Rozdział 2

97 13 22
                                    

Wybraliśmy drogę przez park, który znajdował się niedaleko mojego domu. Pogoda była bardzo ładna a, temperatura mogło by się wydawać była aż zbyt wysoka jak na kwiecień.
Drzewa zdążyły już częściowo pokryć się liśćmi a, trawa nabrała widocznie bardziej zielonej barwy. Kwiaty również powoli się przebudzały i dawały we znaki przykuwając uwagę swoimi kolorami.

Droga mijała, jak na nas, raczej zwyczajnie. Mikasa musiała czasami powstrzymywać Erena przed wpierdoleniem się na drzewo a, gdy się jej nie udało musieliśmy razem go ściągać z powrotem. Ewentualnie jeśli tak jak dzisiaj w połowie drogi wpadliśmy na kilku znajomych z klasy musiałem sporadycznie uspokajać Erena i Jeana żeby się nie pozabijali albo przestali drzeć mordy na cały park. Ehh takie życie z nimi. Chociaż w większości przypadków ogarniać tą mieszankę wybuchową pomagał mi Marco, chłopak Jeana. Mikasa wtedy zwykle była zagadywana przez Annie i przestawała się przejmować resztą. Podejrzewam, że mają się ku sobie ale, to tylko moje przypuszczenia. Nic więcej tylkoooooo przypuszczeniaaaa.

Po kilkunastu minutach całą grupką dotarliśmy do szkoły. Poszedłem z Erenem, Miką i Annie do szatni a, Jean i Marco gdzieś się ulotnili po wejściu do szkoły, chyba kierowali się na piętro. Na piętrze jest łazienka... ekchem. Nie czekając ani na zajęte sobą dziewczyny, ani na wkurwiającego się na sznurówki zielonookiego poszedłem na koniec korytarze na parterze. Po obu stronach owego miejsca znajdowały się rzędy szafek uczniowskich. Otworzyłem swoją i włożyłem do niej kilka książek, które nie będą potrzebne na najbliższe lekcje. Przy okazji spakowałem do torby biały podkoszulek i czarne spodenki na WF gdyż tą lekcję miałem jako pierwszą.

Moja klasa miała dzisiaj na dziewiątą więc gdy rozbrzmiał dzwonek drzwi od wielu sal otworzyły się a, z nich zaczęli wychodzić uczniowie. Na korytarzu zrobił się tłok. Szybko chciałem zamknąć szafkę i ulotnić się do mniej zaludnionego miejsca jednak nie udało mi się to. Ledwo co zamknąłem szafkę i poczułem uderzenie w plecy. Straciłem równowagę i zacząłem lecieć do przodu, zamknąłem oczy i starałem się wystawić ręce przed siebie przygotowując się na upadek. Jednak nie nastąpił on. Zamiast twardej podłogi poczułem ciepłe, silne i najprawdopodobniej męskie ramiona podtrzymujące mnie w tali. Otworzyłem oczy i zobaczyłem niezbyt wysokiego, bardzo krótko obciętego chłopaka z ciemnymi, dużymi, błyszczącymi, ślicznymi oczami. -Uważaj na siebie Armin, zaliczyłbyś niezłą glebę- odezwał się na co odpowiedziałem po chwili zostając wyrwany z wpatrywania się w te oczy -Co? Ach tak, dzięki Connie. To było bardzo miłe, będę się starał uważać. Widzimy się na WFie- po czym chciałem sięgnąć po moją torbę ale, sam mi ją podał. Uśmiechnąłem się wdzięcznie i odszedłem w stronę szatni od WFu myśląc o... no kurna. Myśląc o nim.

Weź Mnie... To Znaczy Na Ręce Oczywiście! /Carmin/Yaoi/ZAWIESZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz