Książka

430 70 39
                                    

Od samego rana przekładałem każdą ze swoich cennych książek z półek do pudeł

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Od samego rana przekładałem każdą ze swoich cennych książek z półek do pudeł. Zajmowały więcej miejsca niż ubrania, kosmetyki i inne drobiazgi razem wzięte. Całą noc Precel piszczał pod drzwiami sypialni, chcąc wydostać się na zewnątrz, a kiedy zirytowany spełniłem jego prośbę, wracał na legowisko obok ciepłego grzejnika. Robił mi na złość albo zamienił się na osobowości z kotem sąsiada. Po dwóch godzinach rozbolały mnie mięśnie rąk, trzęsły się gdy sięgałem do wysokich półek pod sufitem.

Już dawno natknąłem się na ulubioną książkę przygodową Jina. Czytał tylko raz i to początek książki, ale mimo opłakanego stanu nigdy się jej nie pozbył. Była zniszczona i pomięta od wilgoci, zabrudzone plamy zamazywały dużo liter. Nie mogłem jej wyrzucić.

Wspomnienie

Jin pojechał do cukierni. Pierwszy raz od trzech dni podniósł się z łóżka, a ja prawie skakałem ze szczęścia.

- Pomaluje dzisiaj ścianę, tę przy dużym oknie – poinformował mnie podczas śniadaniu. Siedział przy stole i wsypywał płatki do różowej miski.

- Zdecydowałeś się już na kolor?

- Różowy byłby uroczy, ale chyba pomaluję na pastelową żółć, będzie jaśniej – odpowiedział, ale bez przekonania.

Słońce mocno oświetlało kuchnię. Precelek zajadał się podarowaną mu przez Jina przekąską. W tle grała spokojna muzyka. Wyciągnąłem nogi rozciągając mięśnie. Masaż zdecydowanie był mi potrzebny. Oparłem bose stopy o belkę łączącą nogi stołu.

- Josan dzwoniła – zmieniłem temat.

- I co chciała? – znowu ten brak przekonania do czegokolwiek. Jin lubił moją siostrę i zawsze cieszył się, kiedy mógł usłyszeć jakieś nowinki o niej i jej nowo narodzonym dziecku.

- Zaprasza nas do siebie na weekend. Ysun kończy jeden roczek. Chciałbyś jechać?

- Jasne – posłał cień uśmiechu i wrócił do powolnego zjadania śniadania.

No to postanowione. Przynajmniej wstał.

Pół godziny po tym, jak opuścił dom, poszedłem w odwiedziny na posesję naprzeciwko. Sąsiadkę tam mieszkającą znałem praktycznie od dzieciństwa, za to tajemniczej, rudowłosej dziewczyny nie miałem „przyjemności" nigdy poznać. Jimin nie kłamał. Rzeczywiście widziałem ją parę razy, jak przechadzała się po małym ogródku przed domem i uprawiała grządki z kiełkującymi warzywami. Jakby na coś czekała, a może na kogoś.

Zapukałem mocno, ale nie natarczywie w drzwi ze srebrnym numerkiem 16. Pani Wong była odrobinę przygłuchą Chinką, bardzo lubiącą niespodziewanych gości, zawsze miała dla nich czas. Najbardziej lubiła gościć Jina. Mój chłopak świetnie dogadywał się ze starszymi ludźmi. Nie raz proponowałem mu dorywczą pracę na oddziale geriatrii w naszym szpitalu, ale zawsze odmawiał, zarzekając się, że zrobi to kiedy tylko odremontuje starą cukiernię. Wtedy odda staruszkom całe serce i duszę, a ja w to wierzyłem i martwiłem się jednocześnie. Czy zostanie wtedy choć trochę miłości dla mnie? Śmiał się wtedy, tak jak tylko on potrafił i gładził mnie po włosach jak dziecko, które powiedziało coś żenującego kompromitując matkę w sklepie lub na poczcie. Otworzyła chwilę później. Już zza drzwi słyszałem jak głośno szura kapciami i przegania małego maltańczyka szczekającego na tajemniczego gościa.

Wyśnione życie| NamjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz