Rozdział 6

17 5 0
                                    

Niecałą godzinę później dotarli do wsi. Tutaj też nikt nie wyszedł powitać księcia, w zasięgu wzroku nie było żywej duszy. Nagle ich wierzchowce spłoszył głośny huk. Zaraz pognali w stronę wystrzałów. Nie mogli uwierzyć, gdy ich oczom ukazała się grupa krasnoludów strzelających z moździerzy.

- Do czego wy, u licha, strzelacie? - zapytał ich książę.

- Rozwalamy te przeklęte szkielety! W całej wiosce ich pełno!

Henriettę przeszedł lodowaty dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Dopiero teraz ich zauważyła, hordy nieumarłych zbliżających się charakterystycznym krokiem.

- Ognia! - ryknął przywódca krasnoludów.

- Przydałaby się nam wasza pomoc - powiedział Arthas. - Musimy zniszczyć magazyn po drugiej stronie wioski.

- Magazyn? - spytał krasnolud z niedowierzaniem.

- To, co tam jest, zabija tych ludzi. A kiedy umierają...

- Teraz pojmuję! Chłopcy! Ruszajta. Będziemy pomagać temu chudemu chłopaczkowi i jego żołnierzykom! A tak w ogóle, to ktoś ty, chudziaku? - spytał krasnolud.

Pytanie, mimo okoliczności, rozśmieszyło księcia swoją obcesowością.

- Książę Arthas Menethil. A ty?

Krasnolud zastygł niczym kamienny posąg.

- D... Dargal, do usług waszej mości.

Rycerze przedzierali się przez napływającą falę truposzy. Ludzie Henrietty i Falryka dobijali niedobitki, których nie położył ogień krasnoludzkich moździerzy. Prawdopodobnie bez pomocy Dargala i jego grupy, ludzie nie daliby rady takiej ilości przeciwników. Oddział powoli postępował w stronę spichlerza. Im bliżej magazynu, tym więcej przybywało nieumarłych, a kiedy w końcu dostrzegli swój cel, wokół roiło się od truposzy.

Książę zeskoczył z konia i rzucił się w sam środek skupiska, wznosząc swój młot płonący od mocy Światłości. Henrietta, Jaina, Falryk oraz rycerze poszli w ślad za nim.  W uszach dzwoniło od wystrzałów, ostry smród rozkładu drażnił nozdrza. Nagle na horyzoncie pojawiło się kilka postaci odzianych w czerń. Z płynności ich ruchów, Henrietta wywnioskowała, że są żywi. Machali rękami rzucając zaklęcia, kierowali falami nieumarłych, którzy nie przestawali zajadle atakować ludzi. Jaina strzelała w nich kulami ognia, ale postacie sprawnie odbijały jej pociski. Arthas wskazał na nich dłonią, wykrzykując rozkaz do ataku, jednak postacie zaczęły tkać czar, powietrze wokół nich wirowało. Próbowali otworzyć portal i uciec. Na ten widok oddział księcia przyspieszył, by pokrzyżować im plany, ale nagle z portalu zaczęło wychodzić jeszcze więcej truposzy, a za nimi pojawiło się coś ogromnego, bladego. Stwór miał zdecydowanie zbyt wiele kończyn, a przez jego ciało biegła pajęczyna szwów. Na jego widok żołnierze stanęli z szeroko otwartymi ze strachu oczami.

- Ten stwór wygląda jakby go zszyli z kilku trupów! - krzyknęła Jaina.

- Przyjrzysz mu się później, jak go już zabijemy - odpowiedział jej Arthas i rzucił się do ataku.

Ohydny, plugawy wybryk magii zbliżył się, wydając z siebie nieludzkie, gardłowe odgłosy i zamachnął się toporem tak wielkim jak sam książę. Do walki dołączyło paru ludzi, dzięki czemu potwór został szybko pokonany. Wtedy to magowie odziani w czerń weszli do portalu i zniknęli.

- Zniszczcie ten magazyn! - ryknął wściekły Arthas do krasnoludów.

Strzelcy ruszyli na przód spragnieni zwycięstwa.

- Ognia! - huknął Dargal.

Działa zaryczały jednym głosem i budynek zawalił się. Jaina zaraz spaliła wszystko co z niego zostało. Książę do niej podszedł.

Lovecraft - World Of Warcraft ParodyWhere stories live. Discover now