwierdzić, że są sztywne. Ma pociągłą twarz, lewy kącik jego ust jest wyżej niż prawy, przez co wydaje się, że cynicznie się uśmiecha. Jego tęczówki są niebieskie, nie ma połowy brwi. Tak, to taki mój mankament - przyglądam się szczegółom. Jego koszula jest nieuprasowana, dwa guziki od góry zostały rozpięte, kołnierzyk - niechlujnie wywinięty. Materiał spodni jest sprany i starty w niektórych miejscach, ma niedokładnie zasznurowane buty o rozmiar za duże. Nie ma przy sobie broni - odwaga godna pochwały.

Czyni krok w moją stronę. Unoszę głowę i próbuję ukryć swoje zainteresowanie jego osobą. Kątem oka dostrzegam kolorowe pasma i cmokam z niesmakiem. Zauważa to i nerwowo poprawia włosy.

- Dostałem, to znaczy, dostaliśmy nową misję.

- Od kiedy jesteśmy na "ty"? Lub raczej na "my"?

Zastyga w bezruchu i patrzy na mnie ze zdziwieniem. Cisza trwa kilka minut, po chwili reflektuje się. Z zażenowaniem zaczyna przyglądać się czubkom swoich niewypastowanych butów.

- Przepraszam.

- Możemy zacząć być na "ty". - Śmieję się. - Jigsaw. - Chłopak patrzy na moją wyciągniętą rękę i zdaje się być zbity z tropu. - Czemu stoisz jak słup soli? Mowę ci odebrało?

- Mortel.

Ściska moją dłoń, a po chwili szybko ją zabiera. Dyskretnie wyciera ją o spodnie i zostawia na swojej koszuli szkarłatny ślad. Uśmiecham się pod nosem i przysuwam do siebie kubek z niechcianą kawą. Postaram się być miły, ludzie to lubią. Wtedy udaje mi się ukryć, jak przerażającą istotą jestem.

- No dobrze, Mortel. To co tam chowasz w lewej wewnętrznej kieszeni?

Nie udało mi się. Chłopak jest przerażony moją spostrzegawczością. Dodaję nowy punkt na liście w mojej głowie, muszę być mniej bezpośredni.

Mortel wyciąga z kieszeni zmiętą kopertę. Nie potrafię stwierdzić, czy dostał taką, czy sam ją pogiął, nie zwracając uwagi na taki szczegół. Kładzie ją na stole.

- Przyszła dzisiaj rano, dostałem informację, że jest ważna i mam ją dostarczyć do tego gabinetu.

- Była pogięta?

- Słucham?

- Nieistotne.

Chwytam kopertę i ją otwieram. Wyciągam ze środka list. Prostuję kartkę i już chcę zacząć czytać, ale Mortel mi przerywa:

MaskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz