Rozdział 25

936 91 18
                                    

Jak widzę mam cudownych czytelników ❤️ proszę bardzo rozdzialik dla was, trochę spokojniejszy, żeby odpocząć od wszystkich rewolucji 😁❤️




*Perspektywa Hanny*

Obudziło mnie jasne światło wdzierające się pod moje powieki. Przekręciłam się na drugi bok próbując uniknąć słońca. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po pokoju. Kompletnie zapomniałam, że jestem już u siebie. Bolał mnie każdy milimetr mojego ciała, ale bywało gorzej. Usiadłam na łóżku opierając głowę o zagłówek. Miałam cichą nadzieję, że ostanie wydarzenia tylko mi się śniły chociaż doskonale widziałam, że prawda jest zupełnie inna. Chciałam wstać z miejsca, ale niestety noga przypomniała o sobie boleśnie sprowadzając mnie do rzeczywistości. Mimo tego zacisnęłam zemby i wstałam kierując się w stronę biurka. Po drodze miałam możliwości oparcia się o komode, ale wtedy przeszywający ból sprawił, że skończyłam na podłodze zarzucając przy okazji wszystko ze wspomnianego mebla. Czułam się bezsilna... Nie mogłam wykonać nawet zwykłej czynności! Po chwili do mojego pokoju, jak burza wpadł Tony i w moment znalazł się koło mnie.

-Hannah w porządku? - dopytał pomagając mi wstać z podłogi

-Nie - burknęłam pod nosem - Chyba widać, że nie jest w porządku! - warknęłam na niego, kiedy usiadłam już z jego pomocą na pobliskim krześle

-Chcesz zjeść coś na śniadanie? - zapytał zmieniając temat

-Nie wiem... - odpowiedziałam cicho unikając jego przenikliwego spojrzenia

-Ze swojej strony mogę zaproponować tosty albo gofry. Co byś zjadła? - dodał z uśmiechem

-Jeśli już mam wybrać to chyba tosty - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem

-Dobrze w takim razie będą tosty - powiedział po czym dla mi buziaka w czoło i wyszedł z pokoju

Siedziałam bez ruchu i wpatrywałam się w jakiś punkt na ścianie. Wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nic nie jest, jak powinno. Straciłam wszystko, co było dla mnie ważne. Teraz nie zostało mi nic poza siedzeniem w miejscu. Chyba że wymyślę coś innego... Korzystając z okazji, że siedziałam przy biurku zajrzałam do jednej z szuflad. Wyciągnęłam stamtąd małe pudełeczko i otworzyłam. W środku był łańcuszek z zielonym kamieniem, który dostałam kiedyś od Lokiego. To dzięki niemu dostałam moje pierwsze moce i dowiedziałam się że Loki mnie kocha. A teraz... Został tylko bolesną pamiątką. Gładziłam palcem kryształ bawiąc się przy tym łańcuszkiem. Poczułam jak kilka ciepłych łez słynęło po mojej twarzy. Nie mogę cały czas płakać! Starłam je szybko rękawem. Założyłam łańcuszek na szyję i spojrzałam w lusterko ustawione na biurku. W tym momencie moje serce rozpadło się doszczętnie na kawałki. Oparłam głowę na łokciu i bawiłam się zawieszką drugą dłonią. Chyba muszę zacząć od nowa...

-Proszę, twoje tosty - z zamyślenia wyrwał mnie głos ojca i talerz z jedzeniem pod nosem

-Dziękuję - powiedziałam i wzięłam się za jedzenie

-Zaraz przyniosę kawę - stwierdził Tony i poszedł w kierunku wyjścia

-Czekaj! - zatrzymałam go - Ile spałam?

-Hmm jakby nie patrzeć to jakieś dwa dni - zaśmiał się

-Serio? - zdziwiłam się

-Serio, ale nie powinno cię to zaskoczyć. Byłaś wykończona. - zauważył

-W sumie racja...

-A wyspałaś się? - dopytał

-Tak - skłamałam przypominając sobie moje niedawne koszmary.

-Zaraz wrócę. - powiedział i zniknął za drzwiami

Prawda jest taka, że kiedy spałam mailami praktycznie tylko i wyłącznie koszmary. Oprócz tych, co śnią mi się zazwyczaj doszedł jeszcze sen w którym ginę zabijana przez Lokiego. A najgorsze jest to, że gdyby nie Thor to ten sen byłby prawdą. Gdzieś w głębi zaczynałam się bać tego co on mógłby zrobić. Naprawdę był blisko tego żeby mnie zabić... A co jeśli on naprawdę tego chciał? Na tą myślą wdrygnęłam się nieznacznie i wróciłam do jedzenia, a byłam głodna jak wilk.

Po południu przyszedł do mnie lekarz, który sprawdził jak goją się moje rany. Jeśli o to chodziło, to wszystko było w jak najlepszym porządku. Jedynym wyjątkiem była noga, która prawdopodobnie będzie w gorszym stanie niż zakładano po wypadku, ale nikt na to nic nie poradzi. Będę musiała się przemęczyć chodzeniem o kuli, rehabilitacją i lekami przeciwbólowymi.

O pomocy Avengersom mogłam obecnie zapomnieć. Narazie jestem skazana na siedzenie w domu i oglądanie seriali. W sumie nie jest to jakiś najgorszy scenariusz, przecież mogło być gorzej. Thor powiedział mi, że czasami będę musiała się pojawić w Asgardzie, ale to będzie bardzo rzadko. W końcu pozycja Strażnika Kamieni Nieskończoności ma swoje zobowiązania.

Tony bardzo się stara jakoś mi pomóc. Rzeczywiście ta rozmowa jakiś czas temu coś dała. Teraz mnie wspiera, a nie siedzi i pije. Avengersi mają swoje misje, a na ile mam możliwości, pomagam. I podejrzewam, że tam minie mi reszta życia... Chyba że będę w stanie wrócić na studia i jednak będę pomagać w Stark Industries. To się jeszcze zobaczy. Narazie odłożyłam łańcuszek do pudełka i schowałam na dnie rzadko używanej szuflady. Żeby zacząć od nowa trzeba zapomnieć. I od tego zacznę.

𝑨𝒍𝒘𝒂𝒚𝒔 𝒃𝒆 𝒚𝒐𝒖𝒓𝒔𝒆𝒍𝒇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz