Tajemnica cz.2

634 87 62
                                    

Wspomnienie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wspomnienie

Do północy siedział w cukierni. Ostatnio sypiał coraz mniej, coraz gorzej i pogrążał się w pracy.

Chciał skończyć remont przed jakimś nieustalonym odgórnie terminem i trwał w tej decyzji, aż do dnia, w którym stwierdził, że cukiernia wygląda już praktycznie tak jak w jego wizji i zamiarach na samym początku przygody z zakupem małego lokalu niedaleko centrum miasta. Lokalizacja była idealna, nie za daleko domu i niezbyt oddalona od najbardziej ruchliwych ulic, mieściło się tu większość dużych firm, spółek i korporacji, dlatego na pewno nie będzie narzekał na brak klientów. Dodatkowo nie miał zbyt dużej konkurencji, jedynie piekarnię dwie ulice dalej i małą restaurację w hotelowym lobby. Nie wybrał jednak tego miejsca ze względu na lokalizację, ani nawet unikatowy, czarowny nastrój panujący wśród starych ścian. Miał swój powód, którego nie chciał ujawniać Namjoonowi, przynajmniej nie na razie. Sam musiał się z tym powodem oswoić i ostudzić myśli rozkołatane jak bijące przy ukochanym serce. Kim Namjoon nie był tylko jego chłopakiem, przyjacielem i bratnią duszą, był jego opiekunem, przydzielonym przez samego Boga. Zjawił się nagle i niespodziewanie, w chwili, gdy nie był tego świadomy, pogrążony w głębokim śnie. Po przebudzeniu ujrzał przystojną, spokojną twarz. Skupił się na niej, żeby znów poczuć się przynależnym do ziemskich zasad życia, powrócić z krainy snów, gdzie czuł się uwięziony. Nie chciał tam wracać, ale nic nie potrafił poradzić na ogarniający go błogi spokój, rozgrzewające uczucie i melancholijny przymus zamknięcia oczu. Nie panował nad tym, w jednej chwili jesteś i w drugiej cię nie ma, upadasz, znikasz, śnisz.

Miewał piękne sny. Kroczył brzegiem dalekiego morza po gładkim piasku, nogi nie zapadały mu się w zwały drobinek, stąpał po twardym gruncie, dzięki czemu nie odczuwał zmęczenia przedzierając się przez morze kryształków. Wiał ciepły wiaterek, a obok stąpał ktoś bliski. Krok w krok przy jego ciele, na równi stawiając jednakowe kroki. Stopy raz po raz moczyła im ciepła woda, rozmawiali. Lubił te sny. Jeśli jego choroba miała mieć swój charakter, chciał by to był jej unikatowy styl, piękne sny. Zachorował jako piętnastolatek i właściwie do dziś nie wiedział dlaczego. Podobno miał jakieś uwarunkowania genetyczne i mogło to być zarówno prawdą jak i nie. Nie znał swojej matki, wychowywała go druga żona jego ojca, a on o byłej ukochanej nie chciał nigdy opowiadać. Podobno znalazła sobie inną rodzinę, ale niewiadomo, czy ojciec nie chciał się wybielić i usprawiedliwić, może to on zakochał się po raz drugi zostawiając matkę dla Rose, angielskiej tancerki, duszy towarzystwa, jego ukochanej macochy, która nauczyła go wszystkiego co potrafił, wpoiła mu każde dobre zachowanie, przyjęła jak własnego syna, wyleczyła z chorobliwej nieśmiałości i paranoicznego strachu przed lekcjami fizyki, przed którymi dostawał mdłości i bólów żołądka. Miała sposób na wszystko, odnajdywała się w każdej sytuacji, potrafiła się dogadać z każdym, nawet najbardziej upierdliwym sprzedawcą w sklepie mięsnym na osiedlu obok. Jin starał sie być taki jak ona, całe życie brał z niej przykład i to dzięki niej przeżył samotnie przez tyle lat ze swoją chorobą.

Wyśnione życie| NamjinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz