{ 6 } Ta, którą pragnę...

791 84 22
                                    

   Cóż, jak obiecałem, to obiecałem. Czekam na tego Belzebuba pod świątynią, aż się zbierze i raczy zejść na dół. No naprawdę, przecież umawialiśmy się, że przyjdę o dwunastej i nie będę długo czekać. Jeżeli ten babsztyl nie przyjdzie za pięć minut to...

- Ma-ko-to - Usłyszałem, aż za dobrze znany mi głos. Jednak ma baba szczęście.

   Odwróciłem się w jej stronę i poczułem, jakby coś mnie mentalnie uderzyło. To, jak wygląda naprawdę mi się spodobało. Co prawda, ubrana była w czerń, spodnie, długi sweter i koszulka z napisem "hell". Zupełnie, jakby szła na pogrzeb. Satanistyczny pogrzeb.

   Spojrzałem w dół i zobaczyłem parę glanów. Z takiego buta nie chciałbym oberwać, a znając Ute jest to możliwe. Ale jej drobna postura słodko komponowała się w takich butach.

   Wzrok przeniosłem na jej twarz. Nie patrzyła w moją stronę, była bardziej zajęta telefonem. Chociaż, to i lepiej. Mogłem przypatrywać się jej twarzy, która bez makijażu była idealna. Doskonale pamiętam jej matkę, ona też jest piękna. A do tego wspaniała kobieta. Tylko szkoda, że jej córka nie odziedziczyła wszystkiego w pełni. Uta jest hałaśliwa, niekiedy opryskliwa, głupkowata, lubi zachowywać się jak dziecko, i może się powtórzę, ale jest naprawdę, naprawdę głośna. Jej bateryjki wyczerpują się naprawdę długo, a nawet potrafią wysysać energię ze mnie. Przynajmniej taką pamiętam ją z dzieciństwa- głośną, radosną i wszędzie było jej pełno. Czasem wdawała się w bójki z innymi chłopcami, przy czym traciła w moich oczach dziewczęcość, ale jednocześnie imponowała mnie jej siła.

   Dostrzegłem, że nadal zachowała tą dawną część siebie. Nawet jeśli teraz zachowuje się trochę dojrzalej, a wyglądem, przyznam, że powala, to cieszy mnie, że nie zmieniła się bardzo od wyjazdu. Bo Uta bez swojego zwariowanego charakteru to nie Uta, a zwykła szara osoba. Znam ją lepiej niż ktokolwiek inny, wiem co przeszła i na samo wspomnienie zapiera mi dech w piersi, że jest taka silna, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

   Teraz, jak wróciła, gdy mam ją niemalże na wyciągnięcie ręki, samą obecnością podsyca, jak dawniej myślałem, wygasły płomień w sercu. Nienawidzę tego uczucia. Przypomina mi o bólu odrzucenia.

   Kurwa. Nawet, jak stoi, to mnie kusi. Tylko jak!? Po tym, gdy odrzuciła moje uczucia i wyjechała zrozumiałem, że nie mogę jej mieć. Przecież już dawno przestałem cokolwiek to niej czuć. To nie jest miłość, to cholerny magnetyzm. Przyciąga mnie do siebie nawet nic nie robiąc. Mam tak wielką ochotę ją pocałować, i to nie tylko w usta. Chcę ją całą.

- To idziemy? - spytała, chowając telefon do kieszeni. Ocknąłem się natychmiast, nawiązując z nią kontakt wzrokowy.

- A gdzie byś chciała? -

- Hmm. Co powiesz na lody? - zaproponowała.

- Ty stawiasz - uśmiechnąłem się. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jak to dwuznacznie brzmi. Bawiły mnie jej rumiane policzki i zmarszczone czoło.

- Muszę jeszcze wstąpić do sklepu plastycznego - Powstrzymała się od odpowiedzi. Może to i lepiej? Gdybyśmy dalej to ciągnęli, to mój mały kolega naprawdę potrzebowałby uwagi jaj ust.

- Ja ci siat nosić nie będę - skrzyżowałem ręce na piersi.

- I nie musisz - Ruszyła przed siebie chodnikiem. Mi nie pozostało nic innego, jak pójście za nią. Jeszcze mnie pobije i zaciągnie siłą.

***

   Przechodziłem właśnie najcięższy test mojego życia. Nie miałem pojęcia gdzie posłać spojrzenie, byleby nie patrzeć, jak język dziewczyny zlizuje śmietankowy puch. Niby nic wielkiego, zwykłe zjadanie loda, ale nie dla mnie. Wystarczyło, że raz zerknąłem a już w głowie przetwarzało mi się pierdyliard scen z udziałem niebieskookiej i mojego małego kolegi. Tak zwyczajna czynność a cholernie seksowna.

- Makoto - Jej głos dotarł do mojej podświadomości. Spojrzałem na nią, marszcząc brwi, pomimo, że nie miałem zamiaru wyglądać nieprzyjaźnie, po prostu przez nią mam to już zakodowane w głowie.

- Czego? -

- Cieknie ci - Wskazała na rożka, który trzymałem w dłoni. Czekoladowa stróżka ściekała po ręku, wprost na kostkę brukową. Czułem szturchanie w policzek. Okazało się, że Uta chcę mi dać chusteczkę. Myślałem, że ma przy sobie zwykłe papierowe, a podała mi materiałową.

- Czy wszystko co posiadasz musi być czarne? - spytałem, biorąc chusteczkę w czarnym kolorze. Podałem jej loda tak, by się sama nie ubrudziła. Zacząłem wycierać dłoń.

- Większość rzeczy - odparła z uśmiechem, oblizując czekoladowego loda.

- Nie twoje, więc nie ruszaj - Zabrałem jej moją własność.

- Sknera! -

- Mówiłem, że ty stawiasz, a skończyło się na tym, że to ja płaciłem -

- Skończyło się jak zawsze - zaśmiała się. I cholera miała rację. Odpuszczałem jej. Milczałem. Niezbyt chciało mi się wypowiadać na ten temat. Skończyliśmy swoje lody w ciszy.

   Biegliśmy przed siebie. Starałem się odszukać wzrokiem jakiegoś miejsca do schowania się, ale przez tą ulewę świata nie było widać. Nagle poczułem szarpnięcie za koszulkę i po chwili znalazłem się pod zadaszeniem. Uta jakimś cudem znalazła przystanek.

   Deszcz nastąpił nagle i to w sporej ilości. I teraz stoimy cali przemoknięci, czekając aż się przejaśni.

   Spojrzałem na Ute. Jej mokre włosy zdawały się jeszcze dłuższe, sięgały do bioder, które strasznie mnie kusiły. Przeniosłem wzrok na jej klatkę i, kurwa. Jej koszulka jest tak cienka, że gdy teraz przesiąkła nią woda widać sterczące sutki. Dlaczego nie ma na sobie stanika, utrzymało by to moją wyobraźnię na smyczy. Ona się tym nawet nie przejmowała. Nie robiła nic. nie eksponowała bardziej swojego biustu, nie patrzyła na mnie, nic. Co mnie troszeczkę zabolało, bo bardzo pragnąłem takiej uwagi od niej. Witaj friendzone, mój nowy przyjacielu.

   Usiadłem na ławce, bo byłem zmęczony tym bieganiem w deszczu. Jednak dziewczyna nie poszła w moje ślady. Nadal stała, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.

- Uta... - zacząłem. Ona wzdrygnęła się na ton mojego głosu. Niebieskie ogniki wpatrzyły się we mnie w lekkim szoku, jakbym pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu. Nic się nie odezwała, czekając, aż zacznę mówić.

   Potarłem kark, odwracając wzrok.

- Co cię skłoniło do powrotu? - dodałem, po chwili namysłu. Zaśmiała się, choć nie było to szczere.

- Ponieważ... - Wzięła głęboki wdech. - Przyjechałam tu do dziadków z powodu śmierci mojej mamy - Czyli, że zostali jej tylko dziadkowie.

- Co jej się stało? - Może i nie powinienem, ale musiałem to wiedzieć. Jej matka była dla mnie, jak ciotka.

- Zachorowała na raka cztery lata temu. Niedługo po tym, jak się przeprowadziłyśmy, dowiedziałam się, że jest chora. Opiekowałam się nią, aż zmarła. Dziadkowie pomogli mi sprzedać dom i spłacić wszelkie koszty leczenia, i zamieszkałam z nimi - Nie było po mnie tego widać, ale byłem cholernie wkurwiony. Nie dlatego, że ciocia nie żyje, w jej przypadku było to nieuniknione. Drażniło mnie cholernie to, że Uta opowiadając mi to wszystko, nie ukazuje smutku, a wiem, że go odczuwa. Po cholerę dusi w sobie emocje?

- A twój ojciec? - Głupie pytanie. Żałuję, że je zadałem. Ten chuj ma teraz inną rodzinę. Moja nienawiść do niego wzrosła jeszcze bardziej. Na pewno wiedział o chorobie i zapewne nie kiwną palcem by pomóc własnej córce.

- A co mnie on? Nie potrzebuję jego pomocy. Niczyjej. - odparła oschle, siadając obok mnie.

- Mylisz się - powiedziałem. Nie popatrzyła na mnie, wbiła wzrok w spadające krople deszczu. Nachyliłem się, obdarowując jej zarumieniony policzek pocałunkiem. - Potrzebujesz przyjaciela... Choć wolałbym, by było inaczej -

   Ten dzień chyba na wieki zapadnie mi w pamięci. Cisza rozbrzmiewająca w kojącym szumie deszczu i jej usta, smakujące tak cudownie.

Kwiecista Prawda  • | Hanamiya Makoto | •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz