Po odzyskaniu świadomości bytu, zorientowałam się, że siedzę w klatce.
Zaraz w klatce! Ja Adrianna Scherle w klatce! Phi!Muszę się stąd wydostać. Rozejrzełam się, poza moim mini więzieniem było tu pięć identycznych, pustych. Na środku stał masywny stół, chyba wykuty w kamieniu czy coś, a wszytko to otaczały schodkowe, miejsca do siedzenia. Trochę jak w teatrze greckim, czy tam rzymskim, to jedno i to samo. No cóż nigdy nie uważałam na lekach historii.
Przemyślenia przerwała rozmowa mi mężczyzn. Przez chwilę myślałam, że przyjdzie mój ojciec i oznajmił iż jest to tylko okropna pomyłka, że wrogowie, których sobie narobił przez lata, znów zaatakowali.
Stop. Zaczęły wracać wspomnienia. Mój ojciec nie żyje. Mama też. Oni ich zabili. Nie, nie, nie! To nie może być prawda! NIE!
Do oczu mimowolnie zaczęły napływać łzy, dopiero też poczułam dyskonfort spowodowany zimnem i zmęczeniem.
Rozmowa mężczyzn stawała się coraz bardziej słyszalna, a kroki głośnejsze.
Czemu kuźwa ja! Krew w żyłach krążyła coraz szybciej, źrenice rozszerzeżały się i zwężały. Co oni zrobili?
Siedziałam w pozycji embrionalnej, kiwajac się na boki oraz cicho szlochając, a głowę podnosłam dopiero gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
Weszło dwóch mężczyzn, nie rozpoznawałam ich. Byli w garniturach, ten niższy o brązowych włosach z okropnymi zakolami oraz niechlujnym zaroście nosił źle dopasowaną marynarkę, pomiętoloną białą koszulę, brudne buty i przy długie spodnie. Drugi zaś prezentował się lepiej, ogolony niemalże na łyso, bura, krótka broda. Do tego czarna marynarka pasująca do krawata, spodni oraz butów, fioletowa, wyprasowana koszula. Wyglądał jak przedstwiciel mafi czy coś.
-Widzę nasz, że króliczek doświadczalny się obudził, jak tam samopoczucie księżniczko? - Zapytał z kpiną brunet.
-Gdzie moi rodzice?! - Nie wytrzymałam, gdybym mogła zabiłambym go, nie ważne jak i czym..
- Oni już od dawna gryzą piach, słonko - Odpowiedział jeden z nich, śmiejąc się z drugim - Nie martw się niedługo do nich dołączysz, ale najpierw trochę się z tobą pobawimy - Przez ten obrzydliwy śmiech chciało się wymiotować.
- Masz, żryj i znaj łaskę Pana - wyższy facet wrzucił do klatki kawałek chleba, serek i powstwil szklankę wody przed klatką, na tyle blisko, że mogłam ją doskonale zobaczyć, na tyle daleko, że nie mogłam jej dotknąć - A to - wskazał na życiodajną ciecz - dostaniesz jak poprosisz - uśmiechnął się szyderczo.
Spojrzałam mu prosto w oczy i mimo ogromnego bolu wstałam - Nigdy. - Wyglądał na co najmniej zdziwionego - Nigdy nie będę prosić takiego nedznego robaka jak ty o nic! - Teraz zdumienie zmieniło się w gniew, może i miałam 17 lat, ale nikt, a nikt nie będzie mnie poniżał. Pochodziłam ze szlacheckiego rodu i mimo że w XXIw. nie zwracają na to uwagi, ojciec zawsze mi powtarzał że mam być dumna i dobrze sławić nazwisko.
- W takim razie nie! - Rzucił we mnie szklanką, która rozbiła się o pręty klatki. - Zdechniesz tu z pragnienia suko! - Następnie wyszedł z towarzyszem.
Nie wiedziałam co mnie czeka. W głowie miałam coraz najgorsze myśli i przypuszczenia co do mego losu. Wiem jedno ucieknę stąd i się zemszczę, za rodziców, za schańbienie, za obrażenie mnie.
Z takimi myślami zasiadłam do 'wieczerzy', jak przypuszczam ostatniej.
---------
Trochę się wachałam przed opublikowaniem tej książki.Mam nadzieję że się spodoba ^^
CZYTASZ
Yes, My Lady
Fanfiction- Jak się spało? - Spojrzałam w górę, okazało się że tym 'ciepłym czymś' był mój mroczny lokaj. Zaczęły wracać wspomnienia ze wczorajszej nocy, mimowolnie się zarumieniłam. - Bardzo dobrze, ale jednak pytanie jest błędne, nadal śpię. - Wymamrotała...