Epilog

714 34 7
                                    

Jestem już rok po ślubie z Domenem. Mieszkamy w Lublanie. Dzisiaj wylatuję do Polski do Leny, która mieszka tam z Cene. Siedzę już na pokładzie samolotu, który leci do Krakowa.

***

Wyszłam przed lotnisko, gdzie miał czekać na mnie Cene. Zauważyłam stojącego przed samochodem, szwagra.

- Cześć. - uśmiechnęłam się, a on spojrzał na mój duży brzuch.

- Jak tam się miewa wasz mały skarb? - zaśmiał się.

- Bardzo dobrze. - wsiadłam do auta.

- Tak w ogóle, dlaczego zdecydowałaś się na poród w Polsce?

- Chciałam być blisko swoich.

- Przecież Domen by przyleciał do Słowenii. Janus by zrozumiał. - posłał mi uśmiech.

- Ja wiem to, ale wychowałam się w Polsce. Tutaj jest Kamil, Ewa, cała kadra Polski, którzy są dla mnie jak rodzina i Lena. Nie spędzam z nimi dużo czasu jak przesiaduję w Słowenii. Jeszcze teraz jestem w ciąży to Domen nie chcial mnie nigdzie puszczać. Z trudem zgodził się na poród w Polsce. - poczułam, że łzy ciekną mi po policzkach.

- Proszę, przestań płakać. Spróbuj zasnąć. - powiedział, a ja tak zrobiłam. Starałam się zasnąć.

***

Pojechaliśmy na skocznie do Zakopanem, gdzie miała na nas czekać kadra Polski, Niemiec, Słowenii i Norwegii oraz moja siostra z moim chrześnikiem Davidem. Jest takim słodkim małym chłopczykiem. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, a oczy brązowe jak Leny. Wyszłam z auta i od razu usłyszałam pisk dziecka. Do mnie rzucił się młody Prevc. Wzięłam go na ręce i poszłam w strone naszych.

- Nareszcie przyjechałaś! - krzyknęła Lena i mnie przytuliła.

- Cześć skarbie. - odparł Domen i musnął moje usta. - Może zabiorę od ciebie małego, żeby nic się nie stało z naszą małą kruszynką? - bez żadnej odpowiedzi zabrał ode mnie chłopca.

- Domen przestań. Nic mi nie będzie. - no i wtedy dostałam skurczu.

- Jedziemy do szpitala. - odparła Lena i złapała mnie pod rękę.

***

Liliana pojechała na porodówkę. Nie chcieli mnie tam wspuścić mimo prób mojej żony. Po trzech godzinach pielegniarka pozwoliła mi wejść. Na łóżku leżało całe moje szczęście, a na rękach miała dwójke dzieci? Zdziwilem sie bardzo, ponieważ miała być tylko córka.

- Mamy bliźniaków. Córeczkę i synka. - uśmiechnęła się delikatnie. Wziąłem od niej chłopczyka.

- Jak damy mu na imię? - spytałem.

- Maxymilian? - uniosła brew.

- Max i Alex. Pasuje idealnie. - pocałowałem chłopczyka w czoło.

- Przepraszam, ale muszę zabrać pańską żonę na badania. - pielęgniarka zabrała ode mnie Maxa i włożyła go do łóżeczka. To samo zrobiła z Alexandrą. Pożegnałem się z żoną i wyszedłem. Przed salą stała reszta.

Tylko raz || Domen PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz