Rozdział osiemnasty

1.3K 134 60
                                    


Słuchajcie, muszę trochę wyhamować z tym tłumaczeniem, bo ono mnie wykańcza.

Postaram się jednak utrzymać tempo dwóch rozdziałów na tydzień - sądzę, że tyle dam radę zrobić bez uszkodzenia sobie resztek mózgu.

Dziękuję Wam, że czytacie i komentujecie.








Nie ruszył się ze stolika. Został tam, opierając łokcie na drżących nogach, z twarzą ukrytą w dłoniach. Już nie płakał. Być może jego ciało doznało jakiegoś rodzaju szoku, który uniemożliwiał mu zrobienie czegokolwiek, powiedzenie czegokolwiek, który umożliwiał jedynie siedzenie tam i przysłuchiwanie się, jak Harry krząta się w pokoju obok.

Nie miał pojęcia ile trwało, zanim Harry wreszcie stamtąd wyszedł, ale stracił czucie w udach w miejscu, na którym opierał łokcie.

„Lou" – powiedział Harry, słabo, cichutko, jakby jakaś jego część nie chciała, by Louis podniósł wzrok.

Ale podniósł, i to bolało, trochę jak bycie ugodzonym w klatkę piersiową. Miał przewieszoną przez tors największą torbę, jaką posiadali, ledwo zapiętą, tak mocno była wypchana zapakowanymi doń gorączkowo ciuchami. Spieszył się, żeby odejść i nie wracać tak długo, jak da radę.

„Cóż" – tylko tyle był w stanie powiedzieć Louis. Zdusił w sobie proszę nie zostawiaj mnie, proszę proszę proszę, zostań ze mną, choć jesteśmy nieszczęśliwi, proszę zostań, ponieważ wiedział, że jeśli tego nie zrobi, że jeśli o to poprosi, Harry mógłby powiedzieć tak. I zrobiłby to tylko z poczucia winy.

„Cóż" – rzekł Harry, odwracając wzrok od Louisa i kierując go na swoje niespokojne stopy. Kąciki jego ust drżały, jakby starał się powstrzymać płacz. „Tony jest na dole, więc... chyba będę leciał."

Louis kiwnął głową, choć Harry tego nie widział. Nagły ból w wewnętrznej stronie dłoni ostrzegł go, że chyba wbija sobie paznokcie zbyt mocno, zbyt długo bez zdawania sobie z tego sprawy. Zignorował go. Nacisnął jeszcze mocniej. „W takim razie żegnaj."

Weź już kurwa idź.

Weź kurwa zostań, proszę, kochanie.

„Okej" – powiedział Harry, jakby właśnie znów podjął decyzję – „Okej, dobra, okej."

Zacmokał, znów przestąpił z nogi na nogę, powiedział „okej" jeszcze raz , po czym odwrócił się i wyszedł.

W korytarzu rozległy się dźwięki – zakładanie butów, dzwonienie kluczami oraz pociąganie nosem, potem otwarcie drzwi, potem cisza, dusząca, przeciągająca się cisza, a potem znowu ruch. Potem drzwi wejściowe zamknęły się za Harrym.

I wtedy, po raz pierwszy od ośmiu lat, Louis został sam. Naprawdę sam.

*

Cztery godziny po odejściu Harry'ego Louis nie ruszał się zbyt wiele, nie licząc podniesienia tyłka ze stolika na kanapę oraz wstawania z dziwnych powodów, takich jak sikanie lub palenie. Nie płakał, odkąd za Harrym zamknęły się drzwi, ale nie jadł, ani prawie się nie uśmiechnął, kiedy zaczął się jego ulubiony odcinek Biura.

W większości czuł się jakby uwięziony w bańce. Może dlatego, że z nikim nie rozmawiał, może dlatego, że jego umysł nie pozwalał mu zaakceptować faktu, że Harry odszedł, jakby podświadomość uruchomiła jakiś instynkt samozachowawczy.

Where We Belong [LARRY STYLINSON] [TŁUMACZENIE PL] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz