Fumetsu-gi jutsu

2.4K 163 28
                                    

Może zacznę od tego, że chciałabym was przeprosić za to, że nie było rozdziału przez ponad tydzień. Otóż powodem tego było nagromadzenie się ilości sprawdzianów i popraw niektórych z nich oraz odrobina mojego lenistwa w połączeniu z brakiem weny. Obiecałam, że dodam go wczoraj, niestety stało się coś, co  było dużo ważniejsze od pisania i dodania rozdziału. Więc rozdział był już skończony wczoraj, ale nie mogłam dodać, ze względu na problemy osobiste.

Więc  KrystianGarlicki6 uszanuj to, że mam swoje życie i swoje problemy i nie żyję tylko opowiadaniem i wattpadem więc będę dodawać rozdziały jak będę miała czas i pomysł na nie.

A teraz zapraszam na rozdział :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Znowu odszedłem od Orochimaru. Miałem w planach drobny trening z Kuramą i innymi biju. Cóż jeśli każde z nich oddałoby mi chociaż ociupinkę swojej mocy, osiągnąłbym swój cel. Chciałem być silny. Udowodnić im wszystkim, że jinchuriki może być kimś więcej niż potworem.

Kurama polecił mi udanie się do wioski Wiru. Miałem tam spokój, a barierę mogła zdjąć tylko osoba z moją wiedzą, a takowej na świecie nie ma. Po dojściu do kryjówki usiadłem po turecku i wszedłem do swojego umysłu. Oprócz Kuramy, pojawiły się też inne biju. Każde z nich było inne. Wyjątkowe. 

Rozmowa z nimi była dla mnie przyjemnością. Od razu można powiedzieć, że się polubiliśmy. Nawet zaczęliśmy trening, który okazał się być cięższy niż przypuszczałem. Każdego dnia uczyłem się od innego biju. Ich moc i techniki są niewyobrażalne. Ich potęga mogła wyrządzić naprawdę duże szkody. Trenowałem do upadłego, dzień w dzień przez dwa lata.

Dwa lata, zajęło mi opanowanie technik biju. Znowu wracałem do Orochimaru. Cóż tym razem już na stałe. Miałem dwadzieścia pięć lat. Cóż stary jeszcze nie byłe, ale do najmłodszych też już nie należałem.

Nie śpieszyło mi się. Nie ukrywałem już swojej tożsamości. Nikt nie mógł ze mną wygrać, taka osoba, zwyczajnie nie istniała. Ostatnio jak wracałem to nikt nie raczył mnie zaczepić, jednak teraz było inaczej, na mojej drodze pojawiło się pięciu shinobi. Czy oni naprawdę mają zamiar ze  mną walczyć?

-Wreszcie cię spotykamy Uzumaki Naruto, tyle czasu zajęło nam znalezienie ciebie-mówił jeden z nich, a ja go kompletnie olałem i przeszedłem obok niego. Co jak co, ale jeszcze mam w sobie coś z człowieka. Dam mu szanse.

-Zatrzymaj się! powiedział kolejny, celując we mnie kataną.

-Kolego, radziłbym ci to odłożyć. Nie chcę cię zabić i tak mam na sumieniu całą Konohę więc i ty chcesz do nich dołączyć?

-Za kogo się ty uważasz? Jesteś jedynie marionetką w rękach demona, którego masz w sobie! A tak naprawdę jesteś słaby-czy ja się przesłyszałem? On nazwał mnie demonem?

-Chciałeś demona, no to proszę. Oferta dla ciebie, demon we własnej osobie-powiedziałem, a moje oczy stały się krwistoczerwone. Zrezygnowałem z iluzji. Moje ciało nagle pokryło się niebieskim ogniem. Ta technika należała do Matatabi. Polegała na tym, że każdy kto mnie dotkną lub ja kogoś dotknąłem zapalał się i wiadomo coś się z nim stało. Mogłem również kontrolować ją. Mogłem usunąć ogień bądź je wzmocnić.

Szybko znalazłem się przy nim i dotknąłem go. Jego ciało stanęło w niebieskich płomieniach. Krzyczał i wił się z bólu. Reszta z nich patrzyła się tylko z przerażeniem.

-Więc teraz daję wam kolejną szansę. Ja sobie spokojnie przejdę dalej, a wy zrobicie co chcecie.

Oni pokiwali tylko potwierdzająco głową. W spokoju ruszyłem dalej uwalniając mężczyznę z płomieni Matatabi.

Cóż po paru godzinach byłem w siedzibie Orochimaru. Zapukałem w odpowiednie dni i od razu dostałem pozwolenie na wejście. Za biurkiem siedział Orochimaru, a obok niego stał Sasuke. 

-Naruto, miło cię widzieć, myślałem, że już nie żyjesz-powiedział Orochimaru, a ja się zaśmiałem.

-Teraz nie tak łatwo mnie zabić, nawet ty będziesz miał z tym problem.

-Na ile wróciłeś?-zapytał Sasuke

-Na zawsze, skończyłem to co zacząłem i planowałem.

-Świetnie się składa, mamy problem z odczytaniem tego zwoju-powiedział mistrz ,a  ja podszedłem do nich i wziąłem zwój do ręki. Bez problemu go odczytałem. Był zapisany starym i już nieużywanym oraz zakazanym pismem wioski Wiru. Cóż nauka tego nie była łatwa, ale teraz są efekty.

-I co wiesz co tu pisze?-zapytał Sasuke.

-Taa, wiem-powiedziałem .

Jeśli miałem być szczery, to to co było zapisane w zwoju, było niesamowite. Była tam zapisana technika Fumetsu-gi jutsu, czyli technika nieśmiertelności. Cóż wykonanie tej techniki nie należało do najprostszych. Z tego co wyczytałem, potrzebna do tego była ogromna ilość chakry i wykonać ją mogły tylko niektóre klany- Uzumaki, Senju, Uchiha, Kurama i Kaguya.

-Skąd masz ten zwój?-zapytałem.

-Dostałem od swojego informatora, ale mogę się dowiedzieć skąd go miał.

-To się dowiedz, bo chcę wiedzieć czy był świadomy tego, co zawiera ten zwój.

-A co on takiego zawiera-zapytał Sasuke.

-Technikę nieśmiertelności.

****************************************************************

Mam nadzieję że rozdział się spodobał i że ktoś jeszcze tu jest :)

Jeśli pojawiły się błędy przepraszam :/

Żywa LegendaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz