Rozdział dziewiąty

1.6K 156 76
                                    


Gdy tylko dotarł do domu, podłączył telefon do ładowarki i zaczął krążyć wokół niego niecierpliwie, czekając, aż ekran znów ożyje.


Towarzyszyła temu salwa głośnych piknięć i wibracji.


H – wyszedłeś?


H – gdzie jesteś?


H – powiedz mi tylko, że wszystko w porządku


H – gdzie ty kurwa jesteś


Oprócz tego dzwonił siedem razy. Louis wziął głęboki oddech i zebrał się na odwagę, gdyż zazwyczaj nie miał zbytniej ochoty na konfrontację ze wściekłym Harrym, zwłaszcza wtedy, kiedy wiedział, że nie było to bez przyczyny. Oddzwonił do niego.


„Gdzie ty do cholery jesteś?"


„W domu. Poszedłem na pociąg."


„Spoko. Okej. Kurwa. Dobra. I wszystko jest w porządku?"


„Tak, wszystko okej."


Długie westchnienie. Potem cisza. A potem – „Okej... cóż. Dobra, spoko." Brzmiał, jakby był wkurzony.


„Jesteś na mnie zły?"


„Nie."


Louis przycisnął czoło do ściany. „Powiedz mi, jak jesteś zły, ja to rozumiem... słuchaj, naprawdę mi przykro, że..."


„Louis. Utknąłem w Sheffield na trzy godziny, bo nie mogłem stąd wyjechać nie wiedząc, gdzie się do cholery podziewasz. Teraz naprawdę chcę już wrócić do domu. Będę wyjeżdżał, muszę kończyć."


O Boże. „Och, przepraszam, kurwa, Haz, nie pomyślałem o ..."


I zanim miał okazję powiedzieć coś jeszcze, Harry zakończył połączenie.


Jasne. Kurwa.


Jeszcze przez chwilę stał z głową przy ścianie, próbując dojść ze sobą do ładu i się uspokoić. Następnie zaakceptował fakt, że to niemożliwe, decydując, że rozładuje całą tę nerwową energię na bycie pożytecznym.


Mieszkanie nie było w najgorszym stanie. Louis zazwyczaj bałaganił jedynie w sypialni: ciuchy, kubki po herbacie, do połowy zjedzony kebab na plastikowym talerzyku, a Harry na ogół nieporządek miał tylko w kąciku, w którym pisał – kubki po kawie, papierki po gumie do żucia, papiery z zapisanymi efektami przypadkowej burzy mózgu, porozrzucane po podłodze notatki i bazgroły. Ostatnimi czasy ów kącik był przerażająco pusty, zupełnie jak strony w jego projektach w Wordzie. Louis potrzebował kilku minut, żeby posprzątać cały ten obszar, przetrzeć meble i poprawić poduszki, i jeszcze mniej w kuchni, gdyż jedynymi „naczyniami", jakie się tam znajdowały, były puste pudełka po jedzeniu na wynos.


Wystarczyło mu dwadzieścia sekund, żeby pozbierać z podłogi w sypialni wszystkie swoje ciuchy, i wrzuć je do jebanego kosza na pranie, Louis, masz go pod nosem, a potem kilka dodatkowych minut, żeby zmienić pościel.


Kiedy skończył sprzątać, zdał sobie sprawę, że porządki zajęły mu w sumie ledwie piętnaście minut.


Chciał się ruszyć, ugotować coś, zawinąć to w folię i zostawić w lodówce dla Harry'ego. Chciał wziąć prysznic, żeby nie zabrudzić świeżej pościeli swoimi brudnymi gaciami i śmierdzącymi pachami. Chciał poczekać, aż Harry wróci do domu, zmierzyć się z nim dziś zamiast zostawić to na jutro, przeprosić go, masować mu barki i spytać go, jak się czuje, miękkim, łagodnym tonem.

Where We Belong [LARRY STYLINSON] [TŁUMACZENIE PL] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz