Witajcie drodzy czytelnicy! Przepraszam za tak długą nieobecność. Nie byłam pewna, czy jest sens ciągnąć to dalej, ale przekonaliście mnie! Pomimo braku nowych rozdziałów, gwiazdek i miłych komentarzy wciąż przybywało. Pomyślałam więc, że się nie poddam i oto jestem. By the way polecam przeczytać jeszcze raz poprzednią część, bo wprowadziłam tam małe poprawki. Nie przedłużając - zapraszam do czytania!
***
Kiedy dopijałem moją kawę, taksówkarz już czekał. Umyłem kubek, wziąłem bagaże, upewniłem się, czy wszystko mam, sprawdziłem, czy zgasiłem wszystkie światła i wyszedłem z domu. Starszy pan wyszedł z samochodu i pomógł mi z bagażami. Następnie uprzejmie otworzył mi drzwi, by potem udać się na miejsce kierowcy i ruszyliśmy w drogę. Zapatrzyłem się na samochody i ludzi na chodniku. Wszyscy się gdzieś śpieszą (dop. aut.: spieszą, czy śpieszą? xD) latając z papierami i teczkami popędzani przez szary, zgniły i pusty system. Nagle coś przykuło moją uwagę - czy to nie jest przypadkiem Adam na rowerze? Być może. Ciekawy jestem, co odpisał na moją wiadomość i czy w ogóle ją odczytał. Przeszukuję torbę w poszukiwaniu telefonu. No gdzie on jest?... O, mam.
Jedna nowa wiadomość
Czyli jednak.
*Od: Adam*
Tak beze mnie?
*Do: Adam*
Cóż, takie realia. Gdzie ci tak śpieszno na tym rowerze?
*Wysłano****
Jadę już trzy godziny. Mężczyzna kilka razy próbował zagaić rozmowę, ale za każdym razem krótko ją ucinałem. Może i jest miły, ale nie zmienia to faktu, że nie lubię rozmawiać z ludźmi, a co dopiero z nieznajomymi. Według Google Maps powinienem być na miejscu za około półtorej godziny.
- Przepraszam, czy moglibyśmy się zatrzymać na najbliższej stacji benzynowej? - pytam kierowcę, gdyż chciałbym skorzystać z toalety oraz trochę rozprostować kości.
- Ależ oczywiście. - taksówkarz odpadł ciepłym, z lekka zachrypniętym głosem i po chwili wchodziłem już do toalety na stacji Orlen. Kiedy załatwiłem już swoje potrzeby, a mężczyzna przy okazji zatankował pojazd, ruszyliśmy w dalszą drogę.***
Trochę się zdrzemnąłem, chociaż próbowałem nie zasnąć, bo jednak jestem w samochodzie z obcym mężczyzną, lecz senność mimo wszystko wzięła górę. Wziąłem telefon do ręki w celu sprawdzenia godziny. Hmm, powinienem dotrzeć na miejsce za około dwadzieścia minut.
Jedna nowa wiadomość
Pewnie Adam.
*Od: Adam*
Do ciebie. Chciałem się pożegnać, ale widzę, że się odrobinę spóźniłem. Kiedy wracasz?
Wow, naprawdę jechał do mnie specjalnie po to, żeby się pożegnać? O siódmej rano? Czy ten człowiek jest normalny? Prawie mnie nie zna. Mimo to, jest to w sumie dość słodkie...
*Do: Adam*
Uroczo. A wracam za tydzień.
*Wysłano*
Odkładam telefon, lecz nie na długo, bo po niespełna minucie ekran urządzenia włączył się, wyświetlając powiadomienie o nowej wiadomości.
*Od: Adam*
Aż tak długo? No wiesz co? Obrażam się.
Co za dzieciak z niego.
*Do: Adam*
Wytrzymasz. Ja bez rodziców wytrzymuję już kilka lat, więc poradzisz sobie beze mnie, prawie obcej dla ciebie osoby, przez jeden tydzień.
*Wysłano*
Mam nadzieję, że nie jestem dla niego za ostry. W sumie ta wiadomość mogła brzmieć trochę niemiło... Trudno. Zna już trochę mój charakter.***
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział kierowca lekko zmęczonym po czterech godzinach jazdy głosem. - Należy się dwieście pięćdziesiąt złotych.
- Już daję, chwilka - zaczynam grzebać w torbie w poszukiwaniu portfela. W końcu udaje mi się go znaleźć i wręczam pieniądze taksówkarzowi.
- Dziękuję, wszystko się zgadza. Dowidzenia! - człowiek przyjaźnie się pożegnał po przeliczeniu kwoty, by następnie wsiąść na powrót do samochodu i ruszyć w dalszą drogę.
Rozglądam się dookoła. Jakie piękne miejsce! O wiele lepsze, niż wydawało się na zdjęciach. Kieruję się w stronę uroczego, osobliwego domku i pukam do drzwi. Otwiera mi młoda, rudowłosa kobieta o jasnej karnacji.
- Dzień dobry! Pan to zapewne Aurel Kobielski. - zaczyna entuzjastycznie kobieta.
- Zgadza się.
- Ja nazywam się Emilia Krawczyk. Zaraz dam panu klucze do drzwi - odpowiada miło, zaczynając grzebać w nerce, by po chwili wręczyć mi wspomniany wcześniej przedmiot. - Proszę. Chce pan, żeby pana oprowadzić?
- Nie, dziękuję. Nie ma takiej potrzeby. Mam zapłacić teraz, czy przy wyjeździe?
- Myślę, że lepiej byłoby teraz. - odpowiada kobieta przyjaźnie się uśmiechając.
- Nie ma problemu. - wyciągam portfel z kieszeni i wręczam jej zapłatę. - Proszę. Powinno być równo.
Kobieta nie licząc pieniędzy wkłada je do nerki. - Dziękuję. W takim razie miłego pobytu. Ma pan mój numer, w razie jakichkolwiek problemów proszę dzwonić.
- Oczywiście.
- Zatem dowidzenia! - Emilia wesoło się żegna i energicznie odchodzi w nieznanym mi kierunku.
- Dowidzenia. - odpowiadam cicho, choć wiem, że i tak już nie usłyszy. Denerwuje mnie lekko jak ktoś zwraca się do mnie per panie, no ale co zrobisz.
No dobra, czas się rozejrzeć! Jak już tylko ogarnę co i gdzie, przydałoby się wyjść i zapoznać trochę z okolicą.•••••••••••••••••••••••••••••••
Okay, ludziska, cud się stał! Mamy nowy rozdział! Mam nadzieję, że nie jest tragicznie. 782 słowa to całkiem dużo jak na mnie. Wiem, że jest beznadziejnie nudno, ale myślę, że potem się trochę rozkręci.
No to ten, komentujcie, gwiazdkujcie, obserwujcie, dodawajcie do bibliotek i do następnego!
CZYTASZ
Can't Die, Dead Inside.
Teen FictionO chłopaku, którego zostawiono, zniszczono, odepchnięto nawet przez rodzinę. O chłopaku, który myślał, że nie ma już dla niego nadziei. O chłopaku, który myślał, że zgnije, umrze w samotności. W tym pustym domu, bez ciepła i miłości. Opowiadanie ya...