Rozdział piąty

1.7K 159 163
                                    


Przez dłuższą chwilę Louis po prostu siedział tam, na brzegu łóżka, gapiąc się na Harry'ego. Harry oparł się o drzwi, również wgapiając się w Louisa.


Od kilku sekund, a może nawet minut, w pokoju panowała zupełna cisza, nie licząc szumu wiatru za oknem. Na początku Harry gadał o smsach, o Marie, o tym, jak to nawet nie zwracał zbytniej uwagi na kontakt z jej imieniem, od tego wieczoru, kiedy wszystko stało się jasne. W końcu zorientował się, że Louis ma na to wyjebane, i że niepotrzebnie się produkuje.


Więc teraz zwyczajnie tam trwali. Gapiąc się na siebie.


„Charlotte" – powtórzył Louis, po Bóg jeden wie jak długiej przerwie, tylko po to, by zobaczyć, jaka będzie reakcja Harry'ego. Nie była jakaś wyjątkowa. W końcu widział te smsy, więc przywykł już do tego imienia. Myślał o tym dzieciaku, pewnie czytał w kółko tę samą wiadomość. „Tak ma na imię, prawda? Charlotte."


Minęła minuta, może więcej, zanim Harry w końcu odchrząknął i rzekł powoli – „Tak. Tak ma na imię."


Louis oparł się na rękach, tylko po to, żeby zyskać kilka sekund, zanim zmusił się do zadania pytania – „Myślisz o niej?"


„Co masz na myśli?"


„O dziecku" – odparł Louis, wciąż okropnie spokojnym głosem w porównaniu z tym, co przeżywał w środku. Może wciąż był w szoku. „Myślisz o niej?"


Oczy Harry'ego rozszerzyły się w zdziwieniu i drgnął mu kącik ust, lecz zaraz przybrał opanowany wyraz twarzy – „Nie."


A więc tak łatwo przychodziło mu okłamywanie Louisa.


Jednak nie ujdzie mu to na sucho. Nie teraz. „Jak to? Przecież to twoje dziecko" – Louis kontynuował, fałszywie niewinnym tonem. Wiedział, że Harry o tym wie, ale miał to gdzieś, chyba tego właśnie chciał. „To ktoś, kogo stworzyłeś. Nie istniałaby, gdybyś nie wpierdolił nasienia jej matce do ..."


„Louis –"


„Nie, to ty mnie posłuchaj, kolego" – warknął Louis, w sekundę zrzucając maskę uprzejmości – „Nie będziesz mi wchodził w słowo, nie będziesz mi kurwa wchodził w słowo, rozumiesz?"


Harry nie odpowiedział, ale też mu nie przerwał, zaciskając usta w cienką linię.


„Masz kurwa istotę ludzką, która gdzieś tam sobie żyje, bo ją stworzyłeś – kurwa, jesteś ojcem. Kurwa, jesteś ojcem, Harry!" – zeskoczył w łóżka; był zbyt wściekły, by siedzieć spokojnie – „I po tym wszystkim, jak ględziłeś jak to będziesz robił to czy tamto, gdy zostaniesz tatą, że kiedyś będziemy mieć tyle a tyle dzieci, i że nigdy nie będziesz kimś takim, jak mój ojciec, naprawdę myślisz, że..." – głos mu się załamał, lecz postanowił zignorować to ukłucie zażenowania, i dokończył myśl, chrypiąc – „Naprawdę uważasz, że możesz stać tu i mówić, że w ogóle nie myślisz o dziecku, które gdzieś tam jest?"


Przez chwilę po prostu stali tam, zwróceni do siebie twarzą w twarz, z zamkniętymi oczami; dolna warga Harry'ego drżała, oddychał ciężko, jakby zaraz miał dostać zawału, Louis dyszał przed nim.


„Lou, nie mogę sobie na to pozwolić."


To było tak szybkie i tak ciche, że Louis nie był pewien, czy się nie przesłyszał.


„Ty co?"


„Nie mogę sobie pozwolić" – wydyszał Harry – „Jeśli muszę wybierać między tobą a nią, wybieram ciebie. A to oznacza, że nie mogę sobie... nie mogę sobie pozwolić na myślenie o niej."

Where We Belong [LARRY STYLINSON] [TŁUMACZENIE PL] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz