6

11.4K 500 2.6K
                                    

+18, jakby co. 

Czytasz na własną odpowiedzialność. Za zryty mózg nie odpowiadam.

Wieczorem następnego dnia postanowił obejrzeć jakiś film. Ciotka z Lukiem pojechali do znajomych, więc miał cały dom dla siebie. W Londynie pewnie zrobiłby imprezę, ale tutaj nikogo nie znał, więc jedyne co miało jakiś sens to maraton filmowy. Mógł też pojechać razem z kobietą i jej synem, ale jakoś nie miał na to specjalnej ochoty. Choć może to byłoby lepsze niż siedzenie samemu w domu. A w dodatku zbierało się na burze.  

Czy mówił już jak bardzo nienawidzi burzy? 

Za nim zrobiło się dość nieciekawie zdążył pozasłaniać wszystkie rolety w salonie, a później pogasił wszystkie światła zostawiając włączoną jedynie jedną lampkę w rogu pomieszczenia. Nie był pewien, kiedy wrócą pozostali domownicy. Nie bardzo słuchał tego co mówiła do niego ciotka, więc mogli wrócić zarówno późno w nocy jak i dopiero następnego dnia. Usadowił się wygodnie włączając pierwszy lepszy film, ale nawet nie minęło dziesięć minut jak usłyszał potężny huk, a zaraz potem wszystko zgasło. Przez pierwsze sekundy nie wiedział co tak właściwie się stało. Był dość mocno wystraszony, ale po chwili dotarło do niego, że piorun musiał uderzyć w jakiś słup.

- To chyba jakiś żart. - warknął biorąc do ręki telefon, którym oświecał drogę do kuchni. Musiał znaleźć jak największą ilość świec. Całe szczęście, że jego ciotka była ich fanką, bo w sumie znalazł ich kilkanaście, a gdy skończył je ustawiać i jednocześnie podpalać w całym salonie usłyszał pukanie do drzwi, przez co serce niemal mu stanęło. 

To wszystko wyglądało jak scena z horroru. Niepewnie podszedł do drzwi modląc się w duchu, żeby to nie był żaden morderca ani nikt podobny.

- Kto tam? - zapytał przystawiając ucho do drzwi. 

- Ja. - usłyszał.

Louis? Już bardziej niż jego faktycznie spodziewałby się mordercy. A może Louis właśnie nim był i tylko czekał na dobry moment, by go zabić? Ale przecież miał do tego mnóstwo okazji. Na przykład wtedy w lesie. Po dłuższej chwili otworzył drzwi przed którymi faktycznie ujrzał Louisa z reklamówką w rękach.

- Co Ty tu robisz?

- Nie lubisz burzy, a wiedziałem, że jesteś sam w dodatku nie ma prądu, więc pomyślałem, że przyjdę. - oznajmił na jednym wdechu. - No i mam piwo. - dodał unosząc reklamówkę w której zabrzęczały butelki. 

I właśnie to piwo go przekonało. Już nie pamiętał kiedy ostatnio pił alkohol. 

- Wejdź. - zaprosił go odsuwając się w bok.

Szatyn od razu skierował się do salonu, więc po tym jak zamknął drzwi, również tam poszedł. Usiadł obok oczywiście w pewnej odległości od chłopaka, który właśnie podał mu jedną otwartą już butelkę.

- Dzięki. - westchnął upijając kilka łyków.

Siedzieli w ciszy. Chyba żaden z nich nie wiedział jaki zacząć temat, ale ku zdziwieniu Harry'ego, pierwszy odezwał się Louis. 

- Zagrajmy w coś. - zaproponował.

- W co? - zapytał automatycznie.

- Never Have I Ever.

Harry doskonale znał tę grę i właściwie to całkiem ją lubił. Grali w nią na większości imprez, a że i tak nie miał lepszego pomysłu, zgodził się wpierw ustalając, że będą mówić faktycznie rzeczy, których żaden z nich nie robił. A każdy kto robił to, o czym mówił drugi z nich musiał wypić dwa łyki piwa. 

What a Feeling.. | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz