„I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu."
- Paulo Coelho, „Alchemik"
Przejście przez park zawsze było dla Maggie miłą odskocznią. Mimo że miasteczko nie było duże, w centrum pozostawał panujący dzień i noc zgiełk, w którym usłyszenie choćby własnych myśli pozostawało nie lada wyczynem. Oczywiście nie robiła z siebie odludka z własnej woli. Teoretycznie jako dosyć towarzyska dusza powinna wręcz lgnąć do skupisk ludzi po wielu dniach samotnego wystukiwania w klawiaturę laptopa, lecz jedyną rzeczą, na jaką miała w tej chwili ochotę to spacer w ciszy po świeżym powietrzu - a w tej części parku nie dość, że było tlenu pod dostatkiem, to jeszcze gęsto usiane drzewa skutecznie tłumiły wszelkie odgłosy. Czuła się tu prawie jak w lesie. Zarośnięta część miejskiego parku stanowiła nieodłączny element przyczyniający się do rozwoju narkomanii i młodocianych palaczy, ale Maggie nigdy nie obawiała się takich ludzi. W jej dwudziestoparoletnim życiu nikt nigdy jej bowiem nie zaczepił. Co jakiś czas zdarzało się, że napotkany menel kulturalnie pytał o papierosa, lecz nic poza tym. Wiedziała dlaczego. Będąc dosyć rosłą osóbką i stanowczo wykraczającą poza standardowe rozmiary, znajomi często mówili jej, że „budzi respekt". No bo który dresiarz chciałby zaczepiać kobietę swoich gabarytów?
Chodzenie po parku miało jeszcze jedną przyjemną stronę – niekiedy można było się natknąć na mniej lub bardziej bezpańskiego kota. Co więcej, kot wcale nie uciekał na widok człowieka i pozwalał się pogłaskać. Mogło się to wydawać ludziom dziwne, że w tym wieku nadal ekscytowała się byle zwierzakiem, ale niekiedy wolała je od ludzi. Przynajmniej nie paplały bez sensu i nie wkurzały.
Tym razem również się pojawił: czarna sierść o brązowawym połysku, bursztynowe oczy i nie do końca ufne spojrzenie. Zwierzak rozpoznał ją i ochoczo podszedł, by móc się połasić. Z reguły Maggie nie dotyka obcych zwierząt. Lekka fobia na punkcie zarazków i takich tam, lecz w przypadku jej mruczącego przyjaciela nie czuła żadnych obaw. Podejrzewała, że pomimo braku obroży kot i tak posiada właściciela – no bo czy zwierzak miałby tak zdrowo wyglądającą sierść, gdyby całe dnie spędzał na bieganiu po krzakach? Zawsze też spotykała go mniej więcej w tym samym miejscu, domyślała się zatem, że właściciel mieszkał niedaleko. Bezdomny raczej nie miałby jak zadbać o kota, prawda?
Maggie zaczęła z rozczulonym uśmiechem opowiadać zwierzakowi o tym, co miało miejsce ostatniej nocy. Oczywiście kot, jak to kot, wyglądał na niezainteresowanego tematem, jednak i tak uparcie domagał się pieszczot.
Nagle zjeżył się i prychnął ostrzegawczo w stronę krzaków. Maggie spojrzała w tamtym kierunku, ale nie dostrzegła niczego nadzwyczajnego. Kilka puszek, jakieś szmaty i zużyte prezerwatywy – czyli wszystko, co można było znaleźć w miejscu takim jak to.
— Już, spokojnie – powiedziała do zwierzęcia, jednak kot zdawał się jej nie słyszeć. Teraz zaczął obracać się we wszystkie strony, jakby nie wiedząc, którego niewidzialnego przeciwnika dopaść najpierw. Dziewczynę zaniepokoiły dopiero dziwne trzaski nad jej głową – spojrzała więc w górę, chcąc upewnić się, że to nic takiego, na przykład rywalizujące ze sobą ptaki, lecz ku zawodzie jej pobożnych próśb w ostatniej chwili zdążyła uchylić się przed lecącą wprost na nią gałęzią. No, konarem, bo szacując po wielkości, gdyby nie uskoczyła, z pewnością skończyłoby się na złamaniu. Spojrzała raz jeszcze w górę, lecz niczego tam nie zobaczyła. Durne ptaszyska, pomyślała ze złością. Tamten wielki harcujący cień pośród koron drzew tylko jej się przywidział, prawda? Patrzyła tak jeszcze chwilę, aż jej nerwy się uspokoiły. Po takim czasie spędzonym w domu zdecydowanie nie potrzebowała na dzień dobry niespodzianek w postaci spadających na nią przedmiotów. Co będzie następne, latające fortepiany?
CZYTASZ
Pętla [wstrzymane, w trakcie remontu]
General FictionNie ma ludzi złych i dobrych, a Margaret Abbott przekonała się o tym już wiele lat temu, kiedy siłą wydarła się spod rodzicielskich skrzydeł i wkroczyła w dorosłość. Spodziewając się spokojnego acz stresującego niekiedy życia nigdy nawet nie wpadł...