Star City, 9 stycznia, godzina 1:36.
Stałam pod oknem i wpatrywałam się w panoramę Star City. Kolejne miasto, które nocą nie śpi. Podobnie jak ja. Jakoś nie mogę zasnąć, zwłaszcza od czasu kiedy dowiedziałam się o tym co zrobili mi rodzice w przeszłości. Rozumiałam, że chcieli mnie chronić i w ogóle, ale mogli mnie zapytać. Wiem, że byłam dzieckiem, ale na pewno coś bym zrozumiała.
-Prawda, że Star City wygląda pięknie w nocy? –usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i w rogu pokoju stał on, mój ojciec –Witaj Elizo.
-Ciebie tu nie ma.
-Jestem. –zaczął się do mnie powoli zbliżać, a ja znieruchomiałam -Jestem tak bardzo prawdziwy jak twoje zaufanie do tych wszystkich bliskich ci ludzi. –mówił z obrzydzeniem w głosie –I ta twoja miłość do tego chłopaka. Jak mu tam było? Robin? –zatrzymał się jakieś dwa kroki ode mnie i spojrzał mi w oczy –Powinni oni wszyscy zaginąć.
-Tylko ich tknij, a pożałujesz. –wysyczałam przez zęby na co ten prychnął
-A czy ja powiedziałem, że ja to zrobię? –pochylił się i wyszeptał mi do ucha następne słowa –Ty to uczynisz i nawet nie będziesz wiedziała kiedy. –odsunął się ode mnie i uśmiechnął się podle –Jesteś częścią mojej układanki, której nikt nie da rady odszyfrować o prócz mnie. –po tych słowach zniknął mi z oczu
Podeszłam pod ścianę i zsunęłam się po niej na podłogę. *Nie, to nie prawda. To nie może być prawda! On kłamie! On na pewno kłamie!* Podkuliłam nogi i schowałam twarz w kolana. Zaczęłam cicho płakać, zdając sobie sprawę z tego, że on mógł albo mnie wrabiać, albo mówił prawdę. To była gra, w której i tak bym przegrała, nie ważne co bym zrobiła. On i tak wygra.
-To nie może być prawda. Nie może. –wypłakałam
Siedziałam tam parę minut, a potem poczułam jak obok mnie jest Alex. Odwróciłam głowę w jego stronę i ujrzałam go jak patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Może i był tylko psem, ale ja zawsze wiedziałam, że mnie rozumie, chodź minimalnie. Zawsze, gdy byłam smutna i płakałam on przychodził do mnie. Bez namysłu przytuliłam go co trochę pomogło mi się uspokoić, ale i tak płakałam.
Dziesięciolatka siedziała sama na trawie pod drzewem w parku. Chciała się uśmiechnąć, pośmiać, porozmawiać z kimś, ale nie umiała. Jakoś nie miała odwagi podejść do swojego rówieśnika i nawet się z nim przywitać. Wolała siedzieć sama jak palec. Przynajmniej miała czas na przemyślenie swoich spraw w spokoju.
Patrzyła na swoje buty i zastanawiała się jak potoczy się jej życie. Czy teraz wszystko się ułoży i będzie lepiej, czy może będzie jeszcze gorzej. Nie wiedziała jaki los ją czeka, nikt tego nie wiedział.
Mogła tak siedzieć godzinami, przez nikogo niezauważalna. Chodź nie do końca przez nikogo. Jeden pies zauważył jej osobę. Był tak samo niezauważalny przez nikogo jak ona i tak samo samotny. Złoty golden retriever wziął do swego pyska najbliższy patyk jaki miał blisko siebie i podszedł do samotnej dziewczyny.
Gdy przy niej był położył patyk blisko niej i czekał aż ona go podniesie. Niebieskooka podniosła swój wzrok na zwierzę, które radośnie machało ogonem, a potem popatrzyła na drewnianą rzecz.
-Chcesz się bawić? –spytała go biorąc patyk do ręki i wstając, a pies szczeknął jakby chciał powiedzieć: tak –No dobrze. –brunetka zamachnęła się i z całej siły rzuciła patyk, a pies pobiegł za nim. Na widok biegnącego psa uśmiechnęła się lekko, ale potem zdała sobie sprawę, że on pewnie chciał aby mu rzuciła i tyle. Usiadła więc z powrotem na trawie, ale ku jej zdziwieniu po chwili zobaczyła obok siebie tego samego psa z patykiem w pysku, który opuścił na ziemie i ponownie szczeknął, jakby chciał powiedzieć: jeszcze raz
Ich zabawa nie skończyła się na tylko dwóch rzutach. Bawili się dalej i oboje wyglądali na szczęśliwych.
Tak zaczęła się ich przyjaźń.
CZYTASZ
Water Lady
FanfictionEliza to normalna dziewczyna. No... może nie aż tak. Jej dzieciństwo nie było kolorowe. Z zaufaniem u niej ciężko, ale pewnego razu jej życie się zmienia na lepsze. Zdobywa przyjaciół... i miłość. To dzięki przyłączeniu się do Ligi Młodych. Co się...