Moje dzieciństwo było spokojne, radosne i mogłabym teraz śmiało uznać je za piękne. Razem z moim rodzeństwem, gdzie najbliższa zawsze była mi Klitajmestra, zażywaliśmy kąpieli w górskich potokach czy biegaliśmy po złotych, falujących rytmicznie, łagodnych stokach wzgórz. Czas spędzany wśród natury był dla mnie najwspanialszy, od zawsze czułam się niezwykle związana ze wszystkim co żyło, ruszało się i rosło. Wspomnienia Lakonii są w mojej pamięci nadal bardzo żywe. Chłodna woda rzeki Ewrotas o kolorze tak jasnym i przejrzystym, ciepłe morze na południu i gęste lasy z wysokimi cyprysami. Kwieciste łąki pojawiające się gdy tylko przyroda budziła się do życia i zachody słońca, które znikało za wysokimi szczytami otaczających Spartę gór. Moim ulubionym zajęciem było szukanie najpiękniejszych kwiatów orchideii, zawilców, fiołków.
Nadal z lekkim uśmiechem i przyjemnym uczuciem w klatce piersiowej wspominam moje małe bukiety. Od bieli, po róż, a ich zapach utrzymywał się nieustannie w mojej komnacie. Matka uwielbiała je tak samo jak ja, w dodatku była chyba ze mnie trochę dumna (myślę, że uważała to za takie kobiece i delikatne). Białe peplosy, zawsze z delikatnych i najlepszych jakościowo tkanin, powiewające spokojnie ilekroć musnął je nawet najmniejszy podmuch wiatru. I złote ozdoby do włosów, tak pięknie łączące się z moim miodowym kolorem włosów.
Jako dziecko dużo się śmiałam i nieskromnie przyznam, że w tamten czas byłam po prostu rozkoszna. Nigdy nie marudziłam, nie narzekałam i do teraz nie mam tego w zwyczaju. Niemniej często uciekałam od zajmujących się mną kobiet, najbardziej ceniłam czas spędzany na łonie natury, wspinaczki po drzewach i szukanie najpiękniejszych owoców fig. Często biegałam o poranku, próbując pokonywać coraz to większe dystanse, sprawdzając, na ile mnie stać. Później wracałam i pobierałam nauki: taniec, śpiew, granie na lutni, tkanie, sporządzanie przysmaków. Mój ojciec - Tyndareos, dbał o nasze wykształcenie. Kiedyś zastanawiałam się mając, bodajże jedenaście lat, dlaczego Filonoe, Fojbe i Timandra, nie mają zajęć takich jak ja. Początkowo myślałam, że już nauczyły się wszystkiego, co konieczne, gdyż są starsze. Później zauważyłam, że na co dzień nie robią nic, co by je w jakikolwiek sposób rozwijało, najcześciej bawią się z chłopcami czy odpoczywają w swoich komnatach, częszą się lub zastanawiają, która z nich znajdzie lepszego męża. Do tej pory nie uważam, że było to z ich strony rozsądne. Lecz, nic nie mogłam na to poradzić, nigdy mnie tak naprawdę nie słuchay. Dorastając zrozumiałam, że w zasadzie człowiek nieczęsto ma wpływ na swój własny los. Coraz częściej zastanawiałam się nad istotą ludzkiego życia, nad tym, że człowiek jest tylko narzędziem w rękach bogów. Nigdy też byłam specjalnie religijna. Owszem, wychowywano mnie w duchu wdzięczności i modlitwy, ale nigdy nie odczułam pozytywnego wpływu bogów na moje życie. Częściej raczej myślałam, że zupełnie mnie opuścili.
Sprawa moich sióstr mi ciążyła. Pomimo słabej więzi między nami, ich sprawa i przyszłość w jakichś sposób były dla mnie ważne. Nie chciałabym widzieć w przyszłości ich zawodu, a w konsekwencji rozgoryczenia i złości nad własnym losem. Mimo, że nie były zbyt rozważne, to nierzadko mnie rozczulały. Były tak różne, wprowadzały do naszego życia swoistą harmonię. Filonoe ze swym pięknym głosem, śpiewem przypominającym chmarę ptaków na wiosne. Brzmiała delikatnie i słodko. Brzmiała tak, jak ja zawsze chciałam. Fojbe i jej humor, uśmiech, niefrasobliwość. I najdojrzalsza z nich - Timandra, która czasem sprawiała wrażenie, jakby chciała się wyrwać spośród swoich leniwych dni i zrobić coś dla swego życia. Niezidentyfikowany strach czy bezradność były czasem zauważalne w jej zachowaniu. Nie rozumiałam skąd wynikało jej zachowanie i nie starczyło mi czasu, aby ją o to zapytać. Któregoś wieczoru, po kolacji, przy cieple ognia i zimnie posadzki w komnacie królewskiej, zapytałam o moje siostry ojca, który odrzekł:- Nie zamartwiaj się tym, Heleno. Nie one przeznaczone są do celów takich, jak Ty. - wtedy zmarszczył lekko czoło, przeczesał swoje jasne włosy prawą dłonią, wypuszczając powietrze przez usta. Był zamyślony i wyczułam jego niepewność.
Wtenczas bynajmniej nie zastanawiałam się nad sensem jego słów. Ufałam ojcu mimo jego nierzadkich wybuchów i nerwowości, która często przelewana była na moje rodzeństwo, matkę i służbę. Słowa kierowane do mnie zawsze ważył, miałam pewną taryfę ulgową. Pozwalano mi od zawsze na wiele więcej niż rodzeństwu, początkowo nie zauważałam tego wcale, dlatego nigdy nawet nie zastanowiłabym się skąd tak specjalne moje traktowanie.
Ojciec przed obcymi zawsze pokazywał się ze strony idealnej. Pewnego wieczoru, przed snem, zastanawiałam się jak on to robi - perfekcyjnie ukrywa emocje. Wówczas pojęłam jak przydatna to cecha i starałam się doskonalić tę umiejętność od następnego poranka nieustannie. Zbudowanie pewnego rodzaju maski to sztuka niełatwa, choć teraz mogłabym powiedzieć, że potrafię to robić znacznie lepiej. Życie mnie do tego zmusiło.
Niedługo po moich dwunastych urodzinach, stosunki z moimi trzema siostrami zaczęły się błyskawicznie pogarszać. Wiedziałam, że niedługo zostaną wydane za mąż, stały się już dojrzałe. Wiedziałam też, że ich planowane opuszczenie domu, odbije się na swój sposób i na mnie. Ich opuszczenie Lakonii, byłoby znakiem, że i mnie za niedługo to czeka. Męża obawiałam się bardzo, zupełnie nie chciałabym wyjść za księcia pijaka, okrutnika, czy tyrana. W ogóle nie mieściło mi się to w głowie, więc pewnie dlatego Kloto utkała moje życie takim, jakie później się stało.
Z pewnością nie mogę powiedzieć, że kiedykolwiek byłam świadoma tego, jak potoczy się moje życie. Ani na samym początku, przyrzekając wierność rudemu księciu Myken, ani teraz, płynąc ku nieznanemu.
W zasadzie nie potrafię nawet teraz przyznać, że w pełni wiem co się dzieje. Mam wrażenie, że moje własne życie już dawno opuściło moją wolę, że już kompletnie nie mam wpływu na podejmujące się samoczynnie decyzje.~
Obserwowałam jak słońce tonie w morzu w czerwono-pomarańczowych barwach. Gdy poczułam dłonie na mojej talii i Osobę, tak naturalnie dopasowującą swoje ciało do mojego. Odgarnięto mi włosy na prawe ramię, a głowa mej jedynej, prawdziwej miłości spoczęła na moim ramieniu, składając jednocześnie delikatny pocałunek na moim policzku. Po chwili usłyszałam ten słodko-niski głos, który prawie szeptem mówił:
- Co się dzieje, Miłości Moja? Dlaczego stoisz tu tak długo, wpatrzona aż po horyzont, myślami goniąc daleko? - w jego głosie, było słychać tak wyczuwalne zmartwienie, wręcz dezorientację.
- Martwię się o przyszłość moją, Twoją, naszą. Rozmyślałam też o tym co już minęło, o mojej ojczyźnie, dzieciństwie, czasach bez zmartwień, czasach, kiedy nie musiałam uciekać. - moja odpowiedź, raczej nie była satysfakcjonująca, ale nie wiedziałam co więcej mogę teraz powiedzieć. Wyrwana zostałam z głębokiej zadumy a mój umysł jeszcze chwilę temu znajdował się w Lakonii. Moje zatracenie zaczęło uciekać, a nie chciałam tego, czułam, że potrzebuje roztargnąć się z myślami o przeszłości, aby dobijając nazajutrz do brzegu nieznanej mi krainy, rozpocząć nowe życie.
-Żałujesz więc? - wręcz namacalnie odczułam jego narastający smutek, strach.
-Nie, nigdy nie mogłabym żałować poznania Ciebie, a przede wszystkim uczucia jakim darzymy siebie wzajemnie, nigdy nie mogłabym żałować odejścia stamtąd i ucieczki od niego. Dla Ciebie oddałabym moje życie i wiem, że to Tobie jestem przeznaczona. Zamartwiam się niepotrzebnie, wiem. Proszę, nigdy nie zapominaj, jak bardzo Cię kocham. Nawet jeśli targać mną będą różne emocje, nie myśl, że mój duch przeznaczony tylko Tobie opuścił twą duszę. On będzie z nią już na zawsze, nierozerwalnie złączony.Ujął mą twarz w obie dłonie i przy słońca zachodzie, szumie wiatru i odgłosach fal, uderzających o drewnianą burtę trojańskiego okrętu, złożył na mych ustach stanowczy, głęboki pocałunek. Ten gest przypieczętował wszystkie moje słowa, był swoistą deklaracją. Początkiem naszego nowego, wspólnego życia.
Chwyciłam dłonie Parysa i splotłam nasze palce w silnym uścisku, napierając na jego klatkę piersiową, próbując uspokoić narastającą panikę.Kocham go bardzo od dnia poznania, który piękny był prawie jak On. Jego oczy tak oszołamiająco niebieskie, błyszczały niewyobrażalną radością życia. Jego włosy rozwiane, niesforne i karmelowe. Pomyśłałam wtedy, że jest tak niesamowicie wspaniały, lepszy niż wszystkie przyjemności życia. Idealny. Każdy dotyk był gorący jak płomień, każdy pocałunek jak pożar. Wszystko było takie intensywne, niedoopisania, to już nigdy nie minie, wierzę że już do końca moich dni będzie tak samo. Przy nim życie nabrało sensu, jakby już nie powietrze i pożywienie trzymało moje ciało żywe, a On.
Mimo tego wszechogarniającego szczęścia wiedziałam, że Menelaos nie odpuści i wiedziałam, że rozsądnie wzbudzał we mnie strach. Poznałam go wcześniej z każdej najgorszej strony, a to dało mi przypuszczenie, że choćbym uciec miała na koniec świata, mogłabym być pewna, że znajdzie mnie i pojmie, a po drodze uśmierci wszystko co kocham.
Oddaliłam się jak najszybciej pod pokład, żeby nie ukazać strachu i jeszcze nim ujmie mnie sen wspomnieć ten dzień, dzień w którym zaczął się cały mój koszmar.
W miłości to jest nieszczęściem: raz wojna, raz pokój.
![](https://img.wattpad.com/cover/129873812-288-k879697.jpg)
CZYTASZ
Troy's lover
Historical FictionMyśli i życie pewnej kobiety, która zmieniła losy całego swojego ówczesnego świata. "Los dał ludziom odwagę znoszenia cierpień" - Homer.