Powoli ruszyliśmy wszyscy do domu. Przekraczając próg oszklonych drzwi poczułam intensywniejszy, słodki zapach dwóch pozostałych domowników.
- No nareszcie - powiedziała modelka tuląc się Emmeta. Wspięła się na palcach i namiętnie go pocałowała.
- Rosalie, błagam - odrzekł posąg wywracając oczami, jednak ona go zignorowała.
Rosalie. Piękne imię. Gdybym znała swoje, na pewno porównałabym oba imiona i z nieznaczną zazdrością stwierdziła, że jej jest ładniejsze.
- Zapraszam- brunetka o matczynym wyrazie twarzy pokazała gestem ręki pokój po prawej stronie, po czym uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i skierowałam się na czarno obitą kanapę we wskazanym, obszernym pokoju, jednak na niej nie usiadłam. Wlepiłam wzrok w jasne pianino stojące pod ścianą i próbowałam opanować myśli.
Za chwilę poznam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania.
Odwróciłam się słysząc dźwięk stukających obcasów, należących najpewniej do Rosalie. Trzymała Emmetta za rękę, podobnie jak Alice zabliźnionego. Na czele stanęła najstarsza para i tak jak reszta, nie odrywali ode mnie wzroku.
- Kim jestem? - zapytałam po kilkunastu sekundach milczenia.
Nie widziałam sensu, aby przedłużać, więc rzuciłam pytanie prosto z mostu.
Cokolwiek by nie odpowiedzieli, muszę być silna. Nie miałam innego wyjścia, chciałam się dowiedzieć wszystkiego co mogę.
- Zdążyłaś już pewnie zauważyć, że normalni ludzie nie są tacy jak my. - stwierdził doktor.
No rzeczywiście, pomyślałam z sarkazmem.
- Jakkolwiek zareagujesz, pamiętaj, że ci pomożemy - tu urwał - w miarę naszych możliwości.
Lekko zirytowałam się tym graniem na czas gdyż nie należę do osób nad wyraz cierpliwych.
- Poproszę konkrety. - odparłam poważnym tonem - Kim jestem?
Blondyn wziął głęboki wdech i powiedział.
- Wampirem.
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10.
Nie pomogło.
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10.
Nadal nie działa.
Na początku myślałam, że to wyjątkowo nie udany żart. Ja, jako postać z horrorów? Czarny charakter opowieści i legend?
Potrząsnęłam głową uśmiechając się. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Zresztą, nie sądzę by ktokolwiek na moim miejscu zachował się inaczej. No bo dlaczego miałabym uwierzyć w istnienie istot, w których nieprawdziwość wierzyłam z całego serca.
A jeśli istnieją? Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy i otworzyłam szerzej oczy. Jakby nie patrzeć, te wszystkie nadprzyrodzone zdolności nie mogły być częścią zwykłych ludzi. No bo jaki człowiek porusza się szybciej niż lampart i skacze z dachu wychodząc z tego bez najmniejszego szwanku, do tego ma tak bardzo wyczulone zmysły, że z odległości kilometra potrafi usłyszeć trzask łamanej gałęzi oraz poczuć zapach zwierzęcia, któroją złamało?
Wszystko to wydaławo się być jednym wielkim snem. Niesamowicie realistycznym, pięknym, trochę przerażającym snem. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Tak jakby jedna część mnie mówiła spokojnym głosem "To niemożliwe, po prostu nie i koniec", a druga krzyczała na zmianę, raz przerażona a raz podekscytowana "Jestem wampirem!".
Podniosłam opuszczoną dotychczas głowę i spojrzałam w oczy blondynowi.
- To...niemożliwe - wydukałam.
Usłyszałam jak posąg (jak zwykle nieruchomy) żachnął się. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się pod nosem.
- Jestem Carlisle - przedstawił się doktor - a to Edward, Jasper, Emmett, Rosalie, Alice i moja żona - Esme - pokazywał ręką kolejne osoby.
- Też jesteście...wampirami? - zapytałam z lekką niechęcią do ostatniego słowa.
- Tak. Wszyscy. - potwierdził Carlisle.
- Co chciałabyś wiedzieć? - zapytał Jasper.
- Ugh, sama nie wiem od czego zacząć...- wyjąkałam.
- Śmiało - zachęciła ochoczo Alice.
- Ile macie lat? - zadałam pierwsze pytanie jakie nasunęło mi się na myśl.
Emmett, podobnie jak Edward, uśmiechnął się.
- Niedawno skończyłem 332 - odpowiedział równie rozbawiony blondyn.
Zamarłam.
- T-to całkiem sporo...- odpowiedziałam, na co Emmett wybuchł śmiechem. Rosalie zgromiła go wzrokiem, więc po chwili ucichł.
- Istnieją o wiele starsze wampiry, liczące swoje lata w tysiącach - dopowiedział z uśmiechem na ustach.
- Ah - jęknęłam z niedowierzania.
- Nasza historia sięga właściwie początków ludzkości, ale ze względu na bezpieczeństwo człowieczeństwa postanowiliśmy się nie ujawniać. - zabrał głos Jasper.
- A gdyby się dowiedzieli? - zapytałam szybko.
Zawahał się, a po chwili dodał poważnym tonem.
- Najprawdopodobniej nie zostaliby długo przy życiu.
Westchnęłam.
- Okej, czas na dostrzeganie zalet z bycia nowo nagrodzoną wampirzycą! - Alice klasnęła w dłonie po czym podskoczyła do mnie i mnie przytuliła - będziemy się świetnie dogadywać, zawsze chciałam mieć młodszą siostrę - zapiszczała.
Objęła mnie i zaprowadziła do wielkiego lustra stojącego przy wejściu do gigantycznej kuchni. Wtedy nasunęło mi się kolejne pytanie.
- Spójrz - powiedziała i stanęła z tyłu, kładąc głowę na mym ramieniu.
Moim oczom ukazała się piękna dziewczyna o długich, lśniących, czekoladowych włosach i pięknej, prawie tak pięknej jak u Rosalie, figurze. Miała duże, głębokie, czerwone oczy, ostre rysy twarzy, zaróżowiałe usta i bladą, gładką cerę w odcieniu kości słoniowej. Ubrana była w szmaragdową, w kilku miejscach podartą sukienkę (pewnie od polowania).
Postać była tak piękna, że przez chwilę nie wierzyłam, że to naprawdę ja.
- Ojej...-wyszeptałam dotykając swojego policzka - jestem...piękna.
- Przepiękna - poprawiła mnie Alice z wielkim uśmiechem na ustach.
Dotknęłam sukienki i poczułam miękką tkaninę, najprawdopodobniej jedwab. Musiała być droga.
- Czy wampiry jedzą? - zapytałam znienacka patrząc na Edwarda.
Ten uśmiechnął się i skierował wzrok na podłogę.
- Nie - odpowiedział.
- Oo...- odpowiedziałam i znów utkwiłam wzrok w lustrze - to po co wam kuchnia?
- Staramy się stwarzać pozory bycia ludźmi - odparła pośpiesznie Esme.
Przez kolejne pół minuty gapiłam się na siebie i myślałam o wszystkich teoriach na temat wampirów. Czy to prawda, że nie lubią czosnku? A kołek w sercu je zabija? Krzyże odstraszają?
- A te wszystkie teorie na temat czosnku, krzyży...- zaczęłam.
- To mity - odpowiedział Carlisle - tak samo jak to, że śpią w trumnach całą noc. W ogóle to że śpią jest mitem - zaśmiał się.
Popatrzyłam na niego zdziwionym wzrokiem.
- W ogóle?
Pokręcił głową.
- Jest też kilka rzeczy o których musisz wiedzieć - powiedział Jasper.
Usiadłam nienaturalnie szybkim tempem na kanapę i założyłam nogę na nogę, tym samym dając do zrozumienia że może mówić.
- Czasami wampiry rodzą się z różnymi zdolnościami. Ja potrafię wpływać na emocje innych, Alice widzi przyszłość, a Edward umie czytać w myślach - wyjaśniał powoli.
- Umie czytać w myślach? - zapytałam lekko przerażona.
Czyli że moje myśli są dla niego dostępne. Wszystko co wiem, wie także on. A co, jeśli teraz też mi czyta? Siedzę spanikowana, a on bezczelnie przegląda mój umysł?
- Spokojnie - zaczął Edward - umiem czytać wszystkim, ale ty jesteś wyjątkiem. - powiedział trochę zawiedziony.
Odetchnęłam z ulgą. A więc moje myśli już na zawsze pozostaną tajemnicą.
Jasper, jak i Rosalie odwrócili się do niego zszokowani.
- Nic a nic? - zapytała oburzona Rosalie.
Brunet pokręcił głową.
- Dziwne...- zamyślił się Jasper.
- Co to znaczy? Czy coś ze mną jest nie tak?- zapytałam.
- Mówię ci, że potrafię czytać w myślach wszystkim poza tobą, a ty uważasz, że coś z tobą jest nie tak? - zaśmiał się.
Gdybym była człowiekiem, w tym momencie zrobiłabym się czerwona jak burak.
- Jest jeszcze coś - odezwał się Jasper - wampiry to nie jedyny bajkowy gatunek. Istnieją jeszcze wilkołaki, najbliższa wataha mieszka w La Push - kilka kilometrów z tąd. Sami opowiedzą ci o sobie więcej.
- A więc to stąd ten okropny smród mokrego kundla! - jęknęłam.
Emmett zakrył usta ręką i próbował ukryć śmiech, co nie wychodziło mu najlepiej, a reszta lekko uśmiechnęła się pod nosem.
Poczułam dudnienie. Najpierw ciche drżenie podłoża, jakby ktoś włączył pralkę. Z czasem coraz bardziej zaczęło przypominać bieg, usłyszałam sapanie i trzask suchych liści, a odór psa dał się we znaki. Wykrzywiłam usta i pochyliłam się w pozycji do ataku w stronę tajemniczego zjawiska, zaczęłam cicho warczeć i zmarszczyłam nos.
- To jeden z wilkołaków - uspokoił mnie Carlisle - to nasz przyjaciel.
Wygładziłam twarz ale pozostałam w pozycji bojowej. Uważnie nasłuchiwałam coraz bliższych kroków...
Zatrzymał się przed domem. Nie widziałam go ponieważ stanął tuż za cementowaną ścianą pokrytą różnymi obrazami. Trwałam w bezruchu nie ośmielając się nawet kiwnąć palcem. Miałam wrażenie, że on też zdaje sobie sprawę z mojej obecności.
Usłyszałam jak się cofa. Zdziwiło mnie to gdyż z tego całego dudnienia wywnioskowałam, iż nie jest wielkości jamnika, a raczej niedźwiedzia. Chciałam to zobaczyć na własne oczy, ale nie zdołałam się ruszyć. Gdzieś w środku mnie panował strach przed tą bestią pomimo przyjaznych relacji z żółtookimi. Czy poradziłabym sobie z gigantycznym, inteligentnym wilkiem?
CZYTASZ
Zmierzch: Nowy Początek
FanfictionTy - nowo nagrodzona wampirzyca, która wie... Nic nie wie. [ZAWIESZONE]