Pierwsze spotkanie

420 71 12
                                    

⛥⛥⛥

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

⛥⛥⛥

Nie mieliśmy dzisiaj żadnych poważnych wyjazdów. Niby powód do radości. Z drugiej strony od samego rana siedziałem w stosach dokumentacji zakryty aż po czubek głowy. Czy ratownik medyczny naprawdę miał za zadanie sterczeć w jednym miejscu i wypełniać tony papierków, których pewnie i tak nikt nie przeczyta? W drugim pomieszczeniu V śmiał się na całe gardło z żartów opowiadanych przez dyżurną, przyjmującą pacjentów. Zrobił sobie przerwę, szkoda że półtorej godziny temu. Nawet nie miałem ochoty podnosił tyłka z fotela, żeby zagonić go do pracy, i tak po piętnastu minutach wymyśli kolejną wymówkę.

Dopijałem drugą kawę, mimo że wskazówki zegara pokazywały godzinę 12. Nie ma się co dziwić po nocce. Nasza placówka naprawdę potrzebowała większej ilości pracowników.

Przysnąć po dwóch kawach to już wyczyn. A mnie się udało. Ułożyłem głowę na stosiku kartek jak na miękkiej podusi i pochrapywałem. Było mi tak przyjemnie i spokojnie. Głosy V ucichły, wsłuchiwałem się jedynie w tykanie zegarka na biurku i szum ulicy za oknem. Ogarnęła mnie senna błogość.

-Nam, zbieraj się.

Odkaszlnąłem, mając nadzieję, że to pozwoli mi się przebudzić i dopiłem ostatni łyk zimnej kawy. Reszta fusów załaskotała mnie w gardło.

- Gdzie jedziemy? – wsiadłem do pojazdu i zapiąłem pasy.

- Do centrum, mogą być korki, znowu będzie trzeba się przeciskać – niezadowolony Tae wkładał kluczyk do stacyjki. Jeżeli mój przyjaciel od zawsze jeździł tak jak podczas akcji, to naprawdę dziwię się temu, kto dał mu prawo jazdy. Zachowywał się jakby nie obowiązywały go żadne zasady ruchu drogowego. To zrozumiałe, że karetka ma większe prawa, ale to co on robił przekraczało granice uczestnika publicznego ruchu. Na miejscu byliśmy po 5 minutach.

- Dzięki ci wschodni wietrze – powiedziałem wysiadając i wypuszczając mocny oddech ulgi. Znów udało mi się ujść z życiem.

Staliśmy pod małą cukiernią w centrum miasta. Została tymczasowo zamknięta. Kobieta z papierosem stała pod drzwiami i dreptała z zimna, z zarzuconym na ramiona cienkim sweterkiem.

- W środku panowie – poinformowała nas.

Wewnątrz, druga kobieta, bardzo niska i drobna, w czerwonej zwiewnej sukience, zalewała się łzami. Dolna szczęka dygotała jej z emocji. Na podłodze, z uniesionymi nogami leżał mężczyzna. Czarna grzywka unosiła się do góry. Bardzo blada cera i usta odznaczały się na czerwonych kafelkach.

- Zemdlał? – zapytał Tae i ukląkł obok mężczyzny.

- Chyba tak – załkała, ale już mniej spanikowana, gdy zobaczyła, ze przyszliśmy z pomocą – Nagle upadł, nie mówił, że gorzej się czuje, ani nic. Normalnie ze mną rozmawiał i w sekundzie upadł na ziemię.

Wyśnione życie| NamjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz