Kiedy byli już na miejscu, Megan zaprosiła chłopaka na kawę. Chciała mu tak podziękować, za uratowanie skóry. Przywitała ich Suzan.
- Meggie, słońce! Jak miło cię widzieć!
- Co tu robisz?- zapytała podejrzliwie.- Gdzie jest tata?
- U siebie. Przygotowuje przemówienie. Ale niedługo zejdzie. Przygotowałam kolację.- uśmiechnęła się.
- Dzięki, ale nie jestem głodna.
- To może chociaż twój przyjaciel?- zapytała rudowłosa, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Nie. My już pójdziemy do mnie.- odpowiedziała oschle.
Pociągnęła zaskoczonego blondyna za rękę i zaprowadziła go do swojego pokoju. Tam przeprosiła za swoje zachowanie i zeszła na dół, żeby zrobić herbatę, zostawiając go na chwilę samego.
W kuchni zastała ojca.
- Cześć, wróciliście już?
- Tak tato, posiedzimy teraz w domu.
Podczas, gdy szatynka przygotowywała gorący napój i coś do jedzenia, opowiedziała mężczyźnie co się stało.
- Nadal twierdzisz, że nie potrzebujesz ochroniarza, córciu?
- Owszem. Nie będzie wszędzie za mną łaził żaden facet w garniaku, ani kontrolował co robię, gdzie jestem i z kim jestem. Wiesz, że tego nie lubię. Poza tym wiem, jak się bronić, a poza tym Steve mi przecież pomógł.
- No dobrze już, dobrze... Kochanie? Jutro jest debata. Przyjdziesz pokibicować swojemu staruszkowi?- zapytał z cieniem uśmiechu.
- Będę. I wcale nie jesteś stary.- poczochrała go po włosach.- No może i masz trochę siwizny tu, czy tam...
- No już... zmykaj na górę, bo kolega się zniecierpliwi- roześmiał się.
Gdy weszła do pokoju z tacą, na której ustawiła dwa kubki i paczkę chipsów, żelek oraz ciastek, zobaczyła Stevena opartego o framugę okna i wpatrującego się w krajobraz miasta.
Postawiła smskołyki na stoliku i podeszła do chłopaka.- Dzięki za pomoc- zagadnęła.
- Nie ma za co.- uśmiechnął się.
- Jeśli jesteś głodny, to mogę coś zamówić, albo zrobić na szybko, bo od tej rudej małpy nie tknę niczego!
- Dlaczego tak jej nie lubisz?
- W sumie to nie wiem, ale nie ufam jej. Nie chcę nic, co ona zrobi. To jak? Zjemy coś? Mogę na przykład usmażyć naleśniki.
- Poczekaj, pomogę ci.
Zeszli na dół i wzięli się do roboty. Przy stole siedział ojciec dziewczyny ze swoją partnerką i jedli obiad. Gdy spostrzegł nastolatków, wstał i podszedł do nich.
- Ty jesteś Steve, prawda? Tom Carter- podał rękę chłopakowi.- Megan mówiła mi, że jej pomogłeś. Dziękuję ci bardzo.
- Steve Rogers. Nie ma za co. To dla mnie nic nadzwyczajnego.- uśmiechnął się i odwzajemnił gest.
- Słuchaj, nie zechciałbyś przyjść na debatę wraz z moją córką?
- Tato... Przestań go zamęczać nudnymi rzeczami...- Megan wtrąciła się do rozmowy.
- Bardzo dziękuję za zaproszenie. Interesują mnie takie tematy i chętnie zobaczyłbym to wszystko na żywo.- odparł blondyn z błyskiem w oku.
Po krótkiej rozmowie, wrócili do przygotowywania jedzenia. Rogers zajął się smażeniem, bo nie chciał, żeby Meg coś sobie zrobiła. Dziewczyna natomiast zajęła się smarowaniem ich i zwijaniem. Po krótkim czasie mieli już cały talerz wypełniony gorącymi naleśnikami z dżemem. Poszli na górę i włączyli film.
Kiedy seans się skończył, blondyn postanowił się już pożegnać.
- Ja będę się już zbierał, trochę już późno, a jutro mamy długi dzień. Musisz się wyspać. Dziękuję za smaczne naleśniki- uśmiechnął się do niej.
- To ty je smażyłeś przecież- zaśmiała się.
- Taaak, ale ty smarowałaś. Spotkamy się jutro w kawiarence?
- Pewnie. O tej samej porze co dzisiaj?
- Tak, nie bierz tym razem samochodu. Przyjadę po ciebie.- odpowiedział zagadkowo.
Szatynka przystała na tę prośbę. Odprowadziła chłopaka do drzwi, po czym poszła na górę, wykąpała się i poszła spać.
Nazajutrz, gdy zadzwonił budzik, zadowolona wstała natychmiast i przygotowała się na dzisiejszy dzień.
Ubrała czarne, obcisłe spodnie z wysokim stanem, bluzkę z krótkim rękawem w kolorze pudrowego różu, a na to zarzuciła jeansową kurtkę. Włosy związała w luźny warkocz, zrobiła lekki makijaż, włożyła czerwone trampki i zeszła zjeść śniadanie.Chwilę po skończeniu tej czynności, zabrzmiał dzwonek do drzwi. Szybko pobiegła je otworzyć.
Stał w nich Steve ubrany w bladobrązowe spodnie, biało-niebieską koszulę w kratę i czarną, skórzaną kurtkę. W ręce trzymał kask.
- Cześć- odezwał się.- Gotowa?
- Hej, tak, tylko wezmę torbę. Po co ci ten kask?
- To akurat dla ciebie.
- Okej- odpowiedziała śmiejąc się.- W takim razie, po co mi jest ten kask?
- Zobaczysz- rzekł z tajemniczym uśmiechem.
Wyszli z domu i skierowali się w stronę ich środka transportu.
- Tym będziemy jechać? Ty sobie chyba żartujesz?!- odparła zaskoczona dziewczyna widząc maszynę.
Stał tam czarny motocykl- Harley Davidson 750 Street.
- Nie. Wkładaj kask, siadaj za mną I trzymaj się mocno- puścił jej oczko usadawiając się na miejscu.
Meg posłusznie wykonała polecenie, choć trochę nie była przekonana co do bezpieczeństwa jazdy tym jednośladem. Jak do tej pory jeździła tylko samochodami, dlatego miała lekkie obawy.
Motor zawarczał, a pasażerka mocno oplotła chłopaka rękami w pasie.
Po krótkim czasie znaleźli się na miejscu. Zamówili po kawie i zajęli stolik.Rozmawiając wesoło i co chwila się śmiejąc, nie zauważyli nawet, że są obserwowani. Z daleka przyglądał im się przez szybę młody mężczyzna ubrany cały na szaro. Najwyraźniej nie był zbyt zadowolony dobrymi kontaktami tej dwójki.
Gdy im się tak przyglądał podeszła do niego pewna kobieta. Miała na sobie czerwony płaszcz.
- Znasz ją, prawda?- zapytała wskazując nastolatkę.
- Tak, ale co to panią obchodzi? My się znamy?- odpowiedział z nutką zdziwienia i podejrzliwości w głosie.
- Nie, ale mogłabym ci pomóc.
- Pomóc? Ale w czym?
- W zemście oczywiście.
- Chyba nie rozumiem- przyznał szczerze.
- I nie musisz. Po prostu rób, co ci każę. Korzyść będzie wspólna. Wchodzisz w to?- zapytała kobieta.
- Wchodzę.

CZYTASZ
You can't save me
FanficMegan Carter to 19 letnia szatynka mieszkająca w Nowym Jorku, wraz ze swoim ojcem. Tom, ważny biznesmen, ubiegający się o stanowisko prezydenta, który chce odmienić to miasto na lepsze, żeby jego córce żyło się lepiej. Czy ambicje i inna kobieta mog...