Bardzo tęczowy rozdział!!!!

160 9 0
                                    

Po południowa kawa jednak sporo się przeciągnęła, gdyż oboje Dinów bardzo rozpaczało nad spotkaniem swych niezbyt idealnych alter-ego, a że oboje mieli spore ciągotki do alkoholu postanowili, jak to się potocznie mówi "zalać robaka". Oczywiście w drogę za nimi podążyli Castielowie i Samowie, obawiający się o swoich podopiecznych i braci, którzy bo zbyt dużej ilości wypitych trunków mieli tendencje do pakowania się w różne kłopoty.
-A więc mówisz, że kiedy miałeś cztery latka twoja matka spłonęła na suficie w męczarniach i od tego czasu tropicie wszystkie potwory stwarzające zagrożenie?- Spytał się Din Dina. -W skrócie tak. -Odpowiedział Din Dinowi.
-Wiesz, nasza mama też zginęła, tyle, że ona została zadeptana przez tłum na jednej z większych wyprzedaży. Od tego czasu przyrzekliśmy sobie, że będziemy tworzyć jedynie drogie ubrania dla bogatych ludzi, którzy nie pchają się byle gdzie po byle co.
-Nie wiem co powiedzieć, to nieźle porąbane. -Odpowiedział Piegus z grymasem na ustach.
-Więc się napij.- Poradził mu projektant po czym sam wziął głęboki łyk drogiej whisky do ust z pokrytej różowym brokatem szklaneczki.
-Nie mamy zysku z siły - tłumaczył sobie sam sam samemu- I tak mózg wygra.
-Skoro jesteś taki mondry- oburzył się Din (wiecie ten flanelowy) -To powiedz jakby nazywała się komedia, jakby bohaterem zamiast Kevina byłeś ty?
-No... Sam... yyy, kurde, ale się wykopałem- podkręcił głową młody Winchester.
Zamrugał oczami, wstał i ruszył do drzwi.
-Dokupię jeszcze kapuczyna!- zawołał. W Starbaku kawę podawała wysoka (prawie tak jak sam Sam!) blondynka.
-Dzień dobry, mogę w czymś pomóc?- zaświergotała.
-Dwa kapuczyna, poproszę!- oznajmił chłopak. Widząc, że kasjerce niczego nie brakuje, spróbował zagadać -Ej, aaa nie potłukłaś się jak spadałaś z nieba?
-Nie- oznajmiła blondynka zmieniając się nagle w Tryktrakena. -Oto twoja kawa. Zaskoczony łowca pociągnął łyk kapuczyna. Chciał już uciekać, ale poczół jak linoleum usuwa mu się z pod nóg. Zemdlał. Blondyn złapał go za ręce i przeniósł na zaplecze.
Tymczasem drużyna zatwardziałych Casów i drużyna pijanych Dinów została opuszczona również przez drugiego Sama (wiecie, tego modnisia), gdyż przypomniało mu się o wieczornym spacerze z pieskiem Czuczu.
-Nie pozwolę żeby ta bestia obsiusiała dywan z lamparciej skóry za pięć kafli!- Krzyknął wybiegając z baru z diamentową smyczą i tyle go widzieli. Korzystając z nieobecności brata-przyzwoitki cekinowy Din sięgnął ręką pod stół i łapczywie zaczął obmacywać kolano Cassiego.
-Co ty robisz?- Zapytał zdziwiony Castiel przekrzywiając w charakterystyczny sposób głowę.
-O kurde, sory!- odpowiedział  zmieszany Din.-Myślałem, że ty to... drugi ty -Dodał, po czym przesiadł się obok Kasa w tęczowym płaszczu, a jego ręka znowu zniknęła pod stołem.
-ZARAZ, CZY WY?!- Flanelowy Wiewiór wyglądał jakby krztusił się whiskey.
-Oczywiście, a wy nie?-Odpowiedział mu pink Winchester.
-Nie, my nie... przecież ja... Castiel, nie, to przecież...yyy...przyjaciele...nie...
-Szkoda, pojęcia nie masz co tracisz, zarośnięty kolego -Powiedział teatralnie anty-łowca, po czym przyciągnął do siebie swojego asystenta i siarczyście go pocałował. Twarz DynaV2 powróciła do stanu kiedy to pierwszy raz zobaczył siebie z innego wymiaru.
A gdzieś na drugim końcu miasta, na starbakowym zapleczu Sam nie ten sam, co Sam z Czuczu powracał  do przytomności. Ciemność była bardzo przyjemnym miejscem, ale jakieś niezidentyfikowane bodźce zewnętrzne kazały mu wracać do świata żywych i duchem obecnych. Otworzył oczy. Odkrył, że to twarde duże coś, co wbijało mi się boleśnie w udo było łokciem.... no właśnie, łokciem pewnego powabnego blondyna. Tryktraken wpatrywał się w niego z tym swoim złośliwym śmieszkowym uśmiechem.
- Prześpisz się ze mną? - spytał.
Sam przełknął ślinę. To była trochę niezręczna sytuacja. A co gorsza - zaczął się rumienić.
- Nnie, czemu miałbym to zrobić?
- Bo jesteś w najlepszym możliwym do tego miejscu!
Brunet rozejrzał się.
- Na zapleczu starbaka?
- Nie! - uszczypnął go porywacz - Chodzi mi o ten wymiar! Tu wszystkie marzenia się spełniają!
- Ale ja nigdy nie chciałem mieć pieska - zaprotestował Samuel jr. - A już na pewno nie nazwałbym go Czuczu.
-Eh, bracia Winchester, jak ja ich nienawidzę!- Mruknął do siebie Trickster aka Gejbriel.
-O co ci chodzi niby w tym momencie?!-Zaprotestował Sam. -Ściągasz nas tutaj, do obcego miasta, które z resztą znajduje się w zupełnie innym wymiarze, tylko po to abyśmy zobaczyli swoje lustrzane odbicia, ale w różowych ciuchach! -Dodał mocno rozgniewany łowca.
-Zrobiłem wam przysługę, ciołku.
-Niby jaką?!
-Chciałem żebyście się jakoś rozerwali, cały czas tylko tropicie takie kreatury jak ja, albo nawet mniej pociągające, coś musi być dla ciebie bardzo ciężkie.
-Ale przecież ja i Din czasem odpoczywamy!
-Tak, ty siedzisz tylko z nosem książkach, a twój brat zalicza kolejne panienki, udając, że wcale nie jest zakochany w moim młodszym bracie.
-Dean kocha Kaza? W sumie jakby się nad tym zastanowić, to brzmi to całkiem sensownie... między nimi zawsze była jakaś chemia, czy coś... Ale jak niby pobyt tutaj ma to zmienić?
-Dla twojej wiadomości twój brat właśnie siedzi sam na sam z aniołem w gejowskim barze i mocno zastanawia się nad tym co, a raczej kto, nadaje jemu życiu sens.
-Ooo, tego nie wiedziałem, słuchaj myślisz, że lepiej brzmi "deanstiel" czy po prostu "destiel"?- W żyłach Sama płynęła prawdziwa, fangirlowa krew.
-Trudno powiedzieć, dla mnie i tak rządzi "sabriel".
Łoś musiał trochę pokontemplować nad słowami Gejba, gdyż odczuwał jeszcze skutki ogłuszenia.
-Aaa, już rozumiem, chodzi o ciebie i Sama!- Young Flanczester bardzo cieszył się ze swojego odkrycia, po czym doszedł do czegoś jeszcze.
-Ja jestem Sam... chodzi o mnie... oh...
-Spryciarz z ciebie jak na łosia -Odpowiedział zarumieniony Trickster, wpatrując się w ziemię.
Sam nie bardzo wiedział co w tej chwili powiedzieć. W swoim długim życiu zdążył zabić milion potworów, duchów i demonów, a także powrócić kilka razy do żywych, ewentualnie kogoś wskrzesić, ale jeszcze nigdy nie musiał wyznać miłości drugiemu mężczyźnie (chociaż w sumie to nie miał płci bo był aniołem, a to tylko naczynie, ci w sumie i tak nic nie ułatwiało więc), co w tym momencie stresowało go nawet bardziej niż to, że utknął w innym wymiarze.
- Emmm... - mruknął tylko.
Zaś w pewnym barze *nagłe przeniesienie fabuły, aka łaka!* pewien blondyn nieśmiało spoglądał w oczy swojemu przyjacielowi. A przynajmniej tak dotąd myślał. Znaczy - chodzi o to, że myślał, że to tylko jego przyjaciel, a nie że myślał, że siedział i patrzył mu w oczy. To by było dziwne. Ogólnie jednak, cała ta sytuacja była dziwna. Ale działanie zawsze jest lepsze od trwania w stagnacji, toteż Din otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, niestety (albo i stety) ubiegł go jego błyszczący odpowiednik.
- Ojejku, Tryktraken mnie zaczepił na fejsie! - oburzył się projektant - To ja go też zaczepię. Ej, on mnie jeszcze oznaczył pod nowym postem "Psiapś":"oznacz psiapsię, która powinna do ciebie wpaść". W sumie dawno się nie widzieliśmy - stwierdził.
- Idziemy z wami - oznajmił łowca tym swoim męskim gardłowym głosem.
- Jesteś pewien? - spytał Kaz ( ten noł-pink), bo dotarło do niego, że nic nie mówił od pierwszego rozdziału.
- Zaufaj  mi - powiedział Fiefiue patrząc mu głęboko w oczy.

Od jednej z autoreczek:
Jeżeli zastanawiacie się co za geniusz wykonał tło (czy jak to się tam nazywa), które wykorzystałam do trzeciego rozdziału, oto Tumblr tej osobistości:
http://andlatitude.tumblr.com/
Serio, zajrzyjcie tam, to cudne!

Dom Mody Winchester (Destiel, Sabriel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz