Kashmir's POV
- Biedny Mark. Jego matka zaginęła, a ojciec pracuje w delegacji. - Ken opowiadał mi o tragedii rodziny Winston. Nie wiedziałem, że Jude zaginęła. Co prawda nigdy jej nie lubiłem. Zawsze patrzyła na mnie krzywo. Nie dziwię jej się, bo sam uznałbym gościa bawiącego się z moim dzieckiem, starszego o 20 lat za pedofila. Pech, że akurat Ken jest korepetytorem Marka i muszę często ją spotykać.
- Jego ojciec powinien wrócić, szukać żony i zająć się synem. Mark teraz go potrzebuje, a tak siedzi u babci, bo nie ma kto się nim zająć.- słuchałem jego wywodu, pijąc poranną kawę. Współczuję Markowi i mam nadzieję, że jego mama się niedługo znajdzie.
- Tak, to straszna tragedia. - od czasu do czasu coś przebąknąłem, sprawiając wrażenie, że to konwersacja a nie monolog Kena.
- Dobra, zbieram się do pracy zanim twoja matka tu przyjdzie na poranną kontrolę. Powinieneś coś z tym zrobić. - w tym momencie zabrzmiał dzwonek.
- O wilku mowa. - Ken parsknął śmiechem. - Dzieciaki, idziemy! - zawołał, po czym zabrał kluczyki od auta i wyszedł. W progu oczywiście minął moją matkę.
- Mocą Bożą wypędzam cię demonie z tego domu! - usłyszałem krzyk mojej matki. Od razu poszedłem zobaczyć co się dzieje. Stała z kropidłem i odprawiała jakieś modły. Ken jakby głuchy na ten cyrk spokojnie przeszedł obok niej.
- Co ty wyprawiasz? - przerwałem jej 'rytuał'.
Dzieci stały już na dole i zakładały buty. W ich stronę zwróciła się moja matka.
- Nie martwcie się skarby. Niedługo ten koszmar się skończy, a wy wrócicie do domu dziecka. - Tom zaczął płakać.
- Ja nie chce iść do domu dziecka. - mówił to łkając.
Nie pójdziecie do domu dziecka. Babcia po prostu się rozchorowała i bredzi. Idźcie już, bo tata na was czeka. - starałem się jakoś je uspokoić. Skierowałem wzrok ku mojej matce.
- Wejdź, bo musimy poważnie porozmawiać. - weszła do środka, kropiąc każdy element, który napotkała. Poszedłem za nią.
- Nie radzisz sobie. Sama ze sobą. Jeszcze jedna grubsza akcja i zadzwonię po karetkę, bo jesteś niepoczytalna.
- Nie martw się syneczku, spakuj się i ucieknijmy stąd. Zabierzemy dzieci ze szkoły i odwieziemy je tam gdzie ich miejsce. A ty wrócisz do domu, do mamusi. - głaskała mnie po głowie jak małe dziecko.
- Dr. Edwards to podobno świetny psycholog. Mogę cię umówić na wizytę. - Mama skrzywiła się i odeszła trzymając ręce w górze.
- Ja nie potrzebuje psychologa! Ja mam Boga! - kręciła głową.
- Widziałaś co zrobiłaś? Tom płakał. Krzywdzisz ludzi dookoła siebie przez swoją paranoje! - nie mogłem już wytrzymać jej pierdolenia. To moja matka, ale nie daje mi wyboru. Muszę postawić jej ultimatum.
- Albo zaczniesz się leczyć, albo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Do matki się tak odzywasz? Która cię własną piersią wykarmiła?
- A teraz proszę cię żebyś już wyszła, bo ja też śpieszę się do pracy. - kulturalnie otworzyłem mojej matce drzwi. To wszystko w końcu musi się skończyć.
- Diabeł cię opętał! Ale ja cię mu nie oddam!
Helga's POV
Mój syneczek zamknął mi drzwi przed nosem. Zamówię msze za jego bezbronną duszyczkę. A tego cwela Kena unicestwię z pomocą ręki pańskiej. Wyciągnęłam z mojej nowiutkiej torebki, zakupionej na targu spray do graffiti. Namalowałam na drzwiach krzyż i dopiskiem "Tu mieszka Bóg". To będzie swoista blokada przed diabłem.
CZYTASZ
Project Mocher
HumorWitaj! Mam na imię Helga. Jestem matką najcudowniejszego trzydziestodwuletniego chłopczyka na świecie- Kashmira. Niestety, jakiś czas temu moja pociecha wyfrunęła z rodzinnego gniazda i założyła rodzinę. Nie podoba mi się to. Przecież to jeszcze dzi...