5. Dom

464 24 0
                                    

Spojrzałam pytającyn wzrokiem na Carlisla.
- Musi się przemienić. - wyjaśnił.
Nie wiedziałam, dlaczego nie może po prostu wejść i przemienić się w pomieszczeniu, ale najwidoczniej był jakiś powód. Muszę go o to zapytać.
Usłyszałam stąpanie, na pewno nie należące do czworonożnego zwierzęcia. Właściwie bardziej przypominało chód człowieka.
Był coraz bliżej szklanych drzwi. Wpatrywałam się w nie, czekając na widok owłosionego mężczyzny w podartych ubraniach i z bujną, nieokrzesaną brodą. Przynajmniej tak wyobrażałam sobie wilki w ludzkiej postaci.
Przez próg przeszedł wysoki, umięśniony brunet o ciemnej karnacji. Miał krótkie, lekko rozwiane włosy i brązowe, głębokie oczy. Na prawym ramieniu widniał czarny tatuaż w kształcie koła, przypominający znak jakiejś sekty.
Ubrany był w same jeansowe spodenki sięgające do kolana, więc wyraźnie było widać jego wyrzeźbione mięśnie brzucha.
Trochę się zdziwiłam - zdziwiłam, a nie zawiodłam - gdyż oczekiwałam osierścionej postaci. Zlustrowałam go dokładnie od głowy do stóp i z powrotem spojrzałam na wesołą, przystojną twarz bruneta. Westchnęłabym z zachwytu nad jego budową, ale gdy zaczerpnęłam powietrza nosem, uderzył mnie paskudny odór.
- Boże, jak cuchniesz! - powiedziałam do chłopaka marszcząc nos.
- Dzięki za ciepłe powitanie. - roześmiał się.
Kilka wampirów popatrzyło na mnie z uśmiechem.
- Jestem Jacob Black - przedstawił się podchodząc do mnie.
Wziął moją dłoń i delikatnie ją pocałował, a ja poczułam, że w środku się rumienię.
- A ty? - zapytał podnosząc wzrok.
- Ja... - chciałam się przedstawić, ale uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia jak się nazywam.
- Nie wiem - odparłam zakłopotana.
- A więc zaraz powinniśmy to ustalić - powiedział uradowany, po czym rozsiadł się na kanapie.
Nie zamierzałam do niego podchodzić. Chciałam zachować jak największą odległość od tego strasznego zapachu.
- Myślę, że najrozsądniej by było, gdybyś dowiedziała się o twojej przemianie. Może w trakcie opowiadania przypomnisz sobie swoje imię.
Pokiwałam głową. Carlisle nabrał powietrza do płuc.
- Kilka dni temu udałem się do wschodniej części Ameryki Południowej z wizytą u naszych przyjaciółek. Nocą wracając przejeżdżałem przez Recife, gdzie w zachodniej części wybuchł pożar jednego z budynków mieszkalnych...- spojrzał na mnie - jednopiętrowy, biały dom z dwoma balkonami. Spadzisty, czarny dach, mahoniowe okiennice...otoczony niskim, drewnianym ogrodzeniem z małą furtką.
Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu, że przypomniałam sobie cokolwiek z mojej przeszłości, jednak przez ostatnie kilka minut miałam tylko krótkie, rozmazane przebłyski, z których nie potrafiłam nic wyczytać. Jedynie niewyraźne kontury jakiegoś odległego budynku, który nic mi nie mówił.
Carlisle widząc, że nie zabieram głosu, kontynuował opowieść.
- Wyczułem zapach dymu i syrenę wozu strażackiego około trzech kilometrów od domu. Zawróciłem i pojechałem w jego stronę. Po drodze słysząc panikę innych doszedłem do wniosku, że ów budek się pali. Przyjechawszy na miejsce stał cały w płomieniach, a strażacy próbowali je ugasić. Pewna czarnowłosa kobieta pokryta sadzą głośno łkała w dłonie, a obok niej wysoki, blondwłosy mężczyzna żarliwie wykłócał się o coś ze strażakiem. Oboje co chwilę wypowiadali jedno imię. "Evelyn".
Błysk.
Przed oczami przebiegł mi cały obraz tego zajścia. Przypomniałam sobie, co się wtedy stało.
Utkwiłam wzrok w podłodze.
- Evelyn... - wyszeptałam.
- To twoje imię? - zapytała Rosalie, ale ją zignorowałam.
- Evelyn Lancaster. - powiedziałam głośniej i pewniej.
- Lancaster - powtórzył Jacob - ładnie.
- Tej nocy miałam otwarte okno, a pokój na parterze. Siedziałam wtedy przy biurku i słuchałam muzyki. Wtedy coś przeleciało mi nad głową i trafiło w zapachową świeczkę stojącą na szafce. Przewróciła się i podpaliła kartonowy zamek... - urwałam.
Poczułam ukłucie w sercu. Wspomnienie zamku z czymś się wiązało, ale nie wiedziałam z czym. Próbowałam sobie przypomnieć, ale na próżno.
- Spokojnie, daj sobie czas. - powiedział Jasper.
Czas. Czas!
No oczywiście!
Tego dnia uczyłam się zegarka z moją młodszą siostrą! To do niej należał zamek!
- Beatrice! - krzyknęłam zrywając się na nogi.
- Bea...
- Moja młodsza siostra! - wyjaśniłam.
Chciałam do niej biec, zobaczyć ją, przytulić. Cała ukryta tęsknota za rodziną teraz wybuchła i nie mogłam jej opanować. Niemal słyszałam jak w głowie szumią mi komórki, które nie nadążają za przekazywaniem moich myśli do mózgu. Trzęsły mi się ręce, usta dygotały i chodziłam po pokoju z wampirzą prędkością.
Moja mama...moja mama Patricia...mój tata Victor...moja siostra Beatrice...
- Evelyn...- zaczął Edward.
Na dźwięk swojego imienia zatrzymałam się i popatrzyłam na niego. Jego wyraz twarzy był zatroskany i zaniepokojony. Nie wiedziałam, że to co zaraz powie, spowoduje dotarcie do mnie bolesnej, okrutnej prawdy.
- Evelyn, nie możesz ich zobaczyć. Nigdy.






Zmierzch: Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz