Chapter VII

28 2 0
                                    


Kashmir's POV

- Biedny Mark. Jego matka zaginęła, a ojciec pracuje w delegacji. - Ken opowiadał mi o tragedii rodziny Winston. Nie wiedziałem, że Jude zaginęła. Co prawda nigdy jej nie lubiłem. Zawsze patrzyła na mnie krzywo. Nie dziwię jej się, bo sam uznałbym gościa bawiącego się z moim dzieckiem, starszego o 20 lat za pedofila. Pech, że akurat Ken jest korepetytorem Marka i muszę często ją spotykać. 

-  Jego ojciec powinien wrócić, szukać żony i zająć się synem. Mark teraz go potrzebuje, a tak siedzi u babci, bo nie ma kto się nim zająć.- słuchałem jego wywodu, pijąc poranną kawę. Współczuję Markowi i mam nadzieję, że jego mama się niedługo znajdzie. 

- Tak, to straszna tragedia. - od czasu do czasu coś przebąknąłem, sprawiając wrażenie, że to konwersacja a nie monolog Kena.

- Dobra, zbieram się do pracy zanim twoja matka tu przyjdzie na poranną kontrolę. Powinieneś coś z tym zrobić. - w tym momencie zabrzmiał dzwonek. 

 - O wilku mowa. - Ken parsknął śmiechem. - Dzieciaki, idziemy! - zawołał, po czym zabrał kluczyki od auta i wyszedł. W progu oczywiście minął moją matkę.

- Mocą Bożą wypędzam cię demonie z tego domu! - usłyszałem krzyk mojej matki. Od razu poszedłem zobaczyć co się dzieje. Stała z kropidłem i odprawiała jakieś modły. Ken jakby głuchy na ten cyrk spokojnie przeszedł obok niej. 

- Co ty wyprawiasz? - przerwałem jej 'rytuał'.

Dzieci stały już na dole i zakładały buty. W ich stronę zwróciła się moja matka.

- Nie martwcie się skarby. Niedługo ten koszmar się skończy, a wy wrócicie do domu dziecka. - Tom zaczął płakać. 

- Ja nie chce iść do domu dziecka. - mówił to łkając.

Nie pójdziecie do domu dziecka. Babcia po prostu się rozchorowała i bredzi. Idźcie już, bo tata na was czeka. - starałem się jakoś je uspokoić. Skierowałem wzrok ku mojej matce. 

- Wejdź, bo musimy poważnie porozmawiać. - weszła do środka, kropiąc każdy element, który napotkała. Poszedłem za nią.

- Nie radzisz sobie. Sama ze sobą. Jeszcze jedna grubsza akcja i zadzwonię po karetkę, bo jesteś niepoczytalna. 

- Nie martw się syneczku, spakuj się i ucieknijmy stąd. Zabierzemy dzieci ze szkoły i odwieziemy je tam gdzie ich miejsce. A ty wrócisz do domu, do mamusi. - głaskała mnie po głowie jak małe dziecko. 

- Dr. Edwards to podobno świetny psycholog. Mogę cię umówić na wizytę. - Mama skrzywiła się i odeszła trzymając ręce w górze.

- Ja nie potrzebuje psychologa! Ja mam Boga! - kręciła głową.

- Widziałaś co zrobiłaś? Tom płakał. Krzywdzisz ludzi dookoła siebie przez swoją paranoje! - nie mogłem już wytrzymać jej pierdolenia. To moja matka, ale nie daje mi wyboru. Muszę postawić jej ultimatum.

- Albo zaczniesz się leczyć, albo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

- Do matki się tak odzywasz? Która cię własną piersią wykarmiła? 

- A teraz proszę cię żebyś już wyszła, bo ja też śpieszę się do pracy. - kulturalnie otworzyłem mojej matce drzwi. To wszystko w końcu musi się skończyć.

- Diabeł cię opętał! Ale ja cię mu nie oddam!

Helga's POV

Mój syneczek zamknął mi drzwi przed nosem. Zamówię msze za jego bezbronną duszyczkę. A tego cwela Kena unicestwię z pomocą ręki pańskiej. Wyciągnęłam z mojej nowiutkiej torebki, zakupionej na targu spray do graffiti. Namalowałam na drzwiach krzyż i dopiskiem "Tu mieszka Bóg". To będzie swoista blokada przed diabłem. 

Project MocherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz