Przechadzałem się po długich korytarzach zamku. Patrzyłem, jak promienie słońca przedostające się przez okna, oświetlają kamienne ściany. Kurz, który można było zobaczyć w powietrzu, radośnie tańczył i migotał w ostrym blasku poranka. Każda osoba która mnie mijała kłaniała się lekko. Nie ważne czy to była służąca w zniszczonej i brudnej sukni, arystokrata wychodzący z komnaty mojego ojca, czy rycerz trzymający rękojeść ostrego i lśniącego miecza, który uciął już tysiące głów. Co tu dużo mówić, byłem szanowany na zamku. Nie dlatego, że zrobiłem coś wielkiego, winą było moje pochodzenie. Teraz mój ojciec, wielki lecz okrutny, sprawował władze nad tym krajem. Pewnego dnia, to ja miałem zostać królem.
Ominął mnie chłopiec, w podartych butach. On też się ukłonił. Czy oni wszyscy myślą, że zetnę głowy osób które mi się nie ukłoniły? Westchnąłem i spacerowałem dalej. Wiem, że taka jest etykieta. Każdy kto szanuje króla i jego rodzinę, kłania się. Tak było i będzie już zawsze. Powinienem się do tego nareszcie przyzwyczaić.
Usłyszałem chichot za moimi plecami. Odwróciłem się powoli i zobaczyłem piękne niebieskie oczy, na które opadały dwa niesforne pasma złotych włosów. Moja księżniczka pięknie wyglądała w złotej, wytwornej sukni.
- Patrycjuszu... - powiedziała melodyjnym głosem i podeszła do mnie. Złapałem ją w pasie. Opanowanie się od pocałowania jej było torturą. Jej malinowe usta błyszczały, a jej oczy lśniły w słońcu - Twoja matka Cię wzywa.
Niechętnie odsunąłem się od mojej prześlicznej narzeczonej. Małgorzata wyglądała na naprawdę zakochaną. Na początku swojego pobytu w zamku była zagubiona. Nie znała się na dworskich tradycjach, ale szybko się uczyła. Brat Antoni nauczył ją czytać i pisać, teraz lubiła zagłębiać się w starych księgach. Często znikała w kościelnej bibliotece. Znała życiorysy świętych na pamięć, a i tak chciała przeczytać je ponownie.
Moja matka nie była zadowolona z mojego zakochania w pięknej Małgorzacie. Walczyła ze mną od pierwszego dnia, gdy jej o tym powiedziałem.
- Oszalałeś? - wysyczała przez zaciśnięte zęby, po tym jak dowiedziała się o moich ślubach.
- Matko, zakochałem się.
- Nie chce nawet o tym słyszeć! - wykrzyczała wściekle i usiadła na krześle trzymając się za głowę.
Nie umiała przyjąć do wiadomości, że jej syn, a przyszły król chce się związać z wieśniaczką. Wiedziała jednak, że zerwanie ślubów jest hańbą. Jedynym sposobem ich zerwania była śmierć jednego z nas, co było niedopuszczalne. Nigdy nie pozwolę na to by ktokolwiek skrzywdził Małgorzatę.
Otworzyłem drewniane, ciężkie drzwi i wszedłem do złotej, królewskiej komnaty. Bogactwo wypływało z każdej strony. Na środku komnaty stała zdenerwowana matka. Nie była już najmłodszą kobietą. Długie siwe włosy miała spięte i schowane pod złotym czepkiem. Na jej lekko pomarszczonej twarzy pojawił się grymas złości.
- Gdzie jest moje lekarstwo - wypaliła.
- Jakie lekarstwo? - byłem wyraźnie zaskoczony. Czy ona myśli, że ukradłem jej lekarstwo?
- Wiesz jakie! Władysław mówił, że to ty je dostałeś!
Nagle mnie olśniło.
Kilka dni temu, gdy zmierzałem w stronę mojej komnaty, zaczepił mnie starszy mężczyzna. Długa, siwa broda była bardzo charakterystyczna. Jego bogate zdobienia na szacie nie wskazywały na to, że był jakimś podrzędnym sługą. Był to wysoko urodzony mąż, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Podał mi buteleczkę, uprzednio się kłaniając. Przyjrzałem się ciemnemu płynowi w miniaturowym pojemniczku.
- T-to dla królowej - zająkał się, bo prawdopodobnie zauważył moją podejrzliwą minę.
- Dobrze, możesz odejść.
Mężczyzna znowu się ukłonił i oddalił kulejąc.
Nie ufałem temu staruszkowi i zamiast do królowej, ruszyłem do medyka. Gdy tylko zobaczył co przyniosłem, stwierdził, że to trucizna. Niedługo później, mój ojciec powiesił mężczyznę.
- Władysław dał mi truciznę, nie lekarstwo, masz szczęście, że to na mnie trafił. Mam jeszcze głowę na karku.
Matka złapała się za serce, widocznie o niczym nie wiedziała. Byłem pewny, że każdy już wiedział o tej zdradzie. Może to król nie chciał denerwować starej matki, dlatego nic jej nie powiedział o planach zamachowcy.
CZYTASZ
100 Problemów Patrycjusza
MaceraPewnego dnia do tajemniczej wioski przyjechał rycerz w lśniącej zbroi. Dotarł do karczmy, gdzie bawiła się Małgorzata wraz z innymi wieśniaczkami. Rycerz oczarowany jej pięknem, podszedł do niej złożył śluby. Małgorzata bardzo ucieszyła się z tej wi...