Rozdział 5

18 5 0
                                    

Henrietta stała na uboczu opierając się plecami o drzewo. Na szlaku korzystała z cienia kiedy tylko miała okazję. Spod przymrużonej powieki spojrzała na swoich znudzonych ludzi . Idealną ciszę przerwał głos kapitana Falryka.

- Panie, czekamy tu od wielu godzin. Jesteś pewien, że twoja przyjaciółka przybędzie?

- Jestem pewien, kapitanie. Jaina zwykle trochę się spóźnia - odpowiedział książę.

Jak na zawołanie po tych słowach dało się słyszeć odgłosy walki i nieludzkie okrzyki. Zza drzew wybiegła lady Proudmoore, za nią podążał żywiołak wody, a po chwili ukazało się dwóch ogrów.

- Trzeba jej pomóc! - zawołał Falryk i sięgnął po miecz.

- Spokojnie, kapitanie. Jaina da sobie radę - uspokoił go Arthas.

Po chwili jeden z ogrów padł martwy, a drugi rzucił się do ucieczki. Czarodziejka podeszła do oczekujących.

- Panowie, oto panna Jaina Proudmoore. Wysłannik specjalny Kirin Toru oraz jedna z najzdolniejszych czarodziejek królestwa - przedstawił ją książe.

- Wasza wysokość, przepraszam za spóźnienie - powiedziała kłaniając się .

- Dobrze cię widzieć, Jaina - odpowiedział młodzieniec.

- I ciebie, Arthasie. Dawno nie podróżowałam pod eskortą księcia. Jak wiele wiesz o tej pladze?

- Niewiele, ale podejrzewam, że ma podłoże magiczne skoro z nami masz podróżować.

- To prawda. Antonidas ma takie przypuszczenia.

- Nie traćmy zatem czasu. W drogę! - rozkazał Arthas.

Henrietta ruszyła się z miejsca i dosiadła swojego konia, jej ludzie zrobili to samo. Droga biegła przez pola, wydawała się z tego powodu nadzwyczaj długa, jednak jeszcze przed wieczorem grupa dotarła do pierwszych zabudowań.

- Niedaleko musi być wieś - zauważył kapitan Falryk.

- Dlaczego nikt nie wyszedł powitać księcia? - spytała Henrietta.

- Bądźcie pozdrowieni - zawołał donośnym głosem Arthas. - To ja, książę Arthas. Przybyliśmy wam pomóc. Jesteście bezpieczni.

- Arthasie, a jeśli leżą w domach chorzy? Musimy to sprawdzić i udzielić im pomocy! - powiedziała Jaina.

Nagle wiatr się zmienił i w całą grupę uderzyła słodka, mdląca woń rozkładu. Kilku ludzi Henrietty odwrócił się i zwymiotowało. Dziewczyna sama musiała zakryć usta ręką, ale nie udało jej się powstrzymać i zginając się w pół pozbyła się zawartości żołądka. W tym momencie rozbrzmiał dźwięk przypominający mlaskanie i zza budynków pojawiły się istoty jak z koszmaru. Poruszały się niezwykle szybko, a ich zawodzenie mroziło krew w żyłach. Stojący na przedzie książę zdołał już jednego potwora pokonać.

- Jaina, spal wszystko! - wykrzyczał.

Kule ognia pojawiły się w dłoniach czarodziejki i poszybowały w stronę zabudowań. Jeden ze stworów szedł prosto na Henriettę. Jego ciało było w stanie rozkładu, a zamiast oczu były puste oczodoły. Dziewczyna nie zastanawiając się ruszyła w jego stronę z mieczem, tnąc jego miękkie ciało. Przeciwników nie było wielu, dlatego po chwili po walce nie było ani śladu.

- Kim oni byli? - zapytał Arthas.

- Nigdy ich nie widziałam, ale... To byli nieumarli - odpowiedziała Jaina.

- Skąd się tu wzięli? - ciągnął dalej młodzieniec.

- Nie mam pojęcia. Spójrz jednak tam, na spichlerz. Widzisz tę ziemię? Jest jakby... Martwa. - Lady Proudmoore ruszyła z księciem w stronę magazynu.

Henrietta natomiast postanowiła sprawdzić stan swoich ludzi. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń.

- Książę rozkazał nosić rękawice i pod żadnym pozorem ich nie zdejmować! - wydał rozkazy Falryk.

Dziewczyna podeszła do swego wierzchowca i założyła skórzane rękawice. Po chwili wrócili książę z Jainą.

- Ruszamy sprawdzić wioski przy Królewskim Szlaku. Na koń! - zawołał i minutę później ponownie cała grupa jechała do najbliższej wsi.

Lovecraft - World Of Warcraft ParodyWhere stories live. Discover now