Kochany Liamie!
Nadeszło nieuniknione. Mogłabym pisać o tych miłych chwilach, które jeszcze spędziliśmy, ale muszę się już wszystkiego pozbyć. To co właśnie piszę, leży na moim sercu od Twojego odejścia. Wiesz, że nikomu o tym nie opowiadałam? Ciężko mi o tym mówić, pisanie jest lepsze.
Dzwoniłam do Ciebie, ale nie odbierałeś. To był dziwne, zazwyczaj już po jednym sygnale słyszałam Twój cudowny głos. Zaczęłam się denerwować, bo miałeś odebrać mnie ze szkoły. Pieszo poszłam do Twojego domu, ale tam też nikogo nie było. Zaczęłam się bać. Czułam, że coś się stało. Na domiar złego, zaczęło padać. Zupełnie jakby pogoda czuła to samo co ja. Ruszyłam więc do domu, myśląc, że może gdzieś pojechałeś z kolegami. Wiele bym dała, żeby tak było naprawdę.
Idąc ciemnymi uliczkami, rozglądałam się dookoła. Byłam już cała mokra. Była jesień, ale drzewa kompletnie pozbyły się już liści. Zaczynało się robić ciemno. Nie wiem co uderzyło mi do głowy, żeby iść boczną alejką. Usłyszałam krzyki i huk. Byłam przerażona, wyciągnęłam swój telefon i wybrałam numer alarmowy. Nauczyłeś mnie dmuchać na ziemne. Chciałam się gdzieś schować, ale zamiast tego trafiłam w sam środek pobojowiska. Dwójka wysokich mężczyzn patrzyła na mnie uważnie z pistoletami przy bokach. Byli odrażający. Ledwo widziałam ich twarze, ale nie były one zbyt przyjazne. Jeden z nich rzucił jakąś uwagę i wymierzył we mnie bronią. Serce niemal mi stanęło w piersi. Miałam tak umrzeć? Czułam się jak w filmie, a strach który czułam, był nie do opisania. Przełknęłam ślinę, naciskając zielony przycisk słuchawki na moim telefonie. Mężczyzna patrzył na mnie uważnie, kiedy rozległo się ciche jęknięcie. Rozejrzałam się dookoła, kiedy zauważyłam ciemną sylwetkę, siedzącą pod ścianą. Mężczyźni podeszli do najwyraźniej rannego człowieka. Odwrócili ode mnie wzrok, ale wciąż celowali we mnie spluwą. Zaczęli się śmiać. Głos w słuchawce nagle rozbrzmiał. Policjant zapytał co się stało. Szybko, korzystając z okazji, szepnęłam do telefonu, gdzie jestem i ze ktoś mi grozi. Schowałam telefon do kieszeni i patrzyłam jak mężczyźni kopnęli rannego. Nie mogłam już tego znieść. Krzyczałam, że mają go zostawić, kiedy rozległ się dźwięk syreny policyjnej. Faceci przerażeni uciekli. Szybko podbiegłam do mężczyzny pod ścianą i zamarłam, kiedy zobaczyłam jego twarz.To byłeś Ty, Liam. Trzymałeś się za brzuch, skąd leciała krew. Postrzelili Cię. Spanikowałam. Zdjęłam swoją kurtkę i przycisnęłam ją do dziury w Twoim boku, próbując powstrzymać krwawienie. Bałam się o Ciebie. Nie mogłeś mnie opuścić. Nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Ta sytuacja była absurdalna. Nie mogłeś mnie zostawić. Czułam ból w całym ciele. Moje ręce były w Twojej krwi. Myśl, że właśnie mnie opuszczałeś była okropna. Nie potrafię bez Cie żyć, normalnie funkcjonować. Pokazałeś mi jak korzystać z życia, a teraz miałbyś opuścić swoje? Próbowałam Cię pocieszyć, powiedzieć, że będzie dobrze, ale nie mogłam. Zaschło mi w gardle. Żadne dźwięk, nie chciał z niego wyjść.
- Wszystko będzie dobrze. - Wyszeptałeś, patrząc na mnie swoimi przygasającymi oczami. Zaczęłam płakać i potrząsać głową. To nie mogło się tak skończyć.
- Pamiętaj, że Cie kocham. Proszę Cie, bądź silna. Znajdź kogoś z kim, będziesz szczęśliwa i bezpieczna. Proszę. Kocham Cie. - Dodałeś, zaczynając się krztusić. Zaczęłam szlochać, myśląc, że umierasz. Ostatni raz złączyłam nasze usta w pocałunku. Nie mogłeś umrzeć. Po chwili przyjechała karetka, która Cię zabrała. Zabrała Cię mi. Już na zawsze zapamiętałam Twoje słowa. Twoje ostatnie słowa.Przepraszam, ale nie mogę już pisać. To wspomnienie jest zbyt bolesne. Boli. Znów płaczę, szlocham, krzyczę. To za wiele jak na moje serce. Jedyne co czuję to ból. Ty odszedłeś. Ale ja wciąż za Tobą tęsknię. Może powinnam w końcu wypełnić Twoją prośbę? Nie potrafię, ale spróbuję. Zrobię dla Ciebie wszystko, bo na tym polega miłość.
TWOJA NA ZAWSZE CRYSTAL.