Ten ostatni :'( [*]

147 10 3
                                    

-Dean, Dean! Słyszysz mnie?!- głosy dochodzące gdzieś z oddali do nieprzytomnego mężczyzny stały się coraz głośniejsze. Na początku widział tylko czerń. Głęboką czerń. Potem głemboka czerń przeistoczyła się w przenikliwą biel. Dean dryfował po niej. "Chyba nie żyję" stwierdził. Nagle pośród nicości ujrzał Cassa. Tego z jego wymiaru. Oczywiście, że go poznał. Anioł miał na sobie swoją nierozłączną część garderoby w postaci pogiętego prochowca, a jego czarne włosy były jak zwykle rozczochrane. Ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się w niego przenikliwe. Dean uśmiechną się na jego widok. "Co mi tam, jestem martwy, a to tylko wytwór mojej martwej wyobraźni" pomyślał sobie. Przecież zawsze chciał to zrobić.-Kocham cię. -Powiedział ochrypniętym głosem do anioła. A ten wtedy wybuchnął. Wszystko wybuchnęło. A Dean się ocknął. -Nareszcie!- Krzyknął tak głośno Cass, który przy nim klęczał, że łowca znowu miał ochotę przenieść się do krainy wiecznej bieli.-Jak... jak długo byłem nie przytomny?- zapytał się mężczyzna, gładząc swoją obolałą głowę.-Jakieś trzy godziny.- odpowiedział mu anioł.Starszy Winchester rozejrzał się wokół.-A gdzie reszta?- zapytał.-Nie mam pojęcia, zniknęli gdzieś po tym wystrzeleniu bazuki.-Musimy ich znaleźć!- Dean krzyknął głosem tak odważnym, że w Hogwarcie z miejsca został by przydzielony do Gryffindoru.-Nie możemy, przed chwilą zostałeś postrzelony bazuką. Jesteś ranny.-No to mnie ulecz!- Winchester był bardzo władczy.-Nie mogę, moje moce są bardzo słabe w tym wymiarze.-To zabierz mnie do szpitala!- Dean zawsze stawał się agresywny po postrzeleniu bazuką.-W tym wymiarze nie ma szpitalów. Tylko kliniki chirurgii plastycznej.-powiedział Kesi. Dean powiedział bardzo brzydkie słowo. Castiel stwierdził, iż najlepszym miejscem do wykurowania się Deana jest pobliski hotel, gdzie dla odmiany Dean poleży sobie na łóżku, a nie na kawałkach szkła. Oczywiście Fiefiur protestował, bo według niego że ze skręconą kostką czy bez jest doskonałym łowcą. Nie miał on jednak nic gadania, gdyż właśnie miał skręconą kostkę. Protestował kiedy Angel wziął go na ręce i zaniósł do pobliskiego hotelu. Recepcjonista nawet nie wyglądał na zdziwionego, powiedział tylko "Nie wybijcie szyb".

A co się wtedy działo z resztą wariatkowa?W momencie wyszczelenia przez Dina bazuki Krałli wziął nieprzytomnego projektanta i przeniósł ich do jego prywatnej kliniki, aby wyciąć mu jeszcze parę narządów. Triktraken-barysta aportował się z Samem i pomieszczeniu został już tylko niezauważony przez swojego kosmicznego bliźniaka schicke Assistante (wprawdzie różowy prochowiec narzucony pospiesznie po wyjściu z szopy odcinał się wyraźnie od szarych ścian zaplecza, to Kaza- blanka wybiegł na zewnątrz zbyt szybko, by cokolwiek zauważyć). Został tu jeden... nie wiedział nawet, co się stało z jego pracodawcą. Poczuł ukłucie w sercu. Poznawszy drużynę wolnej woli z innego wymiaru, zrozumiał, że dał się wykorzystać. Poczuł złość na Dina, który wyrzucał go przez okno, ilekroć pomylił warstwy posypki na kawie. I który zostawił go w sklepie, bo zapomniał, że wziął ze sobą asystenta. To było straszne przeżycie, Ale Cassie wytłumaczył sobie, że De An ma dużo pracy i nie może sobie pozwolić na myślenie o jakimś tam pomocniku. Przyszło mu na myśl, że gdyby założył własny biznes, sam mógłby pomiatać innymi. To miało nawet sens. Założy własną firmę! Będzie latał bussinescasą! Zaskoczony własną przedsiębiorczością, usiadł i zaczął tworzyć biznesplan. I tak mijały dni. Dean po wybuchu bazuki dochodził do siebie pod czujną opieką przyjaciela, Sam i Tryktraken całymi dniami żarli cukierki i popijali kawą ze starbaksa, Kasystant założył własny dom mody i już nie był asystentem, Sam modniś SamOtnie prowadził rodzinny biznes, Ale Czuczu wyprowadzał już z właścicielem agencji modelingowej, zaś Krałli zbudował sobie kolejną willę, za narządy psychopatycznego projektanta. Jednak...

-Chyba powinniśmy już wracać.- stwierdził Sam. Nie to żeby jakoś mu przeszkadzało zabawianie się z Gejbim na różne sposoby, ale czas leciał nieprzerwanie. Niby z tego co mówił jego nowy kochanek, to w ich wymiarze nadal był ten sam rok, ten sam miesiąc, ten sam dzień, tyle że minęło kilka godzin. Tak czy inaczej, Łosia z lekka zaczął przerażać Nowy Paryż. Kreatury, z którymi niegdyś walczyli były niczym w porównaniu do mieszkańców miasta mody. Sam zaczął nawet tęsknić za jakiego dawnym łowieckim trybem życia, kolorowe drinki przestały go już bawić. Stwierdził, iż poruszy ten temat ze swoim magicznym chłopakiem, podczas ich następnej randki. Starszy Winchester również nie zamierzał dłużej zostać w mieście absurdów. Całe dnie leżał tylko w hotelowym łóżku, kuracja po oberwaniu bazuką nigdy nie należała do najprostszych, tym bardziej kiedy nie miało się nawet dostępu do podstawowych środków medycznych. Mężczyzna brał jedynie dziwne kolorowe tabletki od Trickstera, w których skuteczność zaczął powątpiewać, gdy pierwszego dnia po ich zażyciu z szafy zaczęły wyfrówać tony tęczowych chmurek. Przez to wszystko czuł się bardzo bezsilny, nawet nie mógł przyłożyć temu durnemu archaniołowi, ponieważ mógł wstać z łóżka tylko przy pomocy Casa. Tak, Castiel... ostatnio zachowywał się dość dziwnie. Nie żeby wcześniej był jakiś normalny patrząc się we wszystko czego nie rozumiał tymi swoimi ślepiami, ale teraz chyba jeszcze bardziej mu się pogorszyło. Din jako jego najlepszy przyjaciel postanowił skonfrontować z nim tą sprawę i wybadać co się dzieje. Stwierdził, iż musi to zrobić w najbardziej delikatny sposób jak tylko potrafi, aby nie urazić uczuć wrażliwego dziecka w płaszczu.-Cas, popierdoliło cię?- Zapytał więc pewnego słonecznego dnia (w zasadzie to każdy dzień w Nowym Paryżu był słoneczny, bo deszcz mógłby popsuć fryzurę).-Nie.-A to dobrze, bo ostatnio mam wrażenie jakbyś mnie unikał, co powiem szczerze jest dla mnie dość niekomfortowe, bo nie mogę nawet sam wstać do toalety.-Przepraszam, ja po prostu byłem na ślubie i...-Niby czyim?!- Din był wstrząśnięty tym, że kolega nie przyniósł mu kawałka weselnego placka.-Deana i Castiela, w sensie tych z tego wymiaru i...-To oni wzięli ślub?!- "Są bogaci, placek musiał być wypasiony" pomyślał łowca.-Tak, przecież ci mówię i...-A to oni przypadkiem się nie rozstali po wybuchu tego bazuka?-Tak, ale wrócili do siebie, ponieważ podczas rozłąki zdali sobie sprawę jak bardzo im na sobie zależy Castiel nigdy nie zapomniał, o tym, jak wiele zrobił dla niego Dean, dając mu szansę, przez co na zawsze zmienił jego życie. A Dean o tym, że mimo tego, że był podstępnym projektantem mody, to zauważył go tak prawy, bezdomny i jak bardzo mu pomógł, w tych wszystkich ważnych chwilach. Ale przede wszystkim to zasługa Crowley'a. Utrata większości organów odmieniła serce Deana. Kiedy patrzyłem na nich, na ich szczęście, ja... ja zrozumiałem pewną rzecz. Mimo to, że żyją w zupełnie innym świecie, robią zupełnie co innego i inaczej się ubierają, to tak naprawdę wcale się od nas tak bardzo nie różnią. Myślę... myślę, że my też zasługujemy na to wszystko... na miłość. I ty chyba uważasz podobnie, ale się tego boisz, bo nigdy czegoś takiego nie doświadczyłeś, ale ja też nie. Słyszałem to co mówiłeś, kiedy byłeś nieprzytomny i chciałbym powiedzieć ci to samo. Ja... też cię kocham. Aha, i nie mówi się "tym bazukiem", tylko "tą bazuką". To forma żeńska.Deana zatkało.

Dean nic nie powiedział. Leżał nadal bez ruchu, jakby go sparaliżowało (chociaż trochę to prawda, wiecie, bazuka). Starszy Winchester nie dał się jednak pokonać swoim zahamowaniom i powoli z wielkim bólem, podniósł się. Mimo protestom zatroskanego o niego anioła zrobił kilka kroków w jego stronę, po czym delikatnie go pocałował. Po-bazukowe pokiereszowanie i silne emocje sprawiły jednak, że nogi naszego bohatera zrobiły się jak wata cukrowa Trickstera. Najpierw zachwiał się lekko, a następnie runął plecami na łóżko, ciągnąc za sobą Castiela. Dean Winchester jako prawdziwy, silny mężczyzna, obywatel Ameryki i wytrawny łowca postanowił wykorzystać tą sytuację. Kaz na początku bał się o zdrowie przyjaciela, biedak i tak już był mocno poobijany! Mogli przecież z tym trochę poczekać. Ostatecznie język Deana, który niespodziewanie pojawił się w jego uchu przekonał go, że do wesela się zagoi. Zostawmy jednak na razie tą parkę, aby mogli się nacieszyć sobą w samotności i wróćmy do Sama, oczywiście tego flanelowego. Razem z Gabrysiem szli odwiedzić starszego Winchestera, aby przekazać mu nowinę, iż ich pobyt w Nowym Paryżu zaraz dobiegnie końca. -Myślisz, że jest w stanie wrócić?- Spytał się niepewnie Łosiek.-O niczym innym ostatnio nie marzył.-Odpowiedział archanioł.-Nie, nie chodzi mi o to. Tylko, że... jego stan nadal jest dość poważny, czy taka teleportacja mocniej go nie uszkodzi?-Niby dlaczego?-Sam przecież mówiłeś, że nie możemy od razu wracać, ponieważ Din musi wydobrzeć!- Głos roszpunki przybrał poważny i agresywny ton.-Tak? Naprawdę tak mówiłem? Yyy... skoro właśnie tak powiedziałem to pew...-Okłamałeś nas?!-Nie... to nie tak... ja po prostu chciałem spędzić z tobą trochę więcej czasu...-Po prostu chodzi mi o Deana.-powiedziała Samuela ściszając głos, ponieważ właśnie weszli na korytarz hotelu. -Wiesz, pobyt tutaj chyba nie wychodzi mu na dobre.-Dodał. -A ja chyba myślę, że tak. -Rzekł Gabe, który szedł na przodzie wąskiego korytarza i zanim doszedł do niego Łoś zdążył otworzyć drzwi do pokoju, po czym szybko go zamknął.-Dlaczego nie wchodzisz?-Spytał Sam.-Bo mój brat Castiel, już wszedł do niego. Bardzo dosłownie.-Odpowiedział ze zbolałą miną.Kiedy wszyscy byli już ubrani i w miarę nie rozczochrani postanowili się przenieść do ich własnego, smutnego, zawierającego potwory, aczkolwiek bez tylu cekinowych kreacji świata.Gotowi?- Spytał archanioł. Gdy powiedzieli tak, ujrzeli jasne światło, a następnie ukazał się im zwykły, leśny krajobraz. -Nie wiedzę żadnych Czuczu w różowych torebeczkach! Chyba nam się udało!- Krzykną uradowany Dean.-Zaraz, chwila...-dodał.-Dlaczego do cholery, ja mam kopyta?! -Spojrzał na swoich kompanów, wydało mu się, że gdzieś to już chyba widział.Wtem drużyna pierścienia ujrzała niezbyt dużego, dziwacznego, fioletowego konia z wielkim rogiem na czole. -Witajcie w Equestrii!- zakrzyknął w ich stronę cukierkowym głosikiem.

K O N I E C.

Kilka słów od jednej z utoreczek:
Serio, naprawdę tu dotrarslicie?
Jeżeli udało wam się przetrwać to, to znaczy, że możecie przetrwać dosłownie wszystko. Zostaliście stworzeni do wyższych celów, lepiej szybko zgłosicie się do NASA. Tak czy inaczej jestem wam bardzo wdzięczna za przeczytanie tego opowiadanka, którego ostatni rozdział miał się pojawić wczoraj, ale nie umiem w komputer. Przede wszystkim jednak dziękuję mojej przyjaciółce, która jest współautorką tego czegoś (nie jestem pewna jak to nazwać). Dziewczyna dużo przeszła czytając destiele, które wyszły spod mojej klawiatury.
Jeżeli kogoś dziwi zakończenie ficzka (ale po tym czasie to chyba normalka): Equestria to magiczna kraina gdzie mieszkają kucyki pony.Jak wy możecie tego nie wiedzieć?!

Dom Mody Winchester (Destiel, Sabriel)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz