Cisza przed burzą II

49 3 18
                                    

Marzanna

Poranek przyniósł jeszcze niższą temperaturę i ulewę. Słońce nie wzeszło pozostawiając świat w dziwnym półmroku między nocą a dniem. Otworzyłam ogromne przeszklone drzwi. Wyszłam na balkon, kryjąc się pod misternie zdobionym dachem wspartym na wysmukłych kolumnadach. Szczupłymi bladymi dłońmi oparłam się o marmurową poręcz. Spadło na nie kilka kropel zimnego deszczu. Zignorowałam je. Dotknęłam wijącego się bluszczu. Roślina natychmiastowo obumarła. Zaśmiałam się ironicznie. Bycie boginią śmierci nie jest proste. Usłyszałam ciche chrząknięcie. Obróciłam się z gracją.

- Pojawiłeś się przed czasem - stwierdziłam patrząc w granatowo-fioletowe oczy władcy zaświatów.

- Mam pewną sprawę, lecz wolałbym, żebyśmy omówili ją we dwójkę - powiedział lustrując mnie wzrokiem. - Wejdziesz? - zapytał, wskazując drzwi do komnaty.

- Z tego, co pamiętam, to mój pokój i to ja powinnam cię zaprosić do środka, ale ty, jak zawsze, przybywasz bez pytania - sarknęła jednocześnie przechodząc przez drzwi. - Cóż to za sprawa?

- Dobrze wiesz jaki mam koncept na rozwiązanie nurtującego nas problemu, lecz zastanawia mnie rola dwóch osób w naszym planie. - Zlustrował mnie wzrokiem, wyczekując jakiejkolwiek reakcji. Moja twarz nadal była wypruta z emocji. Weles odchrząknął. - Myślę, że domyślasz się, o kogo mi chodzi - kontynuował.

-Mniemam, że masz na myśli pewne boginie, których oboje nie darzymy zbytnia sympatią - wtrąciłam.

- Owszem. Mokosz i Dziewanna. Żadna z nich nie popiera walk, lecz nie możemy ich zignorować. Obie mają ogromne wpływy. W końcu to pod ich protektoratem znajdowało się większość leśnych stworów.

- Martwisz się, że bestie odwrócą się od nas bez ich wsparcia - stwierdziłam, rozważając słowa mężczyzny.

- Mokosz nam ulegnie, chyba że Dziewanna jej to wyperswaduje. Trzeba przyznać, że dziewczyna ma talent i charakter. Jak jej siostra - dodał z lekkim uśmiechem.

- Niestety Mokosz i Dziewanna są ze sobą bardzo blisko - stwierdziłam.

- Może nawet zbyt blisko.

- Co sugerujesz? - warknęłam cicho. Nienawidziłam rozmawiać o mojej siostrze.

- Nie sądzisz, że między nimi zaiskrzyło? - zapytał. - Czyżby twój wywiad zawiódł? - zironizował.

- Myślisz, że są razem? - po raz pierwszy od dawien dawna autentycznie się zdziwiłam.

- Skarbie jestem tego pewien - zaśmiał się. - Muszę zapisać to w kalendarzu. Marzanna miała niekompletne informacje.

Nie słuchałam go. Kilkakrotnie obeszłam komnatę, analizując zdobyte informacje.

- Za żadne skarby nie możemy pozwolić, by którakolwiek dowiedziała się o naszej współpracy z rebeliantami - nakazałam. - Nawet jeżeli Mokosz zginie z ręki Dzieci Lasu, poradzimy sobie bez niej. Znajdziemy nowe bóstwo na jej miejsce. Czwórka musi zostać zachowana, lecz niekoniecznie w obecnym składzie.

- Mówisz tylko o Mokoszy? - uśmiechnął się tajemniczo.

- Zobaczymy - odparłam lakonicznie i usiadłam w moim ukochanym fotelu. Wzięła zaczętą wieczorem lekturę do ręki. Weles oparł się o parapet i obserwował mnie z ciekawością.

- Książka ode mnie - stwierdził, patrząc na tytuł.

- Zadziwiająco dokładne informacje jeżeli chodzi o Powstanie. Gdzie nie czytałam tak trafnych przypuszczeń. Dlatego mi to dałeś, prawda? Nie pisał jej człowiek.

- Na pewno nie człowiek czystej krwi - wtrącił.

- Masz na myśli herosów? - zdziwiłam się. - Naprawdę uważasz, że którykolwiek z bogów kontaktował się ze swoimi ludzkimi dziećmi? - niedowierzałam.

- Raczej nieoficjalnie, ale owszem - powiedział.

- Wiesz to z autopsji? - sarknęłam.

- Nie - zaprzeczył dziwnym tonem. - Nie miałem okazji poznać żadnego z moich dzieci.

- A chciałbyś? - Zszokował mnie.

- Dlaczego nie? W końcu to krew z mojej krwi. - Szczerość była rzadko spotykana u boga magii. - A ty? - spytał.

Zaśmiałam się histerycznie.

- Uważasz, że bogini śmierci może dać życie? - odpowiedziałam ironicznie, ale i z żalem.

Dalszą rozmowę przerwał nam błysk gromu zwiastujący przybycie Peruna.

-Przegapiłem coś? - zainteresował się, patrząc na nasze twarze pełne emocji.

- Nie - odpowiedzieliśmy wspólnie, zdecydowanie zbyt szybko. Bóg wojny zlustrował nas wzrokiem, zdziwiony zaistniałą sytuacją.

- Panowie, - rozpoczęłam, starając opanować buzujące emocje. - z mojego wywiadu wynika, że wojska rewolucjonistów wyruszą z obozu o godzinie dziewiątej. Uważam, że nie powinniśmy im teraz przerywać. Jestem z odwiedzeniem ich po południu, gdy zatrzymają się na odpoczynek. Szacuję, że odbędzie się on około godziny trzeciej.

-Jak rozumiem, z określeniem ich współrzędnych nie będzie trudności? - spytał Perun. Prychnęliśmy sarkastycznie z Welesem.

- Za kogo ty nas masz? - zironizował władca zaświatów.

- Ja tylko pytałem - mruknął speszony bóg pogody i wojny. Dobrze wiedzieliśmy, że jeżeli chodzi o sprawy organizacyjne odnajdował się jedynie w strategiach wojennych. O polityce i dyplomacji, nie mówiąc już o wywiadzie, nie miał najmniejszego pojęcia.

- Stribog wszystko kontroluje. Podąża za rebeliantami krok w krok, a raczej skrzydło w skrzydło.

- To dobrze - powiedział Perun cicho.

- Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz, bo nie omówiliśmy tego dokładnie, czy z takim stosunkiem wojsk mamy szansę na wygraną? - zwrócił się władca zaświatów do boga wojny. Mężczyzna szczęśliwy, że może zabłysnąć wiedzą, zaczął szybko objaśniać.

- Wojska rebelianckie idące Vesovie liczą około czterech tysięcy stworów, tysiąca ludzi i setki herosów. Armia Imperatora stacjonująca obecnie w okolicach stolicy liczy dokładnie czternaście tysięcy żołnierzy oraz setkę Gwardii Obronnej. Nie umiem precyzyjnie określić, ilu mieszkańców dołączy do Dzieci Lasu, lecz szacuję, że będzie to co najmniej pięć tysięcy słabo uzbrojonych cywili. Warto zaznaczyć, że wojowie Imperatora również nie mają najlepszego wyposażenia, gdyż jak najwięcej broni zostało wysłane na granicę.

- Nie zapominajmy, że mamy asa w rękawie - uśmiechnął się Weles. Machnął delikatnie dłonią wywołując małe eksplozje w powietrzu. - Magię.

Dłońmi Rodzanic szyteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz