Kobieta w czerwonym płaszczu chodziła nerwowo w tę i z powrotem głośno tupiąc wysokimi obcasami.
- Czy wszystko muszę robić sama?!- krzyczała na bruneta.- Dzisiejsi nastolatkowie nic nie potrafią załatwić! Miałeś tylko jedno proste zadanie!
- Starałem się...
- Ale ci nie wyszło!- przerwała mu w pół zdania, po czym dodała już ciszej.- Dobrze... Widzę, że jeśli chcę, żeby coś było zrobione dobrze, muszę to wykonać sama.
Tajemnicza postać przystanęła na chwilę, wyciągnęła komórkę i wykręciła odpowiedni numer. Jej rozmowa telefoniczna nie trwała zbyt długo.
Gdy odłożyła słuchawkę, wygoniła chłopaka i sama wyszła na tajemne spotkanie.
Lawirowała między krętymi uliczkami miasta, którymi dawno już nikt nie chodził. W jednej z nich spotkała w końcu osobę, z którą rozmawiała przez telefon.
- No nareszcie- odezwał się ubrany na czarno, dość dobrze zbudowany i barczysty mężczyzna.
- W większej dziurze się trzeba było schować, to na pewno szybciej bym tu trafiła- rzuciła z sarkazmem.
- Dobra, dobra, mniej ironii a więcej konkretów. Po co mnie tu ściągnęłaś?
- Musisz coś dla mnie zrobić. Znajdź tę dziewczynę- wyjęła z kieszeni małe zdjęcie ukazujące Megan Carter.- I zlikwiduj.
- Sama nie możesz?- mężczyzna oparł się o ścianę krzyżując ręce na piersi.
- Jakbym mogła, to bym to zrobiła, to chyba oczywiste- burknęła niezadowolona.- Tylko jest haczyk. Młoda ma ochroniarza. I to bardzo dobrego.
- Jego też mam załatwić?
- Brawo! Olbrzym umie myśleć- udawała zdziwienie.- A teraz idź już. Mam sporo do zrobienia.
Kobieta poczekała aż jej nowy "znajomy" zniknie za rogiem, po czym sama odwróciła się na pięcie i poszła w tylko sobie znanym kierunku.
Po jakimś czasie w willi Carterów rozbrzmiał głośny dźwięk dzwonka. Drzwi poszedł otworzyć Tom.
- Suzan, kochanie! Miło Cię widzieć, wejdź proszę- wesoło przywitał gościa.
Pocałowali się na powitanie, po czym przeszli do salonu.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz- powiedział mężczyzna chwytając swoją ukochaną za rękę.
Usiedli na kanapie i włączyli jakąś hiszpańską telenowelę. Tom za nimi nie przepada, ale czego się nie robi dla miłości?
Siedzieli tak przed telewizorem, dopóki Megan nie wróciła do domu.
W zamku dało się słyszeć przekręcanie klucza, a zaraz po nim lekkie skrzypienie otwieranych drzwi.
- No mówię ci, to było po prostu niesamowite...- nastolatka najwidoczniej z kimś przyszła.
- Hahaha, wiem, widziałem... - rozległ się męski głos.
- Cześć tato - rzuciła nie patrząc w stronę salonu i kierując się do kuchni dodała- przyprowadziłam Stevena, nie masz nic przeciwko, prawda?
-Jasne, że nie, witaj Steve! Miło Cię znowu widzieć.
- Dzień dobry, dziękuję, pana też - odpowiedział machinalnie blondyn.
Dziewczyna po wypakowaniu rzeczy skierowała swoje kroki do salonu. Gdy tylko ujrzała Suzan, jej humor raptownie się pogorszył.
- ugh... Znowu ty...
- Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła? Nic ci nie zrobiłam... - odparła "smutnym" głosem rudowłosa.
- Nie musiałaś, i tak cię nie znoszę.
Megan odwróciła sie na pięcie i wyszła z pomieszczenia, biorąc Stevena za rękę i prowadząc go do swojego pokoju.
Tymczasem jej ojciec stał z szeroko otwartymi oczyma i nie dowierzał temu, co usłyszał.
- Dlaczego ona musi tu ciągle przychodzić? Nikt jej tu nie zapraszał. Nie ma własnego domu? Może się jeszcze tu przeprowadzi?! - Meg krążyła w tę i z powrotem po swoim lokum.
- Ej, spokojnie, bo jeszcze dziurę wydepczesz- zaśmiał się blondyn rozkładając się na łóżku. - A właściwie to... Dlaczego jej tak nie znosisz?
Nastolatka zignorowała to pytanie.
Szybkim krokiem ruszyła do łazienki a kiedy już wyszła, Steve nie mógł wyjść z podziwu i aż usiadł z wrażenia.Miała na sobie czarną, krótką i obcisłą sukienkę z koronki, wysokie buty na obcasie i delikatny makijaż, czego dopełnieniem była krwistoczerwona pomadka na ustach.
Widząc reakcję swojego przyjaciela, tylko uśmiechnęła się zalotnie i rzuciła:
- Jedziemy na imprezę.
- Aale... Tak teraz? Ja nie jestem odpowiednio ubrany...- odparł zmieszany chłopak.
- A tam, daj spokój, wyglądasz świetnie. To znaczy... Hmm... Wyglądasz dobrze- nastolatka zarumieniła się z tego, co powiedziała. - wstawaj, idziemy.
Szybkim krokiem wyszli z domu i skierowali się do samochodu.
Kiedy znaleźli się już w aucie, przekreciła kluczyk, włączając zapłon, wrzuciła bieg i z piskiem opon ruszyła z miejsca. Przez krótka chwilę jechali w ciszy, jednak Steve postanowił ją przerwać i ponowił swoje wcześniejsze pytanie.
- Dlaczego jej tak nie lubisz?
- No czemu się tak ciągniesz, jak ślimak... Wolniej nie da się jechać?! - mówiąc to, wyprzedziła samochód jadący przed nimi.
- Nie odpowiedziałaś mi - Rogers nie poddawał się tak łatwo.
- Co? Tak, jak będziemy na miejscu, muszę się porządnie wyszaleć. Umiesz tańczyć? Na pewno umiesz. Zatańczysz ze mną? A z resztą po co ja pytam, kto by nie chciał ze mną zatańczyć... Tobie też się to przyda, wyluzujesz się trochę, zamówię nam mojego ulubionego drinka. Zobaczysz, posmakuje Ci, jestem tego pewna i...
-Megan! - przerwał jej w pół zdania. - co Ci się stało? Zadałem Ci pytanie a ty jakbyś wpadła w trans, ledwo rozumiem co mówisz, wrzucasz z siebie słowa jak karabin maszynowy... Poza tym nie możemy oboje pić, ktoś musi nas przecież odwieźć do domu.
- Po prostu nie chcę o tym rozmawiać Steven...
Resztę drogi pokonali w ciszy.
CZYTASZ
You can't save me
FanfictionMegan Carter to 19 letnia szatynka mieszkająca w Nowym Jorku, wraz ze swoim ojcem. Tom, ważny biznesmen, ubiegający się o stanowisko prezydenta, który chce odmienić to miasto na lepsze, żeby jego córce żyło się lepiej. Czy ambicje i inna kobieta mog...