Rozdział 6

1.5K 109 79
                                    

Minął kolejny tydzień. W tym czasie ja oraz Nicholas zaczęliśmy naprawdę dużo ze sobą rozmawiać. Gawędziliśmy o wszystkim. Zaufałam temu chłopakowi i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Opuściłam teren szkoły. Wracałam do domu, codzienna rutyna. Jednak ten dzień był trochę inny. Pomimo tej całej nieciekawej akcji z Chloe i Adrienem, czułam się trochę bardziej zadowolona niż wczoraj.

Z powodu Nicholasa. Wymieniliśmy dzisiaj ogólnie parę zdań, a także wymieniliśmy się numerem telefonu. Muszę szczerze przyznać, że poprawił mój nastrój. Obronił mnie, Adrien nigdy tak nie stanął w mojej obronie, on miał zupełnie gdzieś moje zdanie.

Polubiłam go. Sprawia wrażenie szlachetnego, ciepłego i przyjacielskiego. Takiego kogoś mi brakowało. Uparł się siedzieć ze mną na prawie wszystkich lekcjach, co mile wspominam. A Cleo usiadła z Savanną. Może doniesie mi przynajmniej potem jakieś plotki od niej, czy przypadkiem Savanna coś nie knuje.

- Marinette! - usłyszałam wołającego mnie Nicholasa.

Zatrzymałam się i obejrzałam za siebie.

Nabrał powietrza do płuc, a ja wyczekiwałam co chce mi powiedzieć.

- Słuchaj, nie chcę ci zajmować czasu, oczywiście jeśli nie możesz to nie musisz, nie nalegam, ale no... Może oprowadziłabyś mnie chwilę po Paryżu? To nowe dla mnie miasto... Oczywiście jeżeli masz czas, bo jak...

Przerwałam jego niekończącą się wypowiedź śmiechem.

- Jasne, nie mam nic przeciwko temu. - uśmiechnęłam się do niego. Chciałam jeszcze z nim pobyć, co mi szkodzi. Nie szkodzi, wręcz przeciwnie, poprawi nastrój.

- Too... Chodźmy może tędy.- wskazałam i zaczęliśmy iść obok siebie na równi.

- Dzięki.

- Nie ma za co, w domu i tak będzie mi się nudzić, rodzice wracają z pracy za około godzinę, więc żadna mi strata oprowadzić ciebie po Paryżu, a wręcz przeciwnie.- chyba zaczęłam nieświadomie naśladować jego długą wypowiedź.

- Wręcz przeciwnie? - zapytał zaczepnie, spojrzał na mnie, a jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- Tak.- zachichotałam wesoło. - Polubiłam cię.

Zaraz, co ja powiedziałam.

Och, nie, nie to. Zbyt mocno to zabrzmiało. Zbyt odważnie. Za ostro jak na dwa dni znajomości. Chyba.

- Z-znaczy... w sens-sie...

- Już dobrze rozumiem.- odparł jakby znał moje myśli.

- Ej skąd znasz moje myśli? - zapytałam i zaśmiałam się razem z nim. - I jeszcze raz dziękuję za ratunek przed Chloe. Trzymałeś mnie, ale byłam tak wściekła na tego kretyna, że się wyrwałam i nie wytrzymałam. Wybacz, gdybym się na niego nie rzuciła pewnie potoczyłoby się to inacz...

- Weź przestań, zasłużył sobie. Dobrze zrobiłaś. Też miałem ochotę mu dołożyć. A Chloe dzięki temu ma za swoje, więc wyszło na dobre. Tylko twoje piękne włosy trochę ucierpiały.- znowu począł przyglądać się moim ciemnobrązowym, lekko kręconym włosom.

Zarumieniłam się.

- I ślicznie się rumienisz.

- Och... - zachichotałam. - Ty chyba nie zauważyłeś, że sam też się mocno rumienisz.- udałam małego focha.

- Naprawdę? - zawstydzony dotknął swojego policzka.

Weszliśmy na most, znajdujący się nad długą rzeką. Był bardzo duży.

Żałuję || MiraculousWhere stories live. Discover now