7.Rozdział

981 80 3
                                    

Lauren pov

Wbiegłam po schodach na górę. Pokój Camili był pusty, musiała być w łazience. Po drodze zadzwoniłam do jej mamy mówiąc, że martwię się o stan dziewczyny. Nie chciałam jej zdradzać szczegółów, telefon do niej to był impuls. Początkowo kobieta nie do końca wiedziała kim jestem, ale po krótkich wyjaśnieniach skojarzyła fakty. Powiedziała mi, że mam się nie przejmować, bo Camila już tak ma. Co za podejście. Nikt nie wiedział gdzie aktualnie znajduje się jej jedyne dziecko, ale jej reakcja wskazywała na brak większego zainteresowania. Powoli zaczynam rozumieć, czemu szatynka mówiąc o swojej przeprowadzce do matki często używała określenia

"z deszczu pod rynnę". Weszłam do łazienki i stanęłam jak sparaliżowana. To co ujrzałam, było gorsze niż moje najgorsze przypuszczenia. Dziewczyna leżała na posadzce w kałuży krwi. Obok niej leżały jakieś tabletki. Bez zastanowienia zadzwoniłam po pogotowie. Mieli przyjechać jak najszybciej się da. Czekałam już ponad 10 minut, wolne żarty. To tak ważne jest dla nich ludzkie życie?! Kołysałam lekko Camile w moich ramionach, powtarzając, że będzie dobrze, dusząc się przy tym własnymi łzami. Chciałam w to wierzyć. Chciałam wierzyć, że będzie dobrze.

Kolejne godziny spędziłam na szpitalnym korytarzu. Lekarze nie mogą udzielić mi żadnych informacji, wiedziałam tylko, że Camz miała płukanie żołądka i jest nieprzytomna. Byłam załamana, z moich oczu wypływały strumienie łez. Jeśli ona nie przeżyje, nigdy sobie tego nie wybaczę. Chciałam z nią spędzić całe życie, nie całą walkę o jej życie. Jedyne co mogę teraz dla niej zrobić, to siedzieć tutaj i czekać aż pozwolą mi wejść na jej salę. Nagle drzwi szpitalne otworzyły się z hukiem, a do środka wparowała ciemno włosa kobieta. Zawiesiła na mnie swoje wściekłe spojrzenie i ruszyła w moim kierunku szybkim krokiem. Gdzieś z tyłu mojej głowy zrodziło się jedno pytanie. Skąd mnie zna?

-Ty głupia szmato! Jak mogłaś to zrobić mojej córce?! Rozmawiałam przez telefon z lekarzem i byłam w szkole zobaczyć nagranie z monitoringu. Jebane kurwa love story. Wiedziałaś, że ma depresję i skłonności do takich czynów, ale nie przeszkodziło ci to w czułościach z inną?! I to pod jej nosem!? - Wykrzyczała mi prosto w twarz.

-Przecież przez telefon mówiłam pani, że się o nią martwię... - Zaczęłam po cichu - Nie wiedziałam, że coś takiego może się stać. Myślałam, że już wyszła z depresji i tych zaburzeń... - Dokończyłam unikając kontaktu wzrokowego z matką Camili.

-Japierdole, dziewczyno! POWIEDZIAŁAŚ MI PRZEZ TELEFON, ŻE MOJA CÓRKA SIĘ LEKKO ZDENERWOWAŁA. NIE ŻE ZOBACZYŁA JAK JEDYNA OSOBA KTÓREJ UFA JĄ ZDRADZA. Camila ma ciągłe wahania nastroju. Przecież z nią kurwa mieszkam! Pewnie mówiła ci, że jestem najgorszą matką na świecie i inne takie. Nie dziwię jej się. Często się kłócimy, ale równie często rozmawiamy. Wiedziałam o was i o tym, kim dla niej jesteś i ile znaczysz. - Kobieta westchnęła ciężko, trochę się przy tym uspokajając. - Poza tym, jakie myślałam, że już wyszła z depresji. Dziewczyno, wiesz cokolwiek o takich zaburzeniach? Poczułaś w ogóle potrzebę, żeby dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia mojej córki? Z depresji nie da się wyjść. To choroba na całe życie. Raz jest lepiej, a raz gorzej, wszystko zależy od aktualnej sytuacji i samopoczucia Camili. Teraz było dobrze, bo miała ciebie, ale to wcale nie znaczyło, że objawy nigdy nie powrócą. Jak widzisz wróciły, ze zdwojoną siłą. Jeśli ona tego nie przeżyje, nie daruję ci. - Zakończyła łamiącym się głosem, po czym rozpłakała się. Co ja najlepszego zrobiłam. Czy... czy ja słusznie pakowałam się w związek z Camilą? Gdyby trzymała się od niej z daleka, może wszystko wyglądało by teraz inaczej. To mnie przerasta... Chciałam przeprosić, powiedzieć coś na usprawiedliwienie płaczącej obok mnie kobiecie, ale zamiast tego usiadłam obok lekko ją obejmując i szeptając na ucho.

-Camila z tego wyjdzie, jest silna. Wszystko będzie dobrze, zobaczy Pani.

Lekarz poprosił do siebie kobietę. Nie wyglądał na takiego, który niósł by dobre nowiny. Kobieta siedziała w jego gabinecie z dwadzieścia minut, a ja nie mogłam usiedzieć w miejscu. Wyszłam przed szpital i zapaliłam różowego papierosa. Ulubiony rodzaj Camz... Nagle usłyszałam za sobą znajomy mi głos.

-Już jest lepiej, jej stan jest stabilny. Straciła dużo krwi i jest trochę poobijana. Gorzej z jej stanem psychicznym. Lekarz powiedział, że najprawdopodobniej po tygodniu na obserwacji dostanie skierowanie do szpitala psychiatrycznego na miesiąc. Chciałam do niej iść, ale pomyślałam, że może lepiej będzie jeśli ty pójdziesz pierwsza. Może rozmowa z tobą jakoś to wszystko... naprawi. - Kobieta stała teraz obok mnie patrząc na niewidzialny punkt w oddali. Nic nie mówiąc, szybko zgasiłam papierosa i ruszyłam w stronę sali Camz. Dzięki bogu, żyje. Zapukałam po cichu wchodząc do sali. Dziewczyna miała całe ręce owinięte bandażami. Jej skóra przybrała sinego odcieniu. Wyglądała jak cień siebie. Usiadłam na krzesełku obok łóżka chrząkając przy tym, dzięki czemu zwróciłam uwagę szatynki.

Camila pov

Przeżyłam. Jestem tak beznadziejna, że nie umiem nawet raz a dobrze się zabić. Wpatrywałam się w ścianę, jak w najciekawszy obraz świata. Usłyszałam ciche kroki, ale nie miałam nawet ochoty spojrzeć w tamtą stronę. Lekarz powiedział mi, że moja mama jest w szpitalu, więc domyślałam się, że to ona. Słysząc ciche chrząknięcie zwróciłam wzrok w stronę siedzącej obok mnie postaci. brązowe włosy. O nie. Brązowy, wszędzie brąz. Tonę w brązie, wołając głucho o pomoc. Nikt mnie nie słyszy. Nikt mnie nie uratuje. Czułam ból przeszywający całe moje ciało, czułam szczypanie wzdłuż rąk, czułam pustkę w sercu. Czułam dużo, ale nie smutek.

-Camzi ja... - Zaczęła tak bliska i tak obca mi osoba.

-Odejdź Lauren. Nie mam na ciebie siły. Nie wiem, czemu to zrobiłaś i nie chcę wiedzieć. Nawet jeśli Anna zmusiła cię do tego, nie chcę cię znać. Moja miłość i zaufanie zmieniły się w obrzydzenie. Tylko to do ciebie czuję Lauren. Obrzydzenie. Więc proszę, oszczędź mi tego i zniknij z mojego życia. Chcesz, żebym była szczęśliwa? Jeśli tak, to odejdź i nie próbuj nawiązać ze mną kontaktu. Chyba, że chcesz innego zakończenia tej historii, na które chętnie przystane. - Lauren wiedziała co miałam na myśli. Przynajmniej to zrozumiała, ehh... Chyba powinnam w tej chwili coś poczuć. Smutek, żal, cierpienie. Cokolwiek związanego z jej osobą. Nie poczułam nic. Chciałam tylko, by jak najszybciej wyszła.

-Camila daj mi szansę, ja naprawdę cię kocham, jeśli tylko spróbujemy...

-Spróbowałam. Dla ciebie spróbowałam kochać. I jak na tym wyszłam? Jesteś fałszywa Lauren. Naprawdę nie chcę cię znać. Zrób dla mnie tylko jedno, odejdź. Proszę. - Po raz pierwszy podczas tej rozmowy spojrzałam w jej zielone tęczówki. Widziałam w nich prawdziwą bombę emocjonalną. Ból, smutek, cierpienie, rozpacz, niepewność. Skinęłam głową na znak pożegnania. Nie miałam siły o tym myśleć. Przewróciłam się delikatnie na lewy bok i przymknęłam powieki, spod których wypłynęło kilka samotnych łez.



Jeszcze jeden rozdział i epilog.

Miłego czytania jak i dnia/wieczoru/nocy


Jeśli Spróbuję { CAMREN FF }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz