Mejbi, mejbi [1]

85 6 2
                                    

- Co to ma być kurwa! - Krzyknął trener. - Ja mam was zabrać na zawody? - Zakrył twarz dłońmi. - Weźcie się w końcu do roboty! Zaraz otwarcie sezonu, a wy mi po kilometrze odpadacie, weźcie wy się klapnijcie w łeb. Banda laseczek, a nie drużyna. - Krzyknął i wyrzucił ręce ku górze. 

- Ale za to mam fajną dupcię. - Krzyknął jeden z chłopaków. 

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Spojrzałem na trenera, uśmiechnął, ale zaraz po tym machnął ręką i spojrzał do swojego notesu. 

Jest piękny poranek w słonecznym stanie Kalifornia, w pięknym mieście zwane Belmont. Uczęszczam do Belmont High School. Właśnie stoimy na boisku i gotujemy się we własnych ubraniach. Zaczął się nowy rok szkolny, nie powiem, treningi w te wakacje zaniedbałem, nie biegałem za dużo, ani nie trzymałem się za bardzo diety od trenera. Ale było warto. No mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek, co niestety zauważył trener.

- Czego się szczerzysz Aron? Kapitan się znalazł. Po 800 metrach prawię odpadłeś. Co z Ciebie za zawodnik, a jaki kapitan?! 

Przekręciłem oczami i słuchałem dalej jego marudzenia. Wkurza mnie już, dopiero od 3 tygodni chodzimy do szkoły, a on wybucha jak bomba np, kiedy zrobimy źle pompkę. 

- Trenerze po co się denerwować. - Zacząłem i uśmiechnąłem się szczerze. - Zawody są dopiero za 2,5 tygodnia, gramy z najsłabszą drużyną w lidze, na spokojnie. Niech trener da nam też się przyzwyczaić do treningów, dobrze profesor wie, że na "osobistych" treningach nie robimy sobie takiej męczarni. - Dałem mu rękę na ramie i spojrzałem na drużynę. - Widzi Pan tych ludzi. Są opaleni i wesel, co oznacza jedno, że 3 tygodnie temu były wakacje, niech Pan nie każe nam o nich zapominać, o tych dobrych chwilach, które przeżyliśmy w te wakacje. - Spojrzałem na mojego przyjaciela Adama, który lekko się uśmiechnął. - Wierzę, że Pan nie chce tez zepsuć sobie początku tej trudnej walki w szkole. - Chwyciłem się za pierś i spojrzałem na trenera. 

Trener przewrócił oczami i zaśmiał się, chwycił mnie za ramie i odepchnął mnie. 

- Dzisiaj o 17 trening. - Napisał w notesie. - Obowiązkowo ma być Aron, Adam, Alex, Jack, Robert, Mały.

- Ej mam imię! - Krzyknął Gracia. 

Ma takie przezwisko dlatego, że ledwo ma 170, a wszyscy w drużynie mają powyżej 175. 

Trener przewrócił oczami. - G R A C I A. - Spojrzał na niego, a on szczerze się uśmiechnął. - John, Kain, Bliźniacy Hunter i Daniel. ROZUMIEMY SIĘ? 

Spojrzał na całą drużynę i każdy z niezadowolenia mruknął ciche "tak".

- Cieszy mnie to. - Uśmiechnął się i wskazał szatnie.- A teraz tam idźcie, wątpię by jakaś dziewczyna chciała takiego spoconego ciała, po drugie cuchniecie na kilometr. 

Każdy się uśmiechnął i skierował się do szatni. Spojrzałem na cheerleaderki, które wykonywały jakieś figury. Na samym szczycie znajdowała się Margaret. Kapitan. Tak szczerze nie nawidzę tej laski, ale nie mogę się jej oprzeć. Dobrze obciąga. 

- No co stary znowu ja obserwujesz? - Skoczył na mnie przyjaciel. 

- Spierdalaj Adam. - Zrzuciłem go. - Dobrze wiesz, że jej nie nawidzę, wkurza mnie niemiłosiernie. 

- Ale dobrze obciąga, rozumiem Cię. - Zaśmiał się.

Pokręciłem głową i szedłem dalej do szatni. 

- A R O N !!! 

"Kurwa nie - pomyślałem."

 Jeżeli chodzi, jak zepsuć człowiekowi dzień w jednym momencie, to idźcie do niej.

StrangeloveWhere stories live. Discover now