-Czekaj... Co do cholery zrobiłeś?!-zaczął krzyczeć Tristan
-Oświadczyłem się.
Przyznam, że ta informacja wstrząsnęła nami wszystkimi.
-To który będzie moim świadkiem?
-Na mnie nie licz. -oznajmił blondyn
-Wiesz Brad, nie gniewaj się, ale ja też odpadam, mam problemy z moją dziewczyną i zakochane pary mnie dobijają. -powiedział Connor
-A Ty masz jakąś wymówkę, James?
-Ja nie mam żadnej. Mogę być twoim świadkiem.
-Dzięki bracie. Mad? Do Ciebie też mam prośbę...
***
Przygotownia dobiegają końca. Aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno, mój Bradley poprosił mnie o rękę, a teraz szykuje się do ślubu z inną. Jakie życie potrafi być niesprawiedliwe! Wokalista jest naprawdę bardzo, ale to bardzo szczęśliwy. Od tygodnia chodzi i nuci jakieś piosenki, czasem podskakując. Prawie, jak mała dziewczynka, która dowiedziała się, że dostanie wymarzonego pieska na urodziny. Jest mi cholernie ciężko, gdy patrzę na szczęśliwego Bradley'a. Jak to w ogóle możliwe? Dlaczego jest mi ciężko? Przecież jego szczęście powinno być dla mnie najważniejsze! Może jest mi tak ciężko, ponieważ to nie ja jestem osobą, która mu to szczęście zapewnia...
-Puk, puk, puk. Hej Brad! Mogę wejść?
-Jasne Mad, wchodź. Przynajmniej mi pomożesz.
-A w czym?
-Umiesz wiązać krawat?
-Hahah, umiem. Chodź tu do mnie.
-Ja nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił?
-Zginąłbyś marnie, hahah. - zaśmiałam się, kończąc wiązać krawat. - i już, gotowe.
-Dziękuję Mad!
-Ale wiesz.. Muszka, by Ci bardziej pasowała.
-I Ty dopiero teraz to mówisz?! Ohhh, Mad, co ja z Tobą mam?
-Oj, no przepraszam Bradziu, ale sam chciałeś, żebym Ci zawiązała krawat. Teraz, tylko wyrażam swoją opinię.
-Niech Ci będzie, ale pamiętaj tylko winny się tłumaczy.
I wtedy nasze oczy znalazły się naprzeciw siebie. Patrzyliśmy na siebie w bez ruchu. Nasze twarze zaczęły się zbliżać do siebie. Nagle usłyszałam głośne, długie trąbienie i zobaczyłam światło, które bardzo raziło w oczy, jakby jakiś ciężarowy pojazd, jechał prosto na mnie. Gdy się otrząsnęłam, zauważyłam, że leżę na podłodze w pokoju Brada, a nade mną stali: Brad, James, Tris i Con.
-Może lepiej wezwać lekarza. W końcu, nie znamy przyczyny, dlaczego zemdlała. -zaproponował James
-A jeśli wezmą ją do szpitala? Co ja wtedy zrobię?!- spanikował Brad
-Co się stało?-czułam się już lepiej, więc postanowiłam, że przerwę im tą fascynującą wymianę zdań.
-Mad! Wszystko w porządku? -spytał przejęty James
-Tak. Już tak. To było dziwne. Miałam wrażenie, jakby ciężarówka na mnie jechała.
-Może faktycznie zastanowimy się nad tym lekarzem. -uznał Tris
-Nie! Żadnych lekarzy. Szczęście Bradley'a jest ważniejsze.-O cholibka! Czy ja to powiedziałam na głos?! Przy nich wszystkich?! Jeszcze ten ich wzrok. Że też ja najpierw nie pomyśle, zanim coś powiem! Jak to teraz odkręcić? -No, bo wiecie, to w końcu nasz przyjaciel.
-Mad ma rację. Nasz mały Bradziu, od jutra będzie miał kulę u nogi. Tak właściwie, to już wiem, czemu się mówi, że w małżeństwie jest, jak we więzieniu. -stwierdził Connor.
***
Więc dzisiaj mój Bradley, będzie mężem innej. Nie wierzę!
-Mad, wiesz może, za ile będzie limuzyna?
-Za 5 minut. Także, spiesz się.
-Mad?
-Tak?
-Ładnie wyglądasz.
-Dziękuję, Bradley. Ty nawet też. Haha
-Ale Ty pośmiewna jesteś.
Oj, Bradley. Gdybyś tylko wiedział, jak czuję się pod maską, szczęśliwej przyjaciółki, jak rozwala mnie od środka.
-Staram się, specjalnie dla Ciebie.
-Dziękuję, że jesteś, Madeline.
-Zawsze będę, Bradley. -uśmiechnęłam się do bruneta i zaraz odwróciłam wzrok, w stronę okna- ale teraz musimy wychodzić, bo limuzyna przyjechała.
Brad wsiadł do pojazdu i wyruszył w stronę domu, Panny Młodej. Ile bym dała, żeby być teraz na jej miejscu. Z kolei ja pojechałam z resztą The Vamps, moim czarnym Dusterem.
Dojechaliśmy na parking znajdujący się nieopodal Kościoła.
Weszliśmy do środka świątyni i zajęliśmy miejsca w ławce. Wszystko było idealne, jak z bajki. Gdy już wszyscy goście zajęli miejsca, pianista wraz ze skrzypkami zaczęli grać: Canon In D Major. Bradley wyglądał idealnie, ona też. Miała piękną, długą, białą suknię i śliczny, długi welon.
Kiedy Para Młoda doszła do ślubnego kobierca, za nimi usiąść mieli świadkowie czyli ja i James. Ja, ponieważ Maggie nie ma zbyt wielu znajomych płci żeńskiej. Zgodziłam się ze względu na Bradley'a. Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę pary młodej. James szedł dalej, ale ja się zatrzymałam. Zaczęłam się dusić. Straciłam czucie w nogach i upadłam na kościelną posadzkę. Jakieś światło, nie wiem skąd zaczęło mnie razić w oczy i słyszałam czyjś głos. Kilka głosów. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzyłam, światło było jeszcze jaśniejsze, poczułam, że łzy zaczęły mi spływać po policzkach, więc znowu zamknęłam oczy. Następna próba, już się udała. Otworzyłam oczy i ujrzałam Bradley'a. Ale nie tego Brada w garniturze. To był mój Bradziu. Pocałował mnie w czoło i powiedział: 'nareszcie jesteś ze mną, Słoneczko'.-Co się stało? Gdzie jestem?- wydusiłam zachrypniętym głosem.
-Skarbie, miałaś wypadek, jesteś w szpitalu, przez miesiąc byłaś pod wpływem śpiączki, ale już wszystko w porządku. Jestem z Tobą. Nie bój się, Maduś. Już wszystko będzie dobrze. Nawet nie wiesz, jak Cię kocham
-Też Cię kocham Bradley. Stęskniłam się za Tobą. -zobaczyłam, że nie stara się powstrzymywać łez. Płakał razem ze mną. To były łzy szczęścia, że ten horror, się skończył. I dla mnie i dla niego.
-Niech Pani teraz odpoczywa. Ważne, że się Pani wybudziła. Teraz jeszcze trochę Pani zostanie w szpitalu na obserwacji i ze względu na dziecko. Musimy się upewnić czy z Panią i z maluszkiem wszystko w porządku.
-Teraz wytrzymam wszystko, Panie Doktorze. Dziękuję. -spojrzałam na Brada, który trzymał moją rękę. -Wszystko będzie dobrze.
🔸🔸🔸
Dostałam natchnienia i jest rozdział i to długi rozdział. Chyba najdłuższy w tej części. Co powiecie? Może być?
❤
CZYTASZ
Will You Marry Me?
FanfictionDruga część "Are You Crazy?" -Madeline Vol wyjdziesz za mnie? -Czekaj co?!