"Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi."
- Terry Pratchett, "Maskarada"
Maggie czuła się bardziej zagubiona niż kiedykolwiek. Przez te wszystkie informacje nie była w stanie na niczym się skupić. Miała cichą nadzieję, że to tylko jakiś sen wywołany przemęczeniem, jak ledwie kilka godzin temu zasugerowała Natalie. W dodatku bardzo pokręcony, paskudny sen.
Po ponad dwugodzinnym wyjaśnianiu dziewczyna rozumiała, że jej ojciec, Rafael Monroe, został zamordowany w imię czegoś tak głupiego jak polityka, duma i czyjeś durne widzimisię. Edgar i Augustin sami przyznali, że nadal pracują nad tym, kto mógł być sprawcą, lecz Maggie czuła, że pomijają coś bardzo ważnego. Coś, co sprawiało, iż cała ta sprawa wydawała się mniej sensowna niż powinna. Jej mózg pracował już na zwolnionych obrotach: po pierwsze, była głodna, ale nie śmiała nawet się o tym zająknąć. Po drugie, nadal próbowała zrozumieć, w co takiego wmieszał się jej ojciec... No i zdawała sobie sprawę, że po tak – jakby nie patrzeć – krótkiej rozmowie, z pewnością nie miała całkowicie czystego poglądu na wszelkie koneksje pomiędzy tymi ludźmi.
– Swoje nazwisko masz po mężu? – zapytał Augustin, odpalając cygaro. Siedział w głębokim fotelu na mosiężnych nogach, obitym brązową skórą. Gdy chwilami myśli Maggie chciały skupić się na czymś innym niż wielkich teoriach spiskowych, zastanawiała się, jakim cudem Augustin potrafi siedzieć na nim, a skóra nie skrzypi – zwłaszcza, że przy paleniu nabierał potężne hausty powietrza, nie załując sobie szkodliwego dymu.
– To nazwisko mojej matki – wyjaśniła. – Tata był w dwóch małżeństwach, ale jego pierwsza żona, moja biologiczna mama, zginęła w wypadku jakoś rok po moich narodzinach.
Nie stanowiło to dla niej żadnego "tematu tabu" wbrew temu, co zwykli sądzić ludzie. Dawno temu nauczyła się ignorować kurtuazyjne i wymuszone słowa współczucia, ale, ku swej uldze, teraz ich nie usłyszała. Augustin pokiwał jedynie głową, jak gdyby ułożył sobie wszystko w logiczną całość. Jakby nie patrzeć to było logiczne. Maggie nie widziała sensu w ściemnianiu czy wymyślaniu jakiejś bajeczki na poczekaniu.
Zapach cygara zdążył przez te kilka chwil rozejść się po całym salonie, nie pozostawiając ani grama powietrza bez swoich śladowych ilości, jak gdyby w niemym manifeście. Maggie odniosła wrażenie, jakoby w tym cygarze było więcej dumy aniżeli w niejednym człowieku. Dym wił się, od czasu do czasu zakłócany niewyczuwalnymi ruchami powietrza i szarymi, potężnymi kłębami wypuszczanymi z ust Augustina,który ewidentnie delektował się swoim nałogiem. Wygląda to bardziej na nawyk niż nałóg, pomyślała Maggie, obserwując jak dym leniwie przybiera najróżniejsze kształty. Kojarzył jej się z nie do końca inteligentnymi mackami próbującymi wybadać wszystko dookoła, by dowiedzieć się jak najwięcej o otaczającym je świecie. Mogłaby przysiąc, że przez kilka sekund naprawdę widziała w tym dymie coś więcej. Trochę jak wróżenie z dymu w magii pierwotnej, o której niegdyś czytała.
– Taksówka czeka – obcy głos od strony drzwi sprawił, że zaopatrzona przez chwilę w dym Maggie aż się wzdrygnęła. Obróciła się ku kobiecie w fartuchu: była to pokojówka, która do tej pory jedynie podawała im filiżanki. Kiedy Augustin dał jej znak, by wezwała taryfę? Zapewne był to jakiś sekretny umówiony sygnał, Maggie jednak poczuła straszną ciekawość, jak to wygląda.
– Myślę, że masz dosyć wrażeń na dzisiaj - powiedział Augustin, wyrywając dziewczynę z rozmyślań. – Taksówkę masz opłaconą. Edgarze, odprowadzisz Margaret? – zapytał. Edgar bez słowa wstał i uśmiechnął się zachęcająco do Maggie.
CZYTASZ
Pętla [wstrzymane, w trakcie remontu]
Fiksi UmumNie ma ludzi złych i dobrych, a Margaret Abbott przekonała się o tym już wiele lat temu, kiedy siłą wydarła się spod rodzicielskich skrzydeł i wkroczyła w dorosłość. Spodziewając się spokojnego acz stresującego niekiedy życia nigdy nawet nie wpadł...