Następnego dnia wszyscy odsypiali męczącą podróż w upale południowych stanów, nikomu nie przyszło do głowy wykonywać poranny trening, nawet ich trenerowi. W dobrych humorach zabrali się do pracy nad boiskiem dopiero przed samym południem. Popijając zimną lemoniadę, którą ciągle donosiła gospodyni świetnie się bawili wyrywając chwasty i wymieniając spróchniałe deski. Po obiedzie przyszedł czas na długi i wymagający trening, który zmierzał ku końcowi dopiero przy zachodzie słońca. Zmęczeni i obalali udali się do wnętrza domu aby trochę odpocząć i wziąć zimny prysznic przed kolacją.
Dziewczyny szybko zajęły obie łazienki na piętrze i parterze zamykając się w nich na długie minuty. Pozostałym niezbyt to przeszkadzało, Blaze postanowił zrobić sobie małą drzemkę. Jego bliźniak rozsiadł się wygodnie na kanapie na werandzie i przeglądał swoje media społecznościowe. Ostatni z braci siedział przy stole piknikowym w ogrodzie i wraz z trenerem rozpracowywał kolejne możliwości taktyk, które mogliby poćwiczyć następnego dnia. Ich mecz miał odbyć się dopiero w przed ostatni dzień wyjazdu, oznaczało to, że mają całe dwa dni na treningi. Wieczór po rozgrywce odbywał się festiwal w miasteczku, którego za nic nie chciała przegapić Susan. Szybko pokochała ten spokój i urok mieszkania w takim mieście, nigdy szczerze nie przepadała za mieszkaniem w willi. Wielokrotnie uciekała, a jej rodziców często nie było w domu. Mieli na głowie ważniejsze sprawy, więc już od najmłodszych lat spędzała całe dnie z gosposią lub koleżankami ze szkoły, które zawsze chciały do niej przyjść pobawić się najnowszym domkiem dla lalek.
Mimo wszystko wyznania poszczególnych graczy przy wieczornym ognisku i wspólne śmiechy pomogły im przełamać pierwsze lody. Ale każdy z nich posiadał przeszłość, o której wolałby zapomnieć i nie chciał wyjawiać wszystkiego. Wątła nić zaufania jaka powstała między graczami rosła w siłę im więcej czasu spędzali razem. Bawili się świetnie trenując wspólnie a w wolnym czasie pomagając w gospodarstwie. Każdy znalazł zajęcie, które nie przeszkadzało mu za bardzo, pozostawała jeszcze kwestia ich zdolności cienia. Prawda była taka, że nawet bliźniacy, którzy uczyli się nad nimi panować rok dłużej niż pozostali, mieli czasem trudności aby utrzymać je w ryzach.
Danny i Blaze posiadali naznaczenia na przedramionach, które symbolizowały jaki Loa voodoo ich wybrał, dzięki czemu ustatkowali się w naukach i kierunku ich mocy. Pozostała trójka naznaczenia miała jeszcze przed sobą, więc zdarzały się wypadki kiedy ich umiejętności wymykały się spod kontroli. Trener ciągle przypominał, że nie mają prawa używać swoich zdolności w oficjalnych meczach i muszą polegać na czystym sporcie. Nie każdy był z tego w pełni zadowolony, ale wiedzieli, że nie mają wpływu na tą decyzję.
Kilka dni przed ich wyjazdem do innego stanu trójka pierwszaków pojechała na całodniową wycieczkę do jednej z jaskiń w skalistych wzgórzach Arizony. Nie znaleźli nic co mogłoby im jakoś pomóc, ale wracając do szkoły dowiedzieli się, że zdali egzamin. Nie wiedzieli dlaczego czy nawet jak, a kiedy starali się wypytać o to bliźniaków czy trenera zostali zbyci banalną odpowiedzią „Dowiecie się w swoim czasie". Prawdopodobnie gdyby nie rosnąca ekscytacja przed meczem bardziej przyłożyli by się do odkrycia tej tajemnicy. Jedyne czego się dowiedzieli na zajęciach to fakt, że naznaczenie przychodzi nieoczekiwanie i dla każdego łowcy wygląda inaczej. Także większość ich wątpliwości nie została rozwiana.
Wieczór przed meczem po kolacji cała piątka nastolatków siedziała na przedniej werandzie. Peter zasiadał na schodkach i opierając się o balustradę rozrysowywał kolejne schematy na swoim tablecie, wielki uśmiech na jego jasnej twarzy pokazywał, że jest szczęśliwy z możliwości używania czegoś innego niż kartka i ołówek. Bliźniacy rozsiedli się na wiklinowej kanapie z mnóstwem miękkich, kolorowych poduszek i popijając chłodną lemoniadę rozgrywali partię pokera. Na werandzie leżał Milo ogromny, łaciaty pies, który zawsze przebywał blisko szaroburej klaczy o imieniu Cisco. Ukochany koń niebieskowłosej, którego pamiętała jeszcze od czasów kiedy był źrebakiem. Teraz trzymała ją za lejce i głaskała ją delikatnie po szyi tłumacząc, siedzącej w siodle znajomej, jak powinna się zachowywać podczas jazdy konnej. Wykonały razem kilka okrążeń na wydeptanej ziemi między domem a garażem, w którym aż lśniło od wypolerowanych narzędzi. Po pewnym czasie Susan postanowiła zejść na chwilę z klaczy i szybkim krokiem udała się na werandę gdzie na stoliku stała taca z lemoniadą. Popijając chłodny napój wymieniła kilka zdań z bliźniakami, po czym podeszła do Peter'a z drugą szklanką w ręce i poczęstowała go chłodnym napojem. Maya w tym czasie zdejmowała siodło i uprząż z lejcami z Cisco, kiedy odwiesiła cały sprzęt na balustradę i podeszła do zwierzęcia aby wręczyć jej kostkę marchewkę, usłyszała warkot silnika a koń zaczął niebezpiecznie wierzgać.
-To dziwne, że boi się silników...- Susan pociągnęła spokojnie łyka żółtawego napoju.
- Nie chodzi o silnik...- nie zdążyła dokończyć kiedy klacz ruszyła stepem w kierunku stajni a za nią zerwał się przysypiający kundel. Nie martwiąc się o zwierzęta niebieskowłosa skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się w stronę podjeżdżającego na kładzie chłopaka. Ubrany w typowe kowbojskie, skórzane spodnie i jasnoniebieski T-shirt, zeskoczył z pojazdu i po chwili zdjął kowbojski kapelusz i położył go na siedzeniu. Ukazał swoje blond włosy i niebieskie oczy, zsunął czerwoną chustkę z ust i uśmiechnął się szeroko w kierunku dziewczyny.- Jak widać Cisco wciąż cię nie lubi.
- Konie przejmują charakter po swoim jeźdźcu.
- Nie przesadzaj, po prostu poznała się na tobie wcześniej niż ja.- uśmiech zszedł mu z twarzy, po chwili ciszy oboje odwrócili się w stronę pozostałych członków drużyny i dziewczyna przedstawiła swojego dawnego znajomego.- To jest Wayatt, kapitan kowboi. Skoro mamy już uprzejmości za sobą mogę wiedzieć po jaką cholerę tu przyjechałeś?
- Potrzebuję pomocy przy quadzie, a jak wiesz nie ma w całym teksasie lepszego mechanika niż twój dziadek.- wskazałam brodą na garaż, w którym krzątał się starszy mężczyzna. Chłopak podprowadził tam swój pojazd i zaczął rozmawiać z siwiejącym mężczyzną o swoim problemie.
- Byłaś z nim w drużynie poprzednio?- bordowowłosy wciąż nie połączył wszystkich faktów przez co pozostali spojrzeli na niego z politowaniem.
- Jak on może się zachowywać tak beztrosko?!- Susan zacisnęła pięści a jej oczy zaświeciły się niebezpiecznie szmaragdowym blaskiem. - I dlaczego ty nie kipisz ze złości na jego widok?!- zanim dyskusja zdążyła się rozwiązać Danny chlusnął swoją lemoniadą w dziewczynę, dzięki czemu uspokoiła się trochę choć spojrzała na chłopaka z groźbą w oczach.
-Pamiętaj, że nie możemy używać mocy jeśli chcemy grać...Poza tym robienie tego przed naznaczeniem jest zabronione, czekaj...jak ty to zrobiłaś bez naznaczenia?- nim zdążyła zareagować chłopak chwycił ją za nadgarstek i podwinął rękaw bluzy ukazując blady symbol.- Nie jest jeszcze w pełni ukończony, ale jesteś blisko.- Cała napięta atmosfera prysnęła jak bańka mydlana a dwójka pozostałych pierwszaków szybko rzuciła się na dziewczynę, radość z naznaczenia napełniła wszystkich. Mimo lepiącej się od lemoniady, skóry i ubrań dziewczyny cała trójka trwała w objęciach przez dłuższą chwilę.
- Pójdę zobaczyć czy nie trzeba im pomóc.
*-*-*-*
CZYTASZ
Order of the shadow |W TRAKCIE POPRAWY|
مغامرةPiątka nastolatków trafia do jednej szkoły, okazuje się, że łączy ich coś więcej niż miłość do koszykówki. Czy poradzą sobie z własnymi tajemnicami? Czy będą w stanie sobie zaufać w najtrudniejszych i najciemniejszych momentach ich życia, a może zos...