3.PERSPEKTYWA PATRYCJUSZA

18 3 1
                                    

Jej blada i spocona twarz była niczym cios dla mnie. I jeszcze te słowa medyka. To nie działo się naprawdę. Małgorzata nie mogła zostać otruta, przecież kazałem wyrzucić buteleczkę! Ah ta niewdzięczna służba! Jak mogłem do tego dopuścić?! Jak oni mogli do tego dopuścić? Jej niebieskie oczy były pełne bólu, a ona starała uśmiechać się do mnie. Jej uśmiech był jednak sztuczny. To nie był jeden z uśmiechów, który pokazywała mi na porannych spacerach, widząc rodzinę kolorowych motyli, czy z tych, gdy wygrywa ze mną w szachy. To też nie był ten uśmiech, który pierwszy raz zobaczyłem, gdy zawitałem na wesele jej przybranego brata. Ten uśmiech był zupełnie inny. Wyglądał jakby chciała mi powiedzieć, że nic jej nie jest, że nie powinienem się martwić, a jednocześnie uśmiech który napawał mnie wątpliwościami. 

Satry medyk, który pracował w zamku odkąd pamiętam, siedział u boku mojej narzeczonej. Jego pomarszczona twarz była skupiona. Miał, rzadkie siwe włosy i ciemne oczy. Kiedyś na zamku widziałem jego córkę. Piękna brunetka z dzieckiem na rękach. Gdyby mój przyjaciel mi nie powiedział, nigdy bym nie pomyślał, że są spokrewnieni. Rozmawiała z nim na korytarzu, mocno gestykulując ręką w której nie trzymała bobasa. Sprzeczali się o coś. Nie słyszałem jednak krzyków, lecz twarz jej ojca była poważnie zachmurzona. Rozmawiali o jakiejś wsi i o jakimś potwornym mężczyźnie. Kobieta również nie wyglądała na zadowoloną. Zgaduje, że rozmawiali o ojcu dziecka. Nigdy go nie widziałem, ale słyszałem, że był potworem. Obiecywał jej miłość, a potem zostawił samą z małym chłopcem. 

Nagle twarz medyka zmieniła się. Wyglądał jakby go olśniło. 

- Chyba wiem, jak jej pomóc...

Moje serce podskoczyło. Starzec wstał i bezceremonialnie opuścił komnatę. Zniknął szybko jak na jego zwyczajne tempo. Zostałem przy drobnej blondynce, mocniej  ściskając jej dłoń.

- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem i pocałowałem jej gorące czoło. 

Pawie utopiłem się w jej oczach barwy oceanu. Oczach pełnych nadziei. Czekaliśmy tak kilka godzin. Umierałem z niepokoju parząc na jej bladą twarz. Mimo jej stanu nadal byłą przepiękną kobietą. Ale nie tylko urodę w niej kochałem. Była również mądra i życzliwa dla innych. Wiedziałem, że kiedyś będzie wspaniałą królową.

Gdy nareszcie pojawił się medyk, podskoczyłem, by ustąpić mu miejsca. W ręku trzymał jakiś flakonik, i mamrotał coś pod nosem. Usiadł na drewnianym taborecie obok łóżka i poprosił Adele o kielich z wodą. Przyglądałem się jak służka nalewa wodę trzęsącymi się dłońmi i szybkimi ruchami podaje kielich starcowi. 

Medyk bez słowa nalał ciecz z flakonika do wody by rozcieńczyć miksturę. Potem podał mi ją i nakazał pomóc Małgorzacie ją wypić. Delikatnie włożyłem rękę w jej złote włosy i podniosłem głowę lekko do góry. Dziewczyna położyła swoje lodowate ręce na mojej dłoni, po czym razem przechyliliśmy kielich, by mogła spokojnie wypić jego zawartość. 

- Powinna Pani teraz odpocząć - powiedział medyk, starych zachrypniętym głosem i pokazał Adeli, że razem powinni opuścić komnatę.

Nieprzerwalnie patrzyłem w głęboki błękit oczu Małgorzaty. Były pełne nadziei, tak samo jak moje. Dziewczyna ścisnęła mocnej moją dłoń. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Pochyliłem się nad moją ukochaną i pocałowałem w jej cudne czoło. 

- Patrycjuszu... - wymamrotała, ale jej przewałem.

- Nic nie mów, moja miła. Odpocznij teraz. Gdy się obudzisz nadal tu będę i wtedy mi wszystko powiesz - wysłałem jej pokrzepiający uśmiech, a ona odwdzięczyła mi się tym samym. 

Przyglądałem się jak jej powieki powoli się zamykają. Czułem jak jej uścisk powoli się rozluźnia, a ona trafia do krainy snów. Uświadomiłem sobie wtedy jak bardzo ją kocham.


100 Problemów PatrycjuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz