//1//

1.7K 98 56
                                    

-Gdzie ten samolot?-mruknął z wyrzutem Yuri dzielenie trzymając w ręce swój bagaż podręczny.

-Zaraz się zjawi, spokojnie- odparł Victor drwiąc z cicha z postawy chłopaka.

-Jak ja już nie wystoję!- rzekł głośniej i z dziecięcym buntem łyżwiarz, tupiąc nogami i z udawanym grymasem na poczerwieniałej od mrozu twarzy.

-Sam chciałeś wyjść na zewnątrz- starszy poprawił opadającą na swoje oczy grzywkę.

-Bo będę mógł go dostrzec szybciej od tamtych ludzi, o!- podskoczył i wskazał przez szybę na niewielki tłumik poubieranych w ciepłe kurtki i szaliki ludzi.

-Jak przecież nic ci to nie da...- powiedział półszeptem Victor.

-Da! -wykrzyczał Yuri, a jego wskazujący palec zmienił kierunek na wschód, gdzie stała dwójka dzieci, na oko 6-letnich. Przyklejone do szyby nosy zdawały się do niej przymarznąć, a uśmiechy pociech promieniowały o wiele jaśniej od przebijajacego się przez ciemne chmury słońca.- Bo chcę go zobaczyć szybciej niż te bachory!

-Nie zobaczysz go prędzej, kiedy będziesz patrzył stale w każde miejsce, które nie jest niebem.

-Pfu!- prychnął gardząco i skierował wzrok w górę.

Victor westchnął cicho i spójrzał na alfalt, na którym stał. Pokryty był puszystym, odrobinę rozdeptanym przez jego samego śniegiem. Kiedy odgarnął jego kawałek, zobaczył, że pod tą niewielką warstwą puchu coś lśni. Stuknął w to nogą, a podłoże się zbiło. Lichy odłamek lodu uległ zniszczeniu, a chłopak podniósł wzrok na akurat nadlatującą maszynę.

-Ile można marznąć!- wykrzyknął oburzony Yuri.

-Powtarzam- to ty chciałeś wyjść na zewnątrz.

-Ale w środku jest tak samo zimno!

-Nie wydaje mi się.

-Dajcie już spokoj!- obaj uslyszeli glos zza pleców.

-Yurio?!- obrócili się w tym samym czasie.

-Nie jestem Yurio- mruknął chłopak.- ale nie przeszkadzajcie sobie, kochasie. Ja tam jadę w celach służbowych, nie żeby się pieprzyć w cieniu fleshy.-uśmiechnął się szyderczo.

Yuri otworzył buzie i chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

-Powodzenia w uwodzeniu, wieprzu-Yurio odmaszerował w stronę samolotu.

Victor westchnął cicho i widząc skrzywionego banana na twarzy towarzysza złapał za jego rękę.

-Chodź, prosiaczku, bo się spóźnimy- powiedział żartobliwie i z uśmiechem na ustach pociągnął chłopaka w stronę maszyny.

***
-O rany- Yuri przetarł okulary rękawem.

-Bardzo ładne miasto, prawda?-spojrzał na niego Victor.

-To coś jak Tokyo- chłopak oparł sie rękami o barierki balkonu.- tylko, że bardziej obce. Jedynie czeka, żebyśmy je oswoili...

-Już cicho, poeto- starszy objął go ramieniem i razem z nim podziwiał widoki z położonego na 13 piętrze apartamentu.- ciekawe po co Yurio odwiedził to miato...

-Przecież sam mówił, że w celach służbowych!

-Chodzi mi raczej o bardziej dokładne informacje.

-To mogłeś go o to spytać!- wyrwał się z objęć Victora.

-Yuri?- chłopak niepewnie położył dłoń na jego ramieniu.- co tak nagle? Czemu tak reagujesz...?

Oczy łyżwiarza powędrowały z wolna na podłogę.

-Ja po prostu... Chciałem, żeby jedyną rzeczą o której myślisz na tym wyjeździe... Żebym był nią ja...

Victor przytulił go niepewnie.

-A teraz chodźmy spać, ok?-przewrócił go na kanapę tym samym lądując nad nim. - jestem tak okrutnie zmęczony po tej podróży...-chwycił jego dłoń i zasnął.

Yuri zarumienił się delikatnie i również zapadł w jakże upragniony sen.

Mój książę...| VictuuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz