Rozdział 10

268 13 8
                                    

-Ekhe, ekhe, ekhe -zaczęłam się dusić

-Mad! Wszystko w porządku? - spytał James, a później podbiegli do mnie wszyscy obecni na stołówce.

-Odsuńcie się od niej! Jak ona ma oddychać? Nie ma dostępu do tlenu, bo tak się pchacie! - w końcu Bradley się odezwał. - James, dzwoń po karetkę!

-Co tu się dzieje?

-Słuchaj, Nicole. Jak widzisz nie mam czasu teraz się kłócić, bo pomagam koleżance.

-Koleżance?! A czy Ty wiesz, że ta koleżanka, chce grać w siatkówkę i być w naszej drużynie?

-Niemożliwe. Przecież ona jest za miła, żeby należeć do tej waszej "drużyny".

-Jesteśmy najlepsi w Londynie, Simpson.

-Ooo. Możesz powtórzyć? Bo wiesz, mam tak, że jak Ty mówisz to od razu przełącza mi się na tryb, debili nie słuchaj.

-Oh... Simpson. Jakiś Ty zabawny! Ja przynajmniej nie mam dziewczyny, żeby zrobić dzięki niej większą karierę.

-Nie chcę Wam przeszkadzać w tej, jakże ciekawej rozmowie, ale Mad robi się sina na twarzy, a pogotowia jeszcze nie ma!

-Widzisz? Więc weź swoje cztery litery i idź na ten swój trening, bo tylko przeszkadzasz.

-Wal się Simpson! I powiedz swojej koleżance, żeby nie robiła sobie nadziei na bycie w drużynie. Przygarnijcie ją to tego swojego pedalskiego zespołu!

-Pamiętasz ten tryb o którym Ci mówiłem, znowu się włączył. Ups.

-Brad! Pogotowie już jest.

-Nareszcie! Panowie ona się dusi, jest już sina, a my nie wiemy co robić.

-Czy zadławiła się czymś?

-Nie. Raczej nie. -powiedział przestraszony Simpson

-A może jest na coś uczulona?

-Nie wiemy. -wtrącił James

-Dobra. Mierzymy parametry. Podajemy jej fenistil doustnie i tlen.

-Hej, Mad! Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. -pocieszał ją Bradley -I co teraz, Panie Doktorze? Zabieracie ją do szpitala?

- Nie ma takiej potrzeby. Jej stan się poprawił. Będzie żyła. Teraz najlepiej będzie, jak pojedzie do domu i się położy.

- Dziękuję, zadbam o to, żeby trafiła bezpiecznie do domu. -brunet podał rękę lekarzowi

-Dbaj o nią.

Siedziałam na krześle w stołówce szkolnej i dochodziłam do siebie. Nie mam pojęcia skąd się wziął ten kaszel. Przecież nigdy nie miałam alergii.

-I jak się czujesz?

-Lepiej, dzięki.

-Wiesz, bo była tu Nicole i ona...

-Zobaczyła, że z Tobą przebywam, tak?

-Tak. I...

-I nie mam po co przychodzić na trening?

-Dokładnie.

-Co się takiego wydarzyło między Tobą, a Nicole?

-To długa historia.

-Mam czas.

-Ja i Nicole, jako dzieci byliśmy kiedyś przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi. Rządziliśmy w przedszkolu, a później na początku w podstawówce. Tylko na początku, bo jakoś w czwartej klasie poznałem Jamesa, Trisa i Connora. Chciałem, żebyśmy tworzyli najlepszą grupę w szkole i nawet przez chwilę tak było, ale Nicole zaczęła się od nas oddalać, a przede wszystkim, zaczęła się oddalać ode mnie. Nie wiedziałem, co się stało i w sumie nigdy się nie dowiedziałem. Ona zaczęła trenować, ja i chłopaki założyliśmy zespół. Nasze drogi się rozeszły. Widocznie tak miało być.

-Aż niewiem co powiedzieć, a czytam dużo książek, więc moje słownictwo nie jest ubogie.

-Haha. Chodź, odwiozę Cię do domu.

-Dzięki, Brad.

Wsiedliśmy do jego samochodu, gdy nagle podbiegła do niego jakaś dziewczyna. Była to nie wysoka bruetka i jak się później okazało, jego dziewczyna.

🔸🔸🔸

Misie moje kochane! Bardzo, ale to bardzo przepraszam, za tak długą nieobecność, ale ostatnio mam gorszy okres. Mam nadzieję, że mi wybaczcie.

Will You Marry Me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz