3. Cura ut vaelas!

12 2 14
                                    


"Życie zaskakuje. Nie można się przygotować na to, że ktoś odejdzie. Nie można przewidzieć, jak się na to zareaguje."

- Szymon Hołownia, "Ludzie na walizkach. Nowe historie"

Maggie zamrugała zdziwiona, a pośród gapiów przeszedł szmer zaniepokojenia pomieszanego z wieloma innymi emocjami.

— Pamiętamy! – zawołał ktoś z sali, na co Tim warknął ostrzegawczo. To jedno słowo wywołało lawinę. Część osób zaczęła wykrzykiwać obelgi pod adresem 'ich' czy konkretnych osób, o których Maggie nigdy wcześniej nie słyszała, inni zaś rzucali jakieś pozdrowienia i słowa szacunku dla jej zmarłego ojca. W kilka sekund cały bar aż huczał od sprzecznych okrzyków.

— Porozmawiajmy na zewnątrz – zaproponował Edgar, podnosząc się. Pozostała trójka chętnie przytaknęła i zaczęła przebijać się przez ludzi.

Pierwszy ruszył wilk Tim, tłum rozstępował się przed nim, jak i za podążającym za nim mężczyzną. Trudności z wydostaniem się odczuła dopiero Maggie, ludzie bowiem niczym jacyś psycho-fani chcieli ją dotknąć i zadawali pytania, które zlewały się w jedną niezrozumiałą plątaninę słów.

Edgar przyciągnął ją do siebie i otoczywszy ramieniem wyprowadził, osłaniając od ciekawskich łap, zaczepek i spojrzeń. Maggie ledwie nadążała za jego długimi krokami, odczuwając różnicę wzrostu – jej metr osiemdziesiąt wydawał się przy nim niczym – ale dzięki temu znaleźli się na zewnątrz w niespełna minutę. Silne ramię zniknęło, a chłodne, nocne już, powietrze omiotło twarz Maggie, dając poczucie rzeczywistości. Z jakiejś przyczyny zwykle zapełniony o każdej porze rynek był teraz wyludniony i niesamowicie spokojny. Zawdzięczać to można było zapewne kilku zakapturzonym postaciom, które pilnowały prowadzących tu alejek.

— Nieźle się przygotowałeś – mruknął Edgar, podążając za mężczyzną.

— Przezorny zawsze ubezpieczony – odpowiedział.

 

— Chodząca Po Słońcu zdaje sobie sprawę, co kombinujesz? – zapytał Augustin Ray. Mężczyzna przedstawił się Maggie już jakiś czas temu, ale dziewczyna i tak nie wyglądała na chętną do pogawędek. Edgar nie mógł się jej dziwić, w końcu kto zgarnięty praktycznie z ulicy w połowie drogi do domu byłby szczęśliwy za ciągnie go po barach i rezydencjach obcych ludzi? W dodatku miał świadomość, że mówili zagadkami. Do tej pory nikt nie pokwapił niczego jej wyjaśnić ze względów bezpieczeństwa. "Wszystko miało uszy" i tak dalej.

Teraz jednak siedzieli w salonie w jednym z najlepszych apartamentowców w mieście. Przez przeszkloną w całości ścianę salonu mogli podziwiać nocną panoramę miasta. Ten budynek należał do najwyższych w Lesseville, więc gdyby nie okoliczności Edgar chętnie by popatrzył na wszystko z góry. Nawet jeśli na co dzień mógł mieć jeszcze lepsze widoki.

Choć nie miała za bardzo wyjścia, Edgar był pełen podziwu dla Margaret. Poniekąd było to nierozważne, by wsiąść do samochodu z obcymi mężczyznami, ale i tak by ją zmusili. Może nie on, ale Augustin z pewnością. Aktualnie dziewczyna wyglądała jak przestraszona kupka nieszczęścia. Prawdopodobnie dopiero teraz emocje do niej docierały i próbowała poukładać sobie wszystko w głowie. A to nie koniec rewelacji, pomyślał ze współczuciem. Omal nie ogarnęło go poczucie winy, że spowodował tę lawinę zdarzeń. No, w sumie to nie on, ponieważ wina leżała po stronie tego, kto zabił Rafaela. Kto wie, może wciągnięcie w to wszystko córki zmarłego również stanowiło część planu? Tak czy inaczej było to nieuniknione.

Pętla [wstrzymane, w trakcie remontu] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz