Rozdział 44

3.5K 178 23
                                    

-Hej-przywitałam się z Jasonem całując go długo i namiętnie w usta gdy ten zjawił się w moim domu.
-Hej.Czemu nie w szkole?-zapytał obejmując mnie w talii.
-Źle się czuje.
-A co ci jest?

-Głowa mnie boli,brzuch i...-nie dokończyłam,bo kolejny raz popędziłam do łazienki,aby zwymiotować.Poczułam jak Jason zbiera mi włosy i szepcze uspokajające słowa.
-Już okey?-zapytał gdy ja opłukiwałam usra wodą.
-Mhm-mruknęłam i ruszyłam do swojego pokoju kładąc się do łóżka.
-Jesteś chora?

-Nie wiem co mi jest Jason.A ty po co tu przyszedłeś?
-A no tak-podrapał się zakłopotany po karku.-więc...chaiełcm ci coś powiedzieć.
-No to mów-usiadłam na łóżku obserwując go.
-Powinienem powiedzieć ci to już dawno,ale nie miałem odwagi.Wiesz...kocham cie Marry...
-Chcesz ze mną zerwać?
-Nie nie.Nic z tych rzeczy.Ja...
-Marry!-krzyknęła Sky pojawiając się w moim pokoju z siatkami.-o,hej Jason.
-Cześć-powiedział od niechcenia.
-Zapomniałam ci powiedzieć,że przychodzi do mnie Sky.Ale możesz mówić to co chciałeś powiedzieć.
-Um...nie.Przełórzmy tą rozmowę na później.Dobrze?
-No...no dobrze-westchnęłam,chociaż tak na prawdę chciałam,aby mi powiedział.Nie wiem o co mu chodzi.Zaczynam się bać.
-Zdrowiej.Pa-pocałował mnie w czoło,porzegnał się ze Sky i ruszył do drzwi.
-Okey,wstawaj-powiedziała dziewczyna.
-A tobie co?

-Kupiłam ci test ciążowy.Idź go zrób.
-Teraz?
-Marry...wszystko na to wskazuje,że ty...
-Jesteś głupia Sky.Okey,zrobie ten test jak tak bardzo chcesz.
-Świetnie.A jutro jedziemy do ginekologa.
-Gdzie!?-krzyknełąm trzymając w rękach test ciążowy.
-Zapisałam cie.Musisz iść.
-Ale...
-Nie ma ale Marry.Idź do łazienki.
Tak jak Sky prosiła poszłam do łazienki i wykonałam test ciążowy,a potem czekałam chwile na wynik.
-I co?-spytała moja przyjaciółka.
-Wszystko na to wskazuje,że nie jestem w ciąży-powiedziałam pokazując jej test.
-Hm...no racja,ale to dziwne.Od czego niby wymiotujesz?
-Mówie ci,ze pewne grypa.Zatrułam się czymś.
-Ale wiesz...test to nie wszystko.Jutro czeka cie wizyta u ginekologa.
-Niech ci będzie.A teraz chodź.Oglądniemy coś.
***

-Dzień dobry.Prosze sie rozebrać i usiąść.Za parawanem znajdzie pani ręcznik.

Skinęłam głową i poszłam się przebrać.Lekko skrempowana usiadłam na krześle,podczas gdy ginekolog zaczął mnie o coś wypytywać,a potem robić badania.Byłam przerażona.A co jeśli na prawdę zostane...matką.O nie.To nie może być prawda.Czekałam zniecierpliwiona na decyzje mężczyzny.
-Więc-zaczął,a ja miałam ochote krzyknąć,aby się pośpieszył.-nie widze tutaj płodu.Mozę to zwykłe zatrucie,ale na pewno jest pani w ciąży.
-Na pewno?

-Na pewno-odparł z uśmiechem.-nic tutaj nie widać.
-Och,dobrze,dziękuje.
Boże,ale mi ulżyło.Poszłam się przebrać i porzegnawszys ię z ginekologiem wyszłam na korytarz gdzie czekała Sky.
-I jak?
-Nie jestem w ciąży-westchnęłam,a ta rzuciła mi się na szyje.-mówiłam,że to zatrucie.
-Wiem,ale wolałam się upewnić.Jejku,jak to dobrze.
-Też sie ciesz.Chce zostać matką.Ale nie teraz.
-Rozumiem.Mam podobnie.To skoro wiemy,że nie nosisz w sobie dziecka to...idziemy na pizze?
-No pewnie!
***

-O czym chciałeś pogadać?-zapytałam gdy przyszłam do parku gdzie na mnie czekał.
-Musze ci to w końcu powiedzieć.Nie ważne czy mnie przez to znienawidzisz i nie będziesz chciała mnie znać.Ja po prostu muszę ci to powiedzieć.Nie mogę odkładać tej rozmowy na później.
-O co chodzi?-chwyciłam jego ręce i spojrzałam w jego oczy które były smutne.
-Marry,ja...
-Przepraszam!-zaczepiła nas jakaś staruszka.-wiedzą państwo może gdzie znajdę najbliższy kiosk.
-Nie-warknął Jason,a staruszka odeszła mrucząc pod nosem,że jesteśmy niewychowani i niekulturalni.
-Więc...-pogoniłam go,a Jason westchnął.
-Marry,ja...
W tym momencie obok nas przejechała karetka pogotowia z syreną.
-Cholera-zaklnął.-nigdy ci tego nie powiem.
-Już nic raczej nie przeszkodzi.No mów.
-Dobra-wziął głęboki oddech.-wyprowadzam sie.

Chwile stałam obserwując go szukając jakiegoś rozbawienia w jego głosie,albo chociażby ukrytej kamery.Niczego takiego nie widziałam.
-J...jak to?Na ile?
-Na zawsze-powiedział smutno.-rodzice to powiedzieli.Nie mam nic do gadania.
Nie chciałam się rozpłakać.Do oczu napłynęły mi łzy.Chwile stałam nie mogąc nic powiedzieć.
-K...kiedy?-spytałam drżącym głosem.
-Za cztery dni-westchnął smutno.-uwierz mi,ze jest to dla mnie trudne.Pokłóciłem się z rodzicami,ale oni już postanowili.Chciałbym tu zamieszkać sam,ale nie mam tyle pieniędzy.Ja też tego nie chce.
-Ja...nie wiem co powiedzieć-wyszeptałam drżącym głosem.-nie wiem jak sobie z tym poradzę.
-Ja też nie-powiedział chwytając mnie za ręce i patrząc w moje oczy.-związek na odległość też jest możliwy,prawda?
-N...nie wiem-odparłam ściarając łzy.-muszę już iść.Daj mi chwile na zastanowienie się.musze to sobie przemyśleć.
-Dobrze.Dam ci tyle ile chcesz-pocałował mnie w czoło,a ja na drżących nogach odeszłam.I w tedy nie wytrzymałam.Tama pękła.Zaczęłam szlochać zwracając na siebie uwage ludzi.

Moge go nigdy nie zobaczyć.


Może jeszcze jeden rozdział i epilog.Zobaczycie jak się skończy :)

Przez internetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz