Rozdział 2

443 31 5
                                    

Kiedyś był normalny. Kiedyś czyli wtedy kiedy mama żyła. Przyśpieszyłam kroku aby jak najszybciej dojść do domu. Po dziesięciu minutach dotarłam na miejsce. Byłam zła na ojca. Z pośpiechem otworzyłam drzwi i wleciałam do domu jak burza. Przeszukałam wszystkie pokoje i nigdzie nie ma śladu chłopczyka. Został mi tylko pokój ojca. Szybko weszłam po schodach i nacisnęłam klamkę. Moje ciało zesztywniało kiedy zobaczyłam ojca leżącego na podłodze. Spał. Przełknęła gule w gardle.
- Gdzie jest Wiktor!- wypaliłam po dłuższej chwili. Ojciec otworzył oczy. Zaczął bełkotać coś pod nosem. -pytam się gdzie jest Wiktor!- czułam jak łzy napływają mi do oczu.
- A weź się odczep ode mnie. Nie mam teraz czasu. Spadaj. - po tych słowach chciałam rozszarpać ojca. Jak on mógł być takim egoistą i jak mógł nie przejąć się swoim synem. Jeśli ojciec go nie zabrał ze szkoły to kto? Może Luis. Zbiegłam ze schodów po czym sięgnęłam po telefon. Trzęsącymi rękami wybrałam numer do brata.
-Luis czy ty... czy ty odebrałeś...Wiktora ze szkoły...- udało mi się wykrztusić.
- Nie a co się stało?- moje nogi się ugięły. Słuchawka zrobiła się mokra od łez. Rozłączyłam się. Jeśli nie Luis to kto? A jeśli coś mu się stało?

Nie myśl tak nawet! - skarciłam się w myślach.

Musiałam go poszukać. Za wszelką cenę. Wybiegłam z domu i biegiem ruszyłam ulicą. Rozglądałam się i wolałam chłopca. Przebiegłam całą ulicę. Postanowiłam skręcić w prawo. W ciemną uliczkę. Ruszyłam trochę niepewnie do przodu. Niestety nic nie znalazłam. Ze łzami w oczach przemierzałam ulicami w poszukiwaniu brata. Kto mógł to zrobić. Kiedy miałam wracać do domu i dzwonić na policję usłyszałam krzyki. Przeraźliwe krzyki dziecka. Odwróciłam się i zobaczyłam jak dwóch męższczyzny wciąga chłopca do czarnej ciężarówki. Zamurowało mnie kiedy zobaczyłam Wiktorka. Wrzała we mnie złość kiedy widziałam jak tych dwóch gangsterów dotyka mojego brata. Dzieliło mnie od nich tylko przejście przez drogę. Tylko droga. Bez zastanowienia wybiegłam na ulice.
- Zostawcie go wy...- nie było mi pisane dokończyć. W tej właśnie sekundzie jechało auto. Poczułam mocne uderzenie w bok. Upadłam na asfalt rozbijając głowę. Zobaczyłam tylko dojeżdżającą czarną ciężarówkę i chłopaka wychodzącego z samochodu z którym się zderzyłam. Straciłam przytomność.


Witajcie w moim nowym opowiadaniu. Mam nadzieje że się wam podoba i zostawicie po sobie ślad (mam na myśli gwiazdkę albo komentarz😜). Kocham was bardzo. Do następnego. 😘😍

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz