Znowu nie mogę spać. Siedzę na kanapie od kilku godzin i popijam już dawno wystygłą herbatę, wsłuchując się w ciszę. Oczy pieką mnie od niewyspania. Co jakiś czas słyszę przejeżdżające samochody, śmiechy pijanych ludzi. Z oddali słychać odgłosy imprezy. W końcu wczoraj było zakończenie tego roku szkolnego, mnóstwo osób baluje. Patrzę na ścianę. Zegar wskazuje dwadzieścia siedem po piątej rano. Oczy mi się kleją, ale ilekroć próbuję je zamknąć i zasnąć, coś każe mi trzymać je nadal otwarte. Ciało całe się trzęsie. Sięgam ręką po koc. Zamykam oczy...
Udało mi się. Zasnąłem.
*Time Skip*
Powoli otwieram powieki. Przecieram je ręką. Po chwili zaczynam analizować obecną sytuację i uświadamiam sobie, że udało mi się zasnąć pierwszy raz od kilku dni! Co prawda dopiero grubo po 5 rano, ale zawsze coś. Sprawdzam godzinę na zegarze. Jedenasta pięćdziesiąt sześć. No, nieźle sobie pospałem. Po chwili orientuję się, że zapomniałem się wykąpać oraz zasnąłem w ubraniach. Dość gwałtownie podnoszę się do pionu. Najwyraźniej zbyt gwałtownie, bo po chwili zaczyna mi się kręcić w głowie i upadam. No tak, moje wątłe ciało już traci równowagę, jeśli tylko mi się na chwilę w głowie zakręci.
Mimo to chcę być jeszcze chudszy.
Chcę, żeby mnie było coraz mniej.
...Chcę zniknąć.
Rozpłynąć się w powietrzu. Tak byłoby najłatwiej. Przestałbym przeszkadzać rodzicom. Wiem, że to robię. Jestem dla nich tylko ciężarem. Lepiej byłoby, gdybym zniknął. Raz na zawsze...
Dobra, koniec tych rozmyślań. Wstaję i idę po schodach do toalety. Szybki, poranny prysznic. Następnie udaję się do sypialni po czyste ubrania. Jakaś za duża, zgniłozielona bluza i czarne, podziurawione dżinsy. Może być. Mam zamiar wyjść dzisiaj na spacer po południu. Nie mogę przez dwa miesiące siedzieć w domu na kanapie. Zanudziłbym się na smierć, bo nawet nauki narazie nie mam. Schodzę na dół, by zrobić sobie kawę. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. To pewnie kurier mający kolejną paczkę z prezentami od rodziców. Podchodzę i mu otwieram. Okazuje się jednak, że nie jest to kurier, a wysoki brunet z jasnymi, orzechowymi oczami. Były piękne. Takie czyste. Nie to, co moje, ciemnozielone. Zgniłe, jak ja.
- Cześć! Jestem Adam. Dopiero co się wprowadziłem, mieszkam teraz obok ciebie. Postanowiłem, że wpadnę i przywitam się z nowym sąsiadem.
- Miło mi cię poznać, jestem Aurel. Chcesz wejść na kawę? - odpowiedziałem z grzeczności.
- Chętnie! Dziękuję za zaproszenie. - wszedł do domu i zaczął zdejmować buty. Po uporaniu się z nimi ruszył moim śladem do kuchni, gdzie przygotowywałem już nasze napoje. Usiadł przy stole.
- To.. Ile już tutaj mieszkasz? - próbował nawiązać jakąś rozmowę.
- Od około roku. - powiedziałem od niechcenia. - Sam się tu wprowadziłeś?
- Tak. Chociaż w sumie nie w zupełności, bo razem z moim kotem. Ile masz lat?
- Siedemnaście, a ty?
- Dziewiętnaście.
Dziwne jest to, że się mnie nie brzydzi i nadal chce ze mną rozmawiać. Przecież wyglądam jak kościotrup, do tego te ogromne wory pod oczami i w ogóle.
Widać, że wrak człowieka.
Śmieć.
Ja na jego miejscu w ogóle bym nie wchodził do środka tego domu. Po chwili stawiam dwie kawy na stole i siadam obok niego. Adam po wzięciu dużego łyka stwierdził, że jest przepyszna. Zarumieniłem się na to lekko. Sam nie wiem czemu.
- To co, może jutro tym razem ty dasz się zaprosić do mnie na kawę? - rzekł brunet.
- Czemu nie. O której? - odpowiedziałem, przeczesując palcami moje kruczoczarne, nieuczesane kudły na głowie.
- O której chcesz.
- To może o dwunastej?
- Ok, jutro u mnie o dwunastej. Liczę, że przyjdziesz. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Postaram się. - odwzajemniłem lekko jego gest. Jeju, jak ja się dawno nie uśmiechałem... Zapomniałem, jakie to przyjemne uczucie.
- Dobra, ja już lecę, bo muszę dokończyć rozpakowywanie się. Dziękuję za pyszną kawę. Do jutra, Aurelu! - wstał, odniósł kubek do zlewu i poszedł wiązać buty. Podszedłem do niego i pożegnałem się. Wyszedł.
Czemu on był dla mnie taki miły? To nie jest normalne, by ludzie byli dla mnie mili. Może to tylko z grzeczności, albo to kolejny zakład? Kto wie? Mam jednak wrażenie, że on nie zrobi mi krzywdy. Z jego oczu biło to ciepło, którego tak dawno nie widziałem... Ale i tak muszę uważać i zachować dystans. Nie chcę znowu cierpieć. Nie tym razem.••••••••••••••••••••••••••••••
No dobra, jest część pierwsza. Mam niemiłe wrażenie, że fabuła jest dość oklepana oraz, że wszystko strasznie rozwlekam, przez co jest to ciekawe jak flaki z olejem. Piszcie w komentarzach, czy mam rację. Kolejny rozdział postaram się zrobić ciekawszy. Obiecuję.
Ogólnie to chciałam powiedzieć, że komentarze mnie bardzo motywują i miło się je czyta, więc zachęcam do pisania ich, jeśli chcecie więcej.
Do zobaczenia w kolejnej części!
CZYTASZ
Can't Die, Dead Inside.
Novela JuvenilO chłopaku, którego zostawiono, zniszczono, odepchnięto nawet przez rodzinę. O chłopaku, który myślał, że nie ma już dla niego nadziei. O chłopaku, który myślał, że zgnije, umrze w samotności. W tym pustym domu, bez ciepła i miłości. Opowiadanie ya...