Rozdział 3: § Przyjaciel...? §

665 53 11
                                    

§ część pierwsza §

Obudził mnie odgłos tłuczonego szkła, dobiegający z dołu budynku, zaniepokojona uniosłam głowę z miękkiej poduszki. Ktoś się włamał ? Nie to raczej mało prawdopodobne, więc co się dzieje? Wstałam powoli z łóżka wyciągając kunai leżący pod poduszką. Ostrożnie podeszłam do drzwi uchyliłam je oczekując na jakikolwiek dzwięk, jednak do moich uszu dobiegała tylko cisza.
Postanowiłam zejść na dół, uważając aby nie powodować zbędnego hałasu. Zeszłam po drewnianych schodach, poszukując źródła hałasu.

Weszłam do kuchni na środku, której stał mężczyzna, półmrok panujący w pomieszczeniu uniemożliwiał mi dokładną ocenę sytuacji, dodatkowo długie, czarne kosmyki zasłaniały jego bladą twarz, więc nie mogłam nic z niej wyczytać. Nie zwrócił uwagi na moją obecność, podeszłam więc bliżej, chcąc sprawdzić co się stało. Ciepłe promienie dopiero wschodzącego słońca wpadły przez szklane tafle, rozpraszając panujący mrok. Mężczyzna stał w bezruchu, bez słowa spojrzał w moją stronę w jego oczach dostrzegłam resztki łez, spojrzałam na jego dłonie były poranione, krople krwi skapujące z koniuszków palców łączyły się z coraz częściej spadającymi łzami, rozbijając się o rozbitą porcelane leżącą u moich stup. Spojrzałam mu w oczy, jednak on natychmiast odwrócił wzrok.

***

Stałem nie mogąc wydusić z siebie słowa, chciałem aby wyszła, aby nie widziała mnie w takim stanie, nie chciałem jej martwić. Dlaczego, do jasnej cholery, dlaczego ją spotkałem ? Dlaczego została? Ciągle tu jest, bez względu na to co zrobię, bez względu na to jak ją zranię. Ona jest była i będzie.Dlaczego, po prostu nie odejdzie, nie rozumiem co ona z tego ma ? Pretensje, awantury, krzyki...Dlaczego Kamiro ?
- Co się dzieje ? - z rozmyślań wyrwał mnie jej delikatny, pełen troski głos.- mogę ? - spojrzała mi w oczy przez ułamek sekundy zauważyłem w nich smutek i przejęcie lecz odwróciłem wzrok, po prostu nie mogłem..., kolejne łzy spływały po mojej twarzy.
Nic więcej nie powiedziała, uśmiechnęła się smutno ujmując moją dłoń aby ją opatrzyć. Była zmęczona co rzucało się w oczy, blada, smutna, zamyślona. Ostatnio jej nie poznawałem, była zagubiona i zamyślona. Coś było nie tak, tylko co ?

***

Zajęłam się jego poranionymi dłońmi, on nawet na mnie nie zerknął. Rany nie były głębokie, więc wilgotna ściereczka wystarczyła, zaczęłam zbierać odłamki potłuczonego naczynia, w wyniku czego sama się skaleczyłam. Syknęłam przez zęby, ta rana była głębsza od poprzednio oczyszczanych przeze mnie. Chciałam się podnieść, aby ją również opatrzyć, jednak poczułam lekki ucisk na przedramieniu. Orochimaru chwycił delikatnie moją dłoń pomagając mi wstać przyłożył do niej zwilżoną tkaninę, powodującą przyjemny chłód na okaleczonej skórze.
- Dziękuję - szepnął, tym razem to no patrzył smutno w moje oczy, jednak ja, nie odwróciłam wzroku.
- Nie masz za co - uśmiechnęłam się słabo, mężczyzna przyciągnął mnie bliżej wtulając twarz w moje włosy., czułam jak drży lecz nie z zimna, a w wyniku tłumionych emocji. - to dziś, prawda ? - spytałam już szeptem splatając palce pomiędzy czarne pasma.
Nie odpowiedział, wtulił się mocniej, już nie był w stanie tłumić w sobie żalu i smutku.
- Będzie dobrze, obiecuję, ja przy tobie zostanę, obiecuje.- szeptałam mając nadzieje że coś tym wskórać.
- Oni...oni, j...ja - nie był w stanie wydusić z siebie sensownego zdania.- odeszli,na zawsze, już nigdy, nigdy...- nadal płakał, nie odzywałam się i tak nic by to nie dało, wpadł w rozpacz.
Spojrzałam na wiszący na ścianie kalendarz, dzisiejszy dzień był zamazany, tak, to dziś, minęło tyle lat, a on nadal nie pogodził się ze stratą rodziców. Z tego co mi mówił był z nimi bardzo związany, okropnie przeżywał ich śmierć z resztą ja również jeszcze nie pogodziłam się ze śmiercią bliskich mi osób, nie wiem czy będę w stanie kiedyś o tym zapomnieć.

§ koniec części pierwszej §

Jak zwykle proszę o opinię w komentarzach. 😊

W moim sercu jesteś inny... [Orochimaru x Reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz